Macocha, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Macocha, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski страница 8

Название: Macocha, tom drugi

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Eliza potrzebowała mu zajrzeć w oczy, aby się przekonać, czy jakiej małej, epizodycznej intryżki nie potrafi zawiązać. Rzuciła słów kilka… kilka wejrzeń, a nie znajdując dość dobitnej odpowiedzi w oczach młodzieńca, zawyrokowała odchodząc, że to dzieciak jeszcze…

      Pani Angliolina Cipriani zbliżyła się także, potrzebując pokazać się przybyłemu, który dotąd nie spojrzał na nią; kilka słów powiedziała pani St-Georges, nawet Babetta przesunęła się poglądając ku niemu.. i kawaler Georges ledwie go umęczonego zapytaniami potrafił uprowadzić nierychło…

      Miał sobie za obowiązek odwiódłszy go do ładnych pokoików w entresolu, posiedzieć tam jeszcze z pół godziny na poufałej pogadance, i odchodząc przyrzekł służącego przysłać, za co mu Dobek podziękował bardzo, prosząc, aby tego nie czynił, gdyż nawykł był od dzieciństwa ubierać się i rozbierać sam i bez sługi obchodzić się lubi… Rozstając się Georges miał wielką ochotę pocałować w twarz miłego przyjaciela, lecz nie śmiał jakoś i odłożył to na jutro…

      Po wyjściu jego… gość natychmiast zaryglował drzwi jedne i drugie, i padł na fotelik znużony, złamany, jakby go nagle reszta sił odbiegła. Głowa opadła mu na piersi, ręce zwisły na poręczach, oparł się o nie i pozostał tak nieruchomy długo, długo… póki zegar na kominie wybijający pierwszą godzinę w nocy z tego zadumania go nie przebudził…

      Potrzebujemyż czytelnikowi tłómaczyć, iż owym Wawrkiem Dobkiem Borowieckim była biedna Laura… której się zdawało, że ją senne mary porwały w świat dziwów i czarów? Od chwili, gdy na Muni wyjechała zrozpaczona, rozdrażniona w świat, opuszczając Borowce, minęło dni niewiele; lecz ileż wrażeń, strachu, niepewności, zwątpienia!… Znając dobrze okolice i lasy borowieckie, nigdy pono dziewczę granic ich nie przekroczyło. Zbierając się dopiero w tę podróż, na którą całej energji i odwagi potrzebowała, Laura przez kilka wieczorów rozpatrywała mappę, którą komornicy byli przed rokiem zrobili, oznaczając na niej błota, strumienie, hrudy, uroczyska i drogi. Na tej mappie nauczyła się którędy najbezpieczniej w świat wyrwać się mogła, omijając gościniec wielki, na którym obawiała się pogoni.

      W główce jej ułożyło się wszystko jak najłatwiej, lecz jakże różnie gdy przyszło do wykonania! Już w pierwszej chwili wykradając się z uśpionego zamku pod oknami pani Lassy, strach ją jakiś ogarnął; potem gdy wyprowadziwszy Munię, skoczyła opiąwszy troki na siodełko i znalazła się w czystem polu za miasteczkiem, choć noc była jasna… cicha… wonna… ogarnęła ją trwoga niewypowiedziana. Pierwszy raz w życiu była tak sama a sama na całym szerokim świecie, otoczona nieprzyjaciołmi tylko i niebezpieczeństwy… Byłaby może wróciła zawstydzona z tej wyprawy, gdyby nie przypomnienie macochy, tego co doświadczyła i co ją od niej czekało… Munia sama niosła prawie nie kierowana drożyną ku lasom, parskając dziwnie, jakby była rada, że się na swobodę wyrwała…

      Nad rankiem dopiero przebywszy znaczną przestrzeń, jak się Laurze zdawało, zawsze w jednym kierunku, znalazła się prawie na kraju lasów, gdyż szczęśliwie zbłądziła nie oddalając się od Borowiec; u spotkanych dopiero ludzi spytała o drogę na uroczyska, których się z mappy nauczyła, a ci, nie poznawszy jej, wskazali którędy jechać miała…

      Cały dzień błądziły po lesie, Laura zmęczona, Munia głodna… póki nie dobiły się do karczemki, nie spoczęły tu trochę i nie ruszyły dalej na nocleg do wsi już za puszczą położonej. Mimo całej energji ducha Laura czuła się zmęczoną tak, iż zwątpiła czy dalej jechać potrafi… Nadjechała pogoń z Borowiec, którą rozmawiającą w nocy pod karczmą i wywiadującą się usłyszała Laura, i to jej dodało męztwa a siły. Nazajutrz rano, noc spędziwszy w płaszczu na sianie przy koniu, puściła się w dalszą drogę…

      Trzeciego dnia wysłała list przez żebraka do ojca… Pierwszy strach powoli przechodził, oswajała się z dziwnem położeniem swem i nabierała otuchy, iż dostać się potrafi do stolicy. Z pieniędzy, które wymogła na ojcu jako ostatnią jałmużnę, znaczniejszą część zostawiła była ze szkatułką Eliaszowi, wzięła jednak z sobą aż nadto, by jaki rok wyżyć mogła. W główce jej, po rozmowach z panią Lassy, którą wybadać się starała, dziwne snuły się plany. Miała jako mężczyzna nająć sobie mieszkanie, uczyć się muzyki, czytać, pracować, żyć samotnie, wszelkich znajomości unikać i tak – czekać pókiby jej los nie nastręczył zręczności dowiedzenia się o Honorym, o Konopnicy. Wiedziała, że musiał już ożenić się z Zosią Bułhakówną; nie przeszkadzało jej to jednak kochać go całem sercem i myśleć o osiądzeniu gdzieś w sąsiedztwie… tak… aby on o niej nie wiedział, a ona go widywać mogła.

      Marzenia były dziecinne! niewykonalne, bajeczne, lecz Laura nic a nic świata nie znała, wiedziała o nim z powieści, sądziła z posłuchów. Teraz dopiero z rzeczywistością cale inną, zupełnie różną mierzyć się miała… Czuła, że jako panienka sama ruszyćby się nie mogła, nie dość byłaby swobodną; zdało się jej więc bardzo naturalnem przywdziać strój męzki, a łatwem udawać mężczyznę. Dopiero w podróży łapiąc się sama na nieustannych omyłkach w mowie i niezręcznościach w postępowaniu, postrzegła, iż suknia nie dała jej charakteru, ani nawet zupełnej fizjonomji młodego chłopaka. Musiała pracować nad sobą, ażeby przyswoić oboje… Energja charakteru dozwoliła jej w kilka dni powolnej podróży znaczne uczynić postępy…

      Jechała tak szczędząc konia, zabezpieczając się od jakiejś napaści na drodze, przeciw której miała tylko parę pistoletów w olstrach i lekką prostą szabelkę, nie umiejąc jej użyć wcale. Opatrzność jakoś czuwała nad nią, iż jej nic złego nie spotkało… Dziwnym trafem w jednej gospodzie napędził ją był rotmistrz i niechybnieby poznał, gdyby on i jego ludzie nie byli tak napili, iż żadnej twarzy wyraźnie przed sobą nie widzieli. Laura potrafiła się dosiadłszy Muni wyrwać o zmroku z gospody, a, że to było w miasteczku, przejechać do innej, przeczekać wyjazd p. Poręby i potem spokojnie sunąć się dalej.

      A ileż myśli sunęło się z nią razem, jak chmury czarne krążąc nad jej głową! Pieszczone dziecię, jedynaczka ojcowska, rzucona w wir obcego świata bez opieki, bez steru, bez wiedzy niebezpieczeństwa. Wykarmiona czytaniem Biblii – Laura jeszcze jakimś biblijnym świat widziała, czuła w nim prawicę bożą, Opatrzność, aniołów, opiekę nad czystem sercem… a w sercu ani winną, ani występną się nie czuła, tylko nieszczęśliwą. Temu nieszczęściu sam Bóg winien był pociechę, osłodę pomoc… bo nie miała nikogo oprócz Boga.. To dodawało jej męztwa… Zdawało jej się, że bezpieczeństwa strzeże z niebios ręka wszechmocna… I jechała marząc, pieszcząc się ze swoją Munią, myśląc o stolicy, o Honorym… o tem jak mężczyznę udawać będzie… Często po gospodach przeglądała się w zasmolonych zwierciadełkach, starając się osądzić czy dosyć poważną i marsową twarz miała.. Wyjeżdżając na ofiarę losom obcięła znaczniejszą część pięknych swych włosów, żal jej było ich czasem, to znowu z pewną dumą męzką zaczesywała te bujne resztki, które jej główkę otaczały… I jadąc tak ośmielona nieco… jednego wieczoru stanęła przed ową karczmą pod Emilopolem, gdzie szczęśliwy czy niefortunny traf zesłał pana hetmana z wychowańcem, aby ją wzięli w niewolę.

      Ze wszystkich niebezpieczeństw, na jakie mogła być narażona, to pewnie było najmniejsze na pozór, a jednak Laura wolałaby była może inne. Tu tyle oczu patrzało na nią z przenikliwą ciekawością, śledząc ruch najmniejszy, tu tak łatwo zdradzić się mogła!!

      Nie wiedziała sama co miała czynić, uciekać co najrychlej lub czekać i w tej szkole przymusowej nauczyć się trochę grać komedję, która musiała być jej udziałem. W sukience СКАЧАТЬ