Macocha, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Macocha, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski страница 11

Название: Macocha, tom drugi

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Trwoga ogarniała chwilami taka, że radaby była napowrót gdzieś uciec do leśniczej chaty na puszczę… to znowu niezmierna ciekawość wszystkiego tego co dla drugich istniało, a czego ona nie znała.

      W tych myślach przesiedziała wieczerzę, jako tako odpowiadając na rzucane pytania, Georgesowi zwierzyła się z bolem głowy… wymknęła się z nim, i dawszy mu odprowadzić do mieszkania, zamknęła się w niem, oczekując Babetty.

      Miała czas się namyślić dotąd, gdyż ta nie rychło przyjść mogła… Dopiero około północy posłyszała szelest przy drzwiach, i Francuzka oglądając się bacznie wślizgnęła się do jej mieszkania.

      – Odgadłam cię, rzekła, lecz niech cię to nie trwoży: jestem aktorką i najmniejszy ruch fałszywy mnie uderza, inni tego dostrzedz nie mogą… Nie życzę ci jednak siedzieć tu długo, zbyt wiele oczu cię ściga, sam hetman jest daleko plus fin niż się zdaje. Nie dziwiłabym się, gdyby cię odgadnął… Lecz powiedz mi cóż mogło zmusić twojego wieku, wychowania i stanu kobietę do rzucenia się na tak niebezpieczną drogę?.. co myślisz na przyszłość?

      – Słuchaj mnie, pani moja, rzekła Laura powolnie, ufam ci, że mnie nie zdradzisz… Byłam u ojca jedynaczką, byłam ukochanem dziecięciem, miałam całe serce jego… Ojca mego uwiodła kobieta zła, chciwa na jego majętność. Wdarła się nam do domu, wnosząc niepokój, intrygi… namiętność… została moją macochą… chciała mnie upokorzyć i zgnieść; wolałam wszystko nad to… wyrwałam się jak szalona… sama nie wiem gdzie lecę i co zrobię.

      Babetta patrzała na nią z uwagą… a jako Francuzka i artystka nie mogła tego pojąć, ażeby miłość nie wchodziła w historyę pięknej heroiny.

      – Kochałaś? chciano cię wydać za innego? nieprawdaż? dodała z uśmiechem.

      Laura zarumieniła się.

      – Nie, rzekła, o żadnej miłości i wydawaniu za mąż mowy nie było, chociaż w przyszłości czekało mnie pewnie nienawistne jakieś małżeństwo, a ja, ja za mąż iść, nie mogę…

      – Dla czego? zapytała ciekawie Babetta.

      – Bo, bo, spuściwszy oczy dodała Laura, bom sobie dała słowo, że… będę wierną temu, którego wybrało serce.

      – A! a! więc jest już serca wybrany! śmiejąc się rzekła Babetta – a widzisz…

      – Tak… a ten wybrany jest moim krewnym, i teraz pewnie już żonatym. Nie mogę być jego, nie będę niczyją.

      Zerwała się z krzesła Francuzka i poczęła ją ściskać.

      – O złota ty moja młodości! zawołała ze łzami w oczach, a! a! powtórz, niech ja raz jeszcze posłyszę te słowa z taką siłą i prawdą wyrzeczone… które my codzień profanujemy na teatrze! Jakże to słodko usłyszeć je, niby echo młodości, tych chwil czystych a drogich, w których też same wyrazy naszemu sercu się śniły… Dziecię, dziecię moje, na cóżbym ja cię rozczarowywać miała? na co ci mówić, że cię pochwyci w swe szpony szatan życia… pokusa szczęścia i że złamiesz twe przysięgi i że po złamanych płakać będziesz… jak my wszyscy płaczemy?

      Laura stała zarumieniona i trwożna.

      Babetta chodziła po pokoju.

      – A! niebacznie, rzekła, rzuciłaś się tak na to morze, dziecię moje… Któż wie czy nie znośniejszą była macocha nad tę wolność bez miary… w pośród fal, które cię na jakieś skały i pustkowia wyrzucić mogą.

      – Przestraszasz mnie, pani moja… rzekła Laura.

      – Bo się z duszy lituje nad tobą; przypominasz mi mnie samą, mówiła Babetta… mnie wyrywającą się z domu w świat ze złotemi rojeniami, a kończącą… na takiem nędznem wygnaniu…

      – Jest jednak wielka między nami różnica, odezwała się Laura, ja nie marzę, nie spodziewam się nic prócz cierpienia…

      – Ale cóż myślisz? jak i gdzie się obrócisz? pytała Francuzka… Tu, jeśli chcesz pozostać, dobrze ci będzie, lecz nie jesteś bezpieczną… przyjaźń tego zepsutego, młodego trzpiota Georges’a, który domyśliwszy się twej tajemnicy, może chcieć z niej korzystać, postawi cię w położeniu przykrem. Dwór to, jak go widzisz, na pozór niby się raikiem ziemskim wydaje, ale pod wieńcami z kwiatów pełzają węże, i kryją się gady, i krwawią blizny. Hetman jest dobry i słodki, dopóki nie znienawidzi i nie zapragnie zemsty; naówczas z hypokryzją niepoścignioną, uśmiechając się mści najokrutniej. Ten dwór, co go otacza tak zgodny i przyjazny, to gladjatorowie, z których każdy radby drugiego obalić i zamordować. Ale to wszystko odbywa się z taką dystynkcją, tak przybrane i w dobrym tonie, te trucizny podają się w takich nektarach i ambrozji, iż trzeba zaboleć, aby w nie uwierzyć. Tu wyroki śmierci układają się w madrygałach, a sztylety robią z cukierków…

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAMCAgMCAgMDAwMEAwMEBQgFBQQEBQoHBwYIDAoMDAsKCwsNDhIQDQ4RDgsLEBYQERMUFRUVDA8XGBYUGBIUFRT/2wBDAQMEBAUEBQkFBQkUDQsNFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBT/wgARCAeoBXgDAREAAhEBAxEB/8QAHAABAQEAAwEBAQAAAAAAAAAAAQACBgcIAwUE/8QAGQEBAQADAQAAAAAAAAAAAAAAAAECAwQF/9oADAMBAAIQAxAAAAHrz1PFBMkIgRCSZVEAEhMiBFLVJFGqTJEKSxk0SKiJKJKmRADRILEJJlUiIiEyIKyC1kUNIplUBIkyuhSUGylElTJEQkBEJGRIiIDRkQEFkiE0CCoJKkmV0RCkQLIrkiISAihsFiIIagNAQEUVRQ1pBQhQVJMrCC6RBJQSQWE0fMTRmKsrpATKyIkbAyBsAEyImRNEBARAaEkysaJBQ0RiNUmSMmgVTJCJG0wsBsAFMy6oIRAkFiIjREmVRQWA0gZl1ZKEZXUhbILJoiPonzUE0ZIUyugIRAkFhTK6RUFMqiCShuzMuV0kBGREyQiQmkwoJoyRCgoIgRCQAbJMLpBUhMgIpiZasSRXJCSCxiX6WRIKpLCKZIFhEyQogQLojIoLGgADRHzl3YkJkhIAI0REREIplVMqgaTCokiZWNIAqBGkFANEYl1ZoCAUlgMrpEkF0gSqC6TJKCRIStSSyCqKgCBGjJEIGZdWJEApKEZl3ZAQkJGQIhEQAUFQjVasxCsgCxpBYiFMqmT62ZlElDdhLJKEREaQXJAJCmgXBpBVBdpGV0mVkFkSUI0SZVI2mFgI3ZmVSBQ0CKpGAIRI0guDRk0RpIyaBQBSWIDaBhdCiZWTMuq0mVbCWMn0szCsivzIhNAmgXIoKkmiMisCCpEQG0yCx9LMy4UjdkSSxAIAJEAgqiRAREJJKoKBDYqphdEaTK6SVsIyuZStpCCIAqgsICBAukiAiEBJFYDJCJJldEbTC6SNVmMrko3QKCyQKpldEBEQGiICIUFSEElyJCkuTRJoyukjVYjK5XSaAbCWSWJMrpJQiioNAIEREJCBGDRGkyoAiRmXdkgsSS5VQlrEjRAKS5gt2gQgasJYANplVBYjQplYAIjQEaJMqkRhdJmVshNAAkmJk2aAhIbCUIjQAQgaFMkoBEKC6EAFJQBMytkJoAITEurEBIhQUISIgEDQpkFjJoiBdMVQBIyRAqkJoCAjK7QISIiCKtGRICA0QCRkQIjRAJEAEu0yKCxCgsICREIERmNUCAgBoiRUAgEjQAaMiQEICBEKCwmTREioRAQgICgobAkljIgJGgA2YEjIiSShJKoLCBCQpKEgsICgqBGjJoCMiAiQCaTCoAumIqSCxGkysREaATImY1SYESSXK7TICKChGkFhAiA2CCkaqQWFI1RGV0ZKCk0BAaFPmuiJExLuzKhpEyoJoyRoyQQ1pAFzG6ElhRVQXJoyBGkiJQ0Rg2BJLldscqGklANEAiYEyu0TJGTYERpJZJcmjBEumMsBG0yuTZIEoaTCppBQDQERpMLpMLsTJAJEQmkyRLHyl+tgZNEKRKgkCwkREAGkFgEgEiFJYk0VMZXJCisRkxL9LiKCKJKIrIAqQkCSxkSIBIBARSFQ0kJhQhRWE+csmqAERSURUS СКАЧАТЬ