Czerń nie zapomina. Agnieszka Hałas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerń nie zapomina - Agnieszka Hałas страница 19

Название: Czerń nie zapomina

Автор: Agnieszka Hałas

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия: Teatr węży

isbn: 9788381887656

isbn:

СКАЧАТЬ Śliz pozwolił mu zostać w osadzie, choć niektórzy się o to burzyli…

      – Rzewień najgłośniej gardłował, że któregoś dnia przybędą tu srebrni i ukarzą całą osadę za to, żeśmy udzielili schronienia przeklętemu – podjęła Łasica. – Ale Krzyczący jakoś przekonał Śliza, żeby twardo trzymał jego stronę, więc Rzewień i pozostali nie mieli już nic do gadania. No i żmij został z nami. Mieszkał u mnie, chodził z chłopakami łowić ryby w rzece, nikomu nie sprawiał kłopotu. A potem… – Przełknęła ślinę. – Potem przybyło tamtych dwoje.

      – Demony? – zapytał Feren.

      – Nie wiem, kim byli. Kobieta w szarej sukni i mężczyzna. Przybyli o zmierzchu, piechotą. Powitał ich spokojnie, widać było, że się znają, i poszli wszyscy razem nad brzeg morza. Długo nie wracał, alem się bała tam iść za nimi, by się nie zgniewali. A o świcie mój Kłak znalazł go na piasku, nieprzytomnego, z raną na dłoni. Ocknął się dopiero nazajutrz i wtedy się okazało, że ma rozum pomieszany.

      – A rana się nie goi – dokończył Szerszeń. – Umiem rozpoznać klątwę demonów, nawet jeśli nie potrafię jej wyleczyć. Opiekujemy się nim, bo nie lza było pozwolić, by sczezł.

      – Sądząc po objawach, klątwa należy do tych, które działają stosunkowo wolno. Ka-ira są silni, więc może da się mu jeszcze pomóc. – Feren popatrzył na Śnieg. – Zabieramy go?

      Żmijka obejrzała się na Krzyczącego, który nadal siedział bez ruchu i patrzył w ziemię. Jego twarz niczego nie zdradzała, ale Śnieg zaczęła podejrzewać, że zrozumiał ich rozmowę.

      Miała rację. Sekundę później źrenice rozbłysły mu żółto i zdematerializował się bez ostrzeżenia. Feren zaklął.

      – Umiesz podążyć za echem dematerializacji? – rzucił.

      – Bez przygotowania nie!

      – To zaczekaj!

      Zdematerializował się z hukiem, jakby ktoś wypalił z rusznicy. Śnieg napotkała spojrzenia dwójki odmieńców. Bali się reagować, ale ich wzrok mówił wszystko.

      – Okłamaliście nas. Wcale nie jesteście jego przyjaciółmi – powiedziała cicho Łasica.

      – Jesteśmy. Chcemy mu pomóc, tyle że on o tym nie wie – odrzekła Śnieg.

      Odmieńcy milczeli. Wątpiła, by uwierzyli, ale to nie miało znaczenia.

      Po niedługiej chwili huknęło ponownie, tyle że przed chatą. Śnieg wybiegła na zewnątrz i ujrzała Ferena, który podtrzymywał półprzytomnego Krzyczącego.

      – Musiałem rzucić Uśpienie, zaraz go skosi! – Żałobnik wyciągnął z kieszeni lusterko. – Chcę wrócić, chcę wrócić! – zawołał.

      Powietrze przed nimi zamigotało, zadrżało jak podczas upału i pojawił się siny krąg portalu.

      Siedziba Akhanii musiała leżeć znacznie dalej na wschód niż Gangarocai. W osadzie odmieńców słońce dopiero chyliło się w stronę horyzontu, lecz kiedy Śnieg i Feren wyszli ze zwierciadła portalowego, za wysokimi oknami pracowni szarzał zmierzch.

      Igiełka czekał na nich, ale nie sam. W pracowni siedziała również Akhania, wertując księgę. Na widok przybyłych zerwała się na równe nogi.

      – Nieprzytomny?! – spytała ostro.

      – Tylko uśpiony – odparła Śnieg.

      – Klątwa i pomieszanie zmysłów – doprecyzował Żałobnik, który dźwigał Krzyczącego, przerzuciwszy go sobie przez ramię jak worek.

      Akhania nie wyglądała na zaskoczoną. Szeptem wydała polecenie Igiełce, a ten wybiegł.

      – Do sąsiedniej komnaty, na łóżko – rozkazała Ferenowi. Brwi miała zmarszczone, ale nie wyglądała na wystraszoną czy choćby poruszoną, jej aura też nie zdradzała emocji. – Shial, na regale na lewo od drzwi stoją komponenty do rytuałów oczyszczenia. Trzecia półka od dołu – rzuciła przez ramię. – Zapal białe świece. Sługa za chwilę przyniesie to, czego potrzeba na ofiarę.

      – Żaden rytuał oczyszczenia nie złamie takiej klątwy – zaprotestowała Śnieg, myśląc w duchu, że hipoteza o romansie ewidentnie właśnie upadła.

      – Nie, ale może uniemożliwić jej rozniesienie na kolejne osoby. Wolę zapobiegać, niż leczyć. Oboje jeszcze mi się przydacie.

      * * *

      W karczmie nocowała akurat większa kompania kupców z czeladzią i ostała się tylko jedna wolna izba. Wynajęła ją Lorraine, a Rożek został przez nieugiętą karczmarkę odesłany do stajni na siano. Nie przeszkadzało mu to, nie miał ochoty znosić kosych spojrzeń i zaczepek ze strony pachołków nocujących we wspólnej sali. Konie przynajmniej nie zwracały na niego uwagi.

      Tej nocy przyśniło mu się, że wrócił do Shan Vaola i szuka czegoś w mrocznych, śmierdzących stęchlizną kryptach na najniższym poziomie Podziemi, przyświecając sobie maleńkim słoiczkiem świeciwa, galaretowatej substancji otrzymywanej z fosforyzującego mchu, który porastał zawilgocone mury. Tuż za kręgiem poświaty zgromadziły się zdziczałe homunkulusy, węsząc i groźnie szczerząc kły. Mrowie błyszczących w mroku ślepi tak przeraziło Rożka, że ocknął się zlany zimnym potem.

      Na dworze dopiero zaczynało się przejaśniać. Poszedł do studni napić się wody i ochlapać twarz, potem z powrotem wyciągnął się na sianie. Któryś z koni parsknął i zarżał, pewnie niezadowolony z obecności obcego. Rożek zamknął oczy i zaczął rozmyślać o dziwnej młodej arystokratce, która – jak swego czasu szeptano w Podziemiach – uratowała życie Krzyczącemu w Ciemności podczas obławy zorganizowanej przez srebrnych magów, później zaś zniknęła z miasta i nikt jej już nigdy nie widział. A teraz pojawiła się znikąd, wyposażona w pieniądze oraz talizman sporządzony przez srebrnych magów, w towarzystwie stwora, który był niegdyś chowańcem Krzyczącego. I oboje twierdzili, że muszą odszukać tego rąbniętego żmija w związku ze zbliżającą się magiczną katastrofą. Czysty obłęd.

      Sam nie wiedział, kiedy ponownie zapadł w sen. Obudził go dziwny ciężar przygniatający pierś i gderliwy głos Zazela.

      – Wstawaj i chodź na śniadanie, rogata ofiaro losu. Jest gorąca owsianka na mleku i placki. Z masełkiem!

      Na podwórzu trwała krzątanina wokół kupieckich wozów. Kilku pachołków posłało Rożkowi nieprzyjazne spojrzenia, a jeden splunął, składając palce w znak odpędzający uroki. Karczmarka też skrzywiła się na widok odmieńca, za to siedząca w kącie sali Lorraine uśmiechnęła się promiennie i pomachała mu ręką. Znów była uczesana w nienaganny koczek, wyglądała na wyspaną i zadowoloną z życia. Przy sąsiednim stole dwaj kupcy kończyli posiłek, głośno narzekając na stan gościńca i zastanawiając się, czy wozy ugrzęzną w błocie jeszcze przed dotarciem do mostu na rzece Sel. Po chwili podeszła służąca i z ponurą miną postawiła przed Rożkiem parującą miskę owsianki.

      – Strzała jest gotowa do użycia – powiedziała cicho Lorraine, kiedy wojownik СКАЧАТЬ