Oczy wilka. Alicja Sinicka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oczy wilka - Alicja Sinicka страница 18

Название: Oczy wilka

Автор: Alicja Sinicka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66611-83-2

isbn:

СКАЧАТЬ trudem wygramoliłam się z auta, walcząc z nie do końca posłusznymi nogami. Artur obserwował mnie z niezadowoloną miną. Wreszcie stanęłam, opierając się o dużą tuję rosnącą obok ścieżki. On tymczasem zamknął za mną drzwi od samochodu. Było to bmw, które ponad tydzień temu staranowałam. Auto odjechało. Odruchowo spojrzałam w kierunku tylnego zderzaka. Nie było już na nim śladu po stłuczce.

      Artur tymczasem stanął naprzeciwko mnie i włożył ręce do kieszeni. Pokręcił głową.

      – Muszę przyznać, że już dawno nikt mnie tak nie wykiwał.

      – Ale i tak mi się nie udało – stwierdziłam ze smutkiem w głosie.

      – Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że uciekniesz do domu. – Ostatnie słowo wymówił, prawie wybuchając śmiechem. – Ale kazałem Waldiemu i Leonowi tam pojechać, na wszelki wypadek.

      – Skąd w ogóle wiedzieliście, gdzie mieszkam?

      W odpowiedzi tylko popatrzył na mnie z politowaniem.

      – Nie przejmuj się, dobrze, że tak wyszło. Nie chcę zrobić ci krzywdy. Wszystko ci wyjaśnię.

      Podszedł do mnie bliżej.

      – Czego ty właściwie ode mnie chcesz? – zapytałam, walcząc ze zmęczeniem.

      – Już mówiłem – odparł, kładąc dłoń na drzewie tuż obok moich palców. – Chciałem spędzić z tobą dzisiejszy wieczór. Tylko to zdjęcie chyba trochę pokrzyżowało nam plany.

      Chciałam przytaknąć, ale zdobyłam się jedynie na mrugnięcie.

      – Dlaczego milczysz? – zapytał. – Proszę, powiedz coś…

      Nie wiedziałam, jak zareagować. Pomimo wszystkich okropieństw, jakich dziś doświadczyłam, pomimo tego, co przed chwilą powiedział, i wbrew zdrowemu rozsądkowi… przyciągała mnie do niego niewidzialna siła, której nie potrafiłam się oprzeć. Z tych wielkich błękitnych oczu płynął strumień idealnie czystej wody, której smak koił moją duszę i sprawiał, że odkrywałam siebie na nowo. Jednak każdy jej łyk odbywał się w atmosferze niepewności i strachu.

      – Kim był człowiek ze zdjęcia? – zapytałam cicho.

      – Na pewno chcesz wiedzieć?

      – Tak.

      Na jego twarzy pojawił się grymas gniewu.

      – Płatnym mordercą. Miał na koncie śmierć wielu ludzi, w tym… – zawiesił głos – jednego z moich najlepszych pracowników.

      Odruchowo przysłoniłam usta dłonią.

      – Nie mogłem tego tak zostawić – kontynuował. – Kazałem uprowadzić go z zakładu karnego we Wrocławiu i doprowadzić sprawę do końca. Nie słyszałaś? O ucieczce mordercy z więzienia? Media do tej pory o tym trąbią.

      Wlepiłam w niego wzrok, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć. Chcąc nie chcąc, wierzyłam mu.

      – To straszne – szepnęłam.

      – Nie, to jest sprawiedliwe. Tylko ja mogę sprawić, że on już na pewno nikogo nie skrzywdzi.

      – Rozumiem – odparłam wreszcie, choć nie byłam do końca pewna, czy w istocie dotarło do mnie to, co powiedział.

      On tymczasem spojrzał na mnie i znowu delikatnie poruszył dolną kością policzkową. Podobał mi się ten gest, był zarazem męski i czuły, pewny i pełen wątpliwości.

      Powoli wyciągnął dłoń w kierunku mojej twarzy i odgarnął mi włosy za ucho.

      – Czułem, że coś jest nie tak w gabinecie, jednak nie mogłem tego sprecyzować – kontynuował. – Z reguły takie rzeczy przychodzą mi z łatwością, jednak ty, Leno… – zawahał się – jesteś mocno dekoncentrująca – znowu krótka przerwa – i to od chwili, gdy cię pierwszy raz ujrzałem…

      – Ty też – odpowiedziałam, nie patrząc na niego.

      – Co ja też?

      Dotknął palcem mojej brody i delikatnie skierował ją w swoją stronę.

      – Ty też jesteś mocno dekoncentrujący – odparłam w końcu, patrząc mu prosto w oczy.

      – To dobrze – przymknął na chwilę powieki – przynajmniej to mamy wyjaśnione. – Chodź – powiedział, obejmując mnie ramieniem. – Musisz odpocząć.

      Po raz kolejny poczułam odurzającą kompozycję cytrusowo-pieprzowych perfum i dreszcze ogarniające moje ciało, pulsujące nawet w policzkach, a może przede wszystkim w nich. Gdy był tak blisko, racjonalna część mnie wołała: „Uciekaj, on jest niebezpieczny!”. Jednak intuicja szeptała: „Zostań, on nie pozwoli cię skrzywdzić”. Wychodziła z tego kusząca kompozycja, której nie potrafiłam się oprzeć.

      Mimowolnie wtuliłam głowę w jego ramię i ruszyliśmy w kierunku wejścia.

      Moje powieki robiły się coraz cięższe. Poczułam też delikatne zawroty głowy. Nogi wciąż odmawiały mi posłuszeństwa.

      – Wszystko w porządku? – zapytał poważnym tonem.

      – Właśnie nie bardzo – odparłam, przełykając ślinę.

      – Przepraszam za ten chloroform. Prześpisz się i wszystko wróci do normy. Gdybym wiedział, że go użyją, sam bym po ciebie przyjechał.

      Pokręcił głową.

      – I co byś zrobił? – zapytałam, walcząc ze snem i drżącymi kolanami.

      Przystanął na chwilę, obejmując mnie drugą ręką w pasie.

      – Przekonałbym cię, żebyś tu przyjechała – wyszeptał mi do ucha i złożył delikatny pocałunek tuż za nim.

      Poczułam w tym miejscu przyjemny chłód, który momentalnie rozprzestrzenił się po całym moim ciele.

      – Jak? – zapytałam, zamykając oczy.

      Pomimo wszechogarniającego zmęczenia gdzieś na dnie oceanu wrażeń pływała ta jedna myśl, pragnienie, które powstrzymywało mój umysł przed snem.

      – Pokażę ci, ale nie teraz – szepnął.

      – A kiedy? – majaczyłam, poddając się powoli objęciom Morfeusza.

      Nagle moje nogi za pomocą dziwnej siły uniosły się w powietrzu, a głowa nareszcie zdobyła oparcie na twardym, kołyszącym się podłożu.

      – Śpij, Leno – wyszeptał, a ja poczułam jego miętowy oddech tuż nad moimi ustami.

      Po chwili uległam, wstrzymywanej dotąd przez skrawki świadomości, fali zbawiennego snu.

СКАЧАТЬ