Oczy wilka. Alicja Sinicka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oczy wilka - Alicja Sinicka страница 14

Название: Oczy wilka

Автор: Alicja Sinicka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66611-83-2

isbn:

СКАЧАТЬ wrażliwa – wyszeptał.

      Uniosłam kąciki ust.

      Wstaliśmy niemal jednocześnie. Mieszanka alkoholu i emocji wirowała w moim umyśle, wpływając na koordynację ruchową. Silne ramię Artura prowadziło mnie jednak pewnie w kierunku dużych grafitowych drzwi w prawym skrzydle sali. Cieszyłam się, że będę miała szansę schować się z nim w bardziej ustronnym miejscu i porozmawiać, bez dodatkowych par uszu, sam na sam. Wyciągnął z kieszeni kartę i przyłożył do małego migającego prostokąta po lewej stronie wejścia do gabinetu. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, drzwi natychmiast się zamknęły. Towarzyszył temu dziwny odgłos zasysania. Odniosłam wrażenie, że są bardzo solidne.

      – Pancerne? – zażartowałam.

      – Tak – odparł, wzruszając ramionami.

      – Żartujesz sobie?

      Pokręcił przecząco głową, szarmancko się uśmiechając.

      – Po co ci takie drzwi?

      – Żeby czuć się bezpiecznie. – Puścił do mnie oko, opierając się o kant czarnego, błyszczącego biurka.

      Usiadłam w dużym, skórzanym fotelu naprzeciwko. Gabinet wyglądał skromnie. Ciemne ściany oświetlone były kilkoma LED-ami zamontowanymi po obu stronach sufitu. Za biurkiem wisiał obraz przedstawiający wilka. Zwierzę miało oczy o odmiennych kolorach: prawe było jasnobłękitne, przypominające kolorem tęczówkę Artura, a drugie – jasnobrązowe.

      – Ładny. – Wskazałam ręką na malowidło.

      Artur obrócił się, po czym wrócił do mnie wzrokiem.

      – Dobrze, że ci się podoba.

      – Ciekawe, wilk ze skazą – skwitowałam.

      – Ze skazą – powtórzył jakby do siebie. – Jak myślisz, Leno, które oko to skaza?

      – Brązowe – odpowiedziałam natychmiast.

      – Brązowe? – Zmarszczył brwi i ponownie odwrócił się do obrazu. – To jaśniejsza barwa. Rzadko spotyka się taki odcień tęczówki. Osobiście nazwałbym go karmelowym.

      – Racja – odpowiedziałam, zdając sobie sprawę, że jest to kolor oczu Melanii.

      Przez chwilę żadne z nas nic nie mówiło.

      – Masz udziały w Carlosie? – zapytałam retorycznie.

      Na jego prawym policzku pojawiło się wgłębienie.

      – Jakieś sto procent.

      Zdziwiło mnie to, że Jolka nie powiedziała mi wcześniej.

      – Chyba niewiele osób o tym wie – mówił dalej. – Oficjalnie klub należy do Nadii. Siedziała na sofie niedaleko nas. Nie wiem, czy miałaś już okazję ją poznać.

      – Tak, miałam – odrzekłam, w myślach dodając: „niestety”.

      – Nie przypadła ci do gustu? – zapytał, przyglądając mi się badawczo.

      – Dlaczego tak uważasz?

      – Widzę – stwierdził pewnym siebie tonem.

      Nie chciałam mu opowiadać, jak mnie potraktowała wcześniej. Nie wiedziałam, jaka relacja ich łączy…

      – Skoro klub jest twój, to dlaczego nie jesteś oficjalnie właścicielem? – zmieniłam temat.

      Przez chwilę nic nie odpowiadał, tylko wpatrywał się we mnie zimnymi tęczówkami.

      – Wolałbym porozmawiać o tobie. Zdaje się, że od poniedziałku będziesz dla mnie pracować – powiedział tonem biznesmena.

      Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.

      – Widzę, że jesteś dobrze poinformowany – odrzekłam, ledwie wyrzucając z siebie słowa.

      – Wyłącznie w kwestiach, które są dla mnie ważne.

      Uśmiechnął się znacząco, a mnie zaschło w gardle.

      – Jakie typy opakowań tam produkujecie? – zapytałam, żeby uciec od krępującej ciszy.

      – Szczerze mówiąc, jeszcze się do końca nie wdrożyłem. To świeże przejęcie.

      – Kupiłeś kota w worku?

      – Mieliśmy porozmawiać o tobie – odpowiedział zdecydowanie.

      Znowu usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

      Jolka.

      Odebrałam.

      – Daj mi jeszcze pięć minut – rzekłam, nie pozwalając jej dojść do głosu.

      – Ale, Lenka, co ty wyprawiasz?

      W tle słyszałam Krzyśka nakłaniającego ją do tańca. Czułam, że jest już nieźle wstawiona.

      Nagle zobaczyłam nad sobą Artura. Wykonał dłonią gest nakazujący mi podanie mu telefonu. Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobić. Spojrzałam na niego, a on zamknął oczy, jakby mówiąc „zaufaj mi”. Przekazałam mu niepewnie słuchawkę.

      – Cześć, tu Artur Mangano. Nie martw się o Lenę. Osobiście odwiozę ją do domu. W porządku? To udanej zabawy.

      – Rozładowała ci się bateria – powiedział, oddając mi telefon. – Szkoda, że dopiero teraz.

      – Dlaczego? – zapytałam.

      – Bo nie chciałem, żeby ktokolwiek nam przeszkadzał – odparł rzeczowo. – W sumie przynajmniej dowiedziałem się, że dałaś mi jeszcze całe pięć minut. – Pokiwał z niezadowoleniem głową. – Chciałbym z tobą spędzić trochę więcej czasu… jeśli pozwolisz.

      – Sama nie wiem – odparłam, bawiąc się moją plastikową bransoletką.

      – Jesteś bardzo niezdecydowana.

      – Tak już mam. – Wzruszyłam ramionami.

      Nie mogłam się skoncentrować, gdy był blisko. Po chwili usiadł na drugim fotelu stojącym tuż obok mojego. Dzielił nas tylko niewielki okrągły stolik.

      Nie wiedziałam, czego on tak naprawdę chce, i zaczynało mnie to denerwować. Możliwe, że byłam na siebie zła za to, że tak łatwo poddawałam się jego słowom. Nagle bransoletka, którą trzymałam w dłoni, upadła na dywan i wleciała za fotel, na którym siedziałam. Schyliłam się, żeby ją podnieść.

      – Pomóc ci?

      – Nie – wykrztusiłam i momentalnie zamarłam.

      Na СКАЧАТЬ