Czerń nie zapomina. Agnieszka Hałas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerń nie zapomina - Agnieszka Hałas страница 15

Название: Czerń nie zapomina

Автор: Agnieszka Hałas

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия: Teatr węży

isbn: 9788381887656

isbn:

СКАЧАТЬ

      – A ja jestem pawiem i mam pawi ogon – skwitował Żałobnik.

      Akhania uniosła brew.

      – A chce pan pawi ogon? Proszę mnie nie prowokować.

      – Myślę, że nasza nieufność jest w pełni uzasadniona – odezwała się Śnieg nieco bardziej ugodowym, ale chłodnym tonem. – Jeżeli służba ma polegać na wyłapywaniu naszych braci w darze…

      – Kto mówi o braciach w liczbie mnogiej? Chcę, żebyście tu sprowadzili jednego brata, i ręczę honorem maga, że nie mam względem niego wrogich zamiarów. Tak się składa, że Krzyczący służył mi w przeszłości, tak samo jak wy teraz. Zrealizował dla mnie niebezpieczną misję na Wyspach Śpiewu, udaremniając zakusy Doliny Śniedzi.

      – A później zbiegł? – spytała cokolwiek kąśliwie Śnieg.

      – Nie. W wyniku pechowego splotu okoliczności przypuszczalnie został poważnie ranny oraz porażony czarem odbierającym pamięć. Przebywa obecnie w osadzie Gangarocai nad Morzem Tęsknot. Chcę, żebyście go odszukali, zweryfikowali, czy to faktycznie on, i sprowadzili go tutaj. Bez ofiar. Jeżeli rzeczywiście stracił pamięć, może stawiać opór. Nawet w złej kondycji będzie niebezpieczny jak zranione dzikie zwierzę.

      Śnieg niepewnie popatrzyła na Ferena.

      – Myślę, że sobie poradzimy – oznajmił ku jej zdziwieniu. – Pod warunkiem że obroże nie sprawią nam jakiejś przykrej niespodzianki. Jak one działają?

      Akhania ar Vithanare wyglądała na zupełnie szczerze zaskoczoną.

      – Sądziłam, że znana jest wam formuła Ezelharda. Obroże uniemożliwiają atak na kogokolwiek, kto służy srebru. Bardzo ułatwiają też wytropienie noszącego. Nie wdając się w szczegóły techniczne: jeśli uciekniecie, znajdę was.

      – No tak, to było do przewidzenia. – Feren nie wyglądał na zmartwionego. – Bez obaw. Daliśmy słowo, nie złamiemy go.

      – Dotrzymanie słowa leży w waszym interesie – odrzekła chłodno Akhania. – Zalecam również dyskrecję i postępowanie w taki sposób, żeby nie ściągać na siebie uwagi. Nikt nie może wiedzieć, z czyjego polecenia działacie.

      – Oczywiście – mruknęła Śnieg. – Władze Elity mogłyby nie być uszczęśliwione, że dwoje ka-ira pomaga zrealizować czyjeś prywatne cele pod szyldem srebra. Prawda?

      – Wprost przeciwnie. – Magini uśmiechnęła się kącikiem ust. – Przyjęłam was na służbę za zgodą i aprobatą władz Elity. Arcymistrz osobiście wydał specjalną dyspensę, aby można było was zwolnić z Domu Godnego Odejścia.

      – Czy świat stanął na głowie? – spytała retorycznie Śnieg. – Mam uwierzyć, że z dnia na dzień z jakiegoś powodu staliśmy się potrzebni srebru? Dlaczego?

      – To długa historia. Obiecuję, że jeśli sprawnie zrealizujecie pierwsze zadanie, wrócimy do tego tematu. Teraz myślcie o tym, jak bezpiecznie sprowadzić Krzyczącego z Gangarocai.

      – Poradzimy sobie – zapewnił ponownie Feren.

      Śnieg potaknęła, bo niedyplomatycznie byłoby zaprzeczyć. W jej głowie kłębiły się pytania, które zamierzała zadać Żałobnikowi, gdy znajdą się sami.

      – Czas nas goni – podjęła Akhania. – Bądźcie gotowi jutro w południe. Igiełka naszykuje dla was potrzebne akcesoria i otworzy portal. Wszystkie sprawy organizacyjne, kwestie pergaminów, ksiąg i czegokolwiek jeszcze, czego możecie potrzebować, ustalajcie z nim.

      – Przydałaby się iluzja maskująca obroże – zauważyła Śnieg.

      – Czwarta formuła z grymuaru Fligelisa. Igiełka zna ten czar. Ach, jeszcze jedno. – Magini dopisała coś na leżącym przed nią dokumencie, odłożyła pióro i zmierzyła ich spojrzeniem. – Bądźcie czujni i liczcie się z możliwością wystąpienia… komplikacji. Krzyczącego poszukują również wysłannicy Otchłani. Po tym, czego dokonał na Wyspach Śpiewu, Dolina Śniedzi życzy mu losu gorszego od śmierci.

      * * *

      Laaz-Azlith, demon stosunkowo niskiej rangi, lecz słynący wśród pobratymców z drapieżności i brutalnej siły, wpełzł przez uchylone wrota do sali tronowej. Jego ciemną, wieloręką postać spowijały cienie oraz woń zgniłego mięsa.

      Minął zakutych w zielonkawe zbroje wartowników o rozjarzonych ogniście oczach. Popełzł tam, gdzie pod baldachimem z węży zasiadał Tuur-Hazl-Gaddah, trójgłowy władca Doliny Śniedzi. U jego stóp spoczywała bestia o łuskach barwy mosiądzu, skrzydłach sępa i kilkunastu bezokich, zębatych paszczach, z których wysuwały się rozwidlone języki.

      – Bądź pozdrowiony, o najbardziej bezlitosny z synów wielkiej Tuur-Ghidal – wysyczał uniżenie Laaz-Azlith, bijąc przepisowe siedem pokłonów. Bezoka bestia zamruczała jak syty lew. – Twój niegodny poddany stawia się na rozkaz.

      – Bardzo dobrze. – Głos władcy przywodził na myśl odległy grzmot. – Mam dla ciebie zadanie. Udasz się do świata ludzi, nad Morze Tęsknot, do osady zwanej Gangarocai. Mieszka tam szaleniec, którym opiekuje się odmianka imieniem Łasica. Rozpoznasz go po tym, że ma na policzku trzy szramy. Trzeba go zabić i zniszczyć jego duszę.

      – Zabić i zniszczyć jego duszę – powtórzył Laaz-Azlith.

      – Tak. Lecz bądź ostrożny. Ten człowiek to sługa Doliny Popiołów, czarny mag, który w pojedynkę pokrzyżował nam plany na Wyspach Śpiewu. Nasi szpiedzy nie zdołali ustalić, czy naprawdę postradał zmysły, czy tylko udaje, i jakie jeszcze sztuczki może skrywać w zanadrzu. Zachowaj czujność i rozwagę.

      Laaz-Azlith ponownie skłonił się nisko.

      – Słyszę i jestem posłuszny.

      Nie dał po sobie poznać, że wzmianka o fiasku na Wyspach Śpiewu wzbudziła jego niepokój. Wśród pomniejszych demonów krążyły liczne plotki na temat tej kompromitującej porażki. Szeptano, że sam ognisty Hanakarlath, jeden z siedmiu książąt Doliny Śniedzi, został za nią ukarany kilkusetletnim więzieniem.

      Kiedy Laaz-Azlith opuścił salę tronową, bestia o skrzydłach sępa zasyczała:

      – Pamiętaj o Dolinie Popiołów, o okrutny. Zasłużyli na zemstę.

      – Zasłużyli – potwierdził Tuur-Hazl-Gaddah. – Wszystko w swoim czasie, moja Krah-Hazl.

      Wprawdzie układ sił i sojuszy w Otchłani na razie wykluczał bezpośredni atak na popieliste królestwo, ale było oczywiste, że taka sytuacja nie może trwać wiecznie. A zemsta to owoc, który smakuje najlepiej, gdy dojrzeje.

      3. Szaleniec z Gangarocai

      I co sądzisz o tym wszystkim?

      Pytanie było na poły retoryczne, a Feren Berilt nie odpowiedział od razu. Dłuższą chwilę ważył słowa, nim odrzekł:

      – СКАЧАТЬ