Macocha, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Macocha, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski страница 6

Название: Macocha, tom drugi

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ że u hetmana zyskiwał malam notam, jeśli na koncerta nie chodził, gdy natomiast uczęszczający na nie i dający oznaki zadowolenia w łaski się wkradali. A miał to do siebie pełen łagodności i dobroci hetman, że gdy do kogo zawziął niechęć, choć jej nie okazywał jawnie, zachowywał w głębi serca na wieki.

      Dawało się to czuć później zawsze…

      Na koncertach więc pełno było i na oznakach zadowolenia nie zbywało.

      Ażeby osoby przychodzące szmerem wnijścia nie przeszkadzały muzyce, zwyczaj był, iż wszyscy się schodzili wprzódy, zajmowali swe miejsca, a gdy kapela wystroiła się i wysztyftowała, dopiero ukazywał się pan hetman. Witano go powstaniem, on szedł przemawiając po kilka słów do swych gości, zajmował miejsce osobne na fotelu odmiennym od innych z frendzlami złotemi, jeśli nie grał, albo zataczając rękawy do pulpitu stawał… Tego też dnia, wedle oznaczonego programu, goście zaciekawieni jeszcze przybyciem owego nieznajomego, o którym tyle mówiono, zebrali się zawczasu w wielkim komplecie. Zjawił się nawet pan Borawski, l’abbé Mourion, stary ogrodnik, Francuzi, Włosi, Duńczyk, Holender, stając hierarchicznie jedni trochę na przodzie, drudzy z tyłu, inni w ciemnych zakątach pod galerjami.

      Kawaler Georges, który miał sobie poruczoną szczególną opiekę nad młodym podróżnym, wprowadził go na salę w chwili, gdy wszyscy już byli zebrani… i szmer jakiegoś podziwienia jakby oklask cichy powitał pięknego młodzieńca. Trzeba też przyznać, że był zadziwiająco piękny, a piękność ta tak była szlachetna, pociągająca, oryginalna, iż kobiety szczególniej oderwać od niej oczu nie mogły. Suknie kawalera Georges’a przypadły doskonale do figury pana Dobka… a że były od najlepszego krawca i z wielkim wykonane smakiem, było mu w nich na podziw ładnie. Ubranie z fjołkowego aksamitu z guzikami srebrnemi, takież sprzączki u trzewików, kamizelka srebrem przetykana, piękne koronkowe mankiety i żabot przystrajały młodzieńczą figurkę tę, której główka rysami delikatnemi i przepyszną naturalną fryzurą obfitych włosów nadawała się choćby do obrazka Greuze’a. W jej wyrazie energja razem i słodycz, czułość i siła charakteru połączone były w ten sposób, jak się to rzadko męzkim trafia twarzom.

      Wchodząc młody Wawrek był nieco pomieszany z razu, zwłaszcza zobaczywszy wszystkie oczy ciekawych skierowane ku sobie; lecz wprędce odzyskał tak potrzebny mu spokój i panowanie nad sobą. Do przechadzających się po salonie wnet zaczęli się przyłączać ciekawi. Pobożanin, który był w istnej admiracji dla pięknego młodzieńca, l’abbé Mourion, Cipriani i Francuzi, przypatrywali mu się wszyscy z rozbudzonem zajęciem, egzaminując go od stóp do głowy… W początkach Georges był w obawie, by rozmowa dłuższa, którą tu dla cudzoziemców samych już musiano prowadzić po francuzku, nie była trudna dla przybyłego, lecz się okazało, że ten acz nie z niewielką wprawą, mówił dobrze po francuzku, a po niemiecku wybornie… Z kilku słów poznał też w nim Cipriani nie obcego muzyce dylletanta, który snadź i sam fortepianu próbował. Wszystko to zwiększyło jeszcze współczucie dlań i przyjazne usposobienie. Piękna pani Angiolina przyszła mu się przypatrzyć z blizka, za nią pani St.-Georges, djabełek, Babetta i Eliza… W tem oblężeniu ze wszech stron gość nieco znowu się zmieszał; szczęściem niedługo to trwało, gdyż w tej chwili syknął ktoś… cisza nastała, wszyscy się ku swojem miejscom wymykać zaczęli… Hetman wchodził. Tego dnia, jakby dla uczczenia gościa, był ubrany z największem staraniem i wyglądał tak, że byłby mógł na pokojach królewskich w Wersalu się pokazać… Ubranie jego barwy ciemnokarmazynowej ze złotem, było przepyszne, peruka nie zostawiała nic do życzenia, mankiety z najpiękniejszych brabanckich koronek, pończochy do barwy sukni stosowne, najmniejsze szczegóły zachwycały znawców i znawczynie. Gwiazda Orła Białego przyozdabiała sama jedna frak, chociaż hetman miał też francuzki order Śgo Ducha i należał do zakonu i znaku Śgo Huberta.

      Wszedłszy hetman z tym wdziękiem, który towarzyszył najmniejszym jego ruchom, z powagą razem i pewną uroczystością zbliżył się do młodego chłopaka, witając go raz jeszcze. Okiem znawcy popatrzał nań długo z uwielbieniem artysty… Ukochany jego wychowaniec, chevalier Georges wydał mu się przy tym przybyszu pospolitym i prawie brzydkim…

      Ale też z pewnością i Dobek musiał z zachwyceniem przypatrywać się hetmanowi, który rozmawiając z nim dobył z kamizelki złotą emaljowaną tabakiereczkę z miniaturą jakąś na wierzchu, aby mu dała zręczność pochwalenia się ze śliczną białą ręką, która w koronkowej swej spódniczce jak cacko wyglądała… Z jakim wdziękiem dobył szczyptę tabaczki hetman i poniósł ją do nosa, każdy palec ukazując oddzielnie wygięty z naturalnością i gracją wyszukaną razem, tego opisać niepodobna. Wielki ten mąż i w tem nawet był wielkim artystą…

      – Młody przyjacielu, odezwał się głosem muzykalnym i rytmicznym: soyez le bienvenu! proszę o to tylko, byś się uważał jak w domu i dozwolił mi spełniać każde swe żądanie. Będę szczęśliwym… jeżeli w mym domu znajdziesz spoczynek i odetchnienie!!

      To mówiąc nogę jedną cofnął w tył jak tancerz, który ma podskoczyć naprzód… uśmiechnął się i całą postacią zwinął ku muzyce, okazując gibkość i zręczność swoją, w człowieku tego wieku, jadającym obiady pana Jolego, istotnie zdumiewającą.

      W tejże chwili kapela zaczęła się ustawiać przy pulpitach dla wykonania uwertury Haydn’a… i cisza roztoczyła się po sali. Hetman zajął krzesło z frendzlami złotemi, zasiadając w niem jakby do portretu dla malarza, każdy bowiem ruch jego i poza, gdy się przed ludźmi ukazywał, były wystudjowane; hetman czuł, że to było obowiązkiem jego stanu, krwi i dostojeństwa.

      Wawrek i Georges z tyłu za nim zasiedli razem z l’abbé Mourionem, panem Borawskim, Pobożaninem, i innymi dostojniejszymi.

      Wykonanie wstępnej sztuki nic nie pozostawiło do życzenia, chociaż muzycy wyuczeni przez Ciprianiego byli po większej części poddanymi z dóbr obszernych hetmana, wyszukani między parobczakami, kuchtami, różną drużyną, w której się jakiekolwiek okazało usposobienie. W czasie uwertury hetman bawił się żabotami i uśmiechał; niekiedy jedna z dwóch dostojnych nóg jego, spoczywająca na wierzchu, wydrygiwała takt i dyrygować się zdawała kapelą..

      Zaraz po tym wstępie, hetman zwolna podniósł się z krzesła… i od niechcenia zaczął przybliżać się ku swemu pulpitowi.. Cipriani otworzył szkatułkę… ale hetman sam wyjął z niej hebanowy flet, arcydzieło kunsztu.. który naprzód otarł starannie batystową chusteczką. Cipriani rozłożył nuty na pulpicie… muzyka stanęła przy swoich, maëstro di capella ujął laseczkę… hetman strząsnął koronkowe mankiety, by mu nie zawadzały, i stanął…

      W tej pozie z fletem przy ustach okazał się znowu niezrównanym artystą. Każdy inny byłby wymuszoną, przesadną gracją starał się wywołać wrażenie; jego poza była pełna swobody, a tak wdzięczna, tak pasterska, tak rzewna!… Muzyka rozpoczynała się od pięknego tutti… po którem następowało adagio apassionato, temat… Tu flet rozpoczął śpiew… pełen słodyczy, melancholii, tęsknoty i bólu razem. Hetman grał istotnie mistrzowsko, z uczuciem, z wprawą, z życiem wielkiem… a kapela wtórowała mu dzielnie Lecz proste owo żałożenie było tylko popisem uczucia; po niem popis zręczności nadzwyczajnej, szybkie trójki spływające się w jeden sznur pereł równiuteńkich, trele słowicze, przeskoki nadzwyczajne… Wszystko to jak wieńce zielone, jak kwiatów wiązanki czepiało się na głównym temacie, ubierało go, a temat jak narzeczona do ślubu strojna coraz się śliczniej wydawał. Hetman ogarnięty sam zapałem, zapomniał w końcu o pozie, o mankietach, o peruce, o nogach i jak prosty śmiertelnik, jak Marcjasz pasujący się z Apollinem… leciał po laury artysty… Każdy też chętnieby mu go był włożył na paryzką perukę, СКАЧАТЬ