Название: Oczy wilka
Автор: Alicja Sinicka
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-66611-83-2
isbn:
Artur tymczasem stanął naprzeciwko mnie i włożył ręce do kieszeni. Pokręcił głową.
– Muszę przyznać, że już dawno nikt mnie tak nie wykiwał.
– Ale i tak mi się nie udało – stwierdziłam ze smutkiem w głosie.
– Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że uciekniesz do domu. – Ostatnie słowo wymówił, prawie wybuchając śmiechem. – Ale kazałem Waldiemu i Leonowi tam pojechać, na wszelki wypadek.
– Skąd w ogóle wiedzieliście, gdzie mieszkam?
W odpowiedzi tylko popatrzył na mnie z politowaniem.
– Nie przejmuj się, dobrze, że tak wyszło. Nie chcę zrobić ci krzywdy. Wszystko ci wyjaśnię.
Podszedł do mnie bliżej.
– Czego ty właściwie ode mnie chcesz? – zapytałam, walcząc ze zmęczeniem.
– Już mówiłem – odparł, kładąc dłoń na drzewie tuż obok moich palców. – Chciałem spędzić z tobą dzisiejszy wieczór. Tylko to zdjęcie chyba trochę pokrzyżowało nam plany.
Chciałam przytaknąć, ale zdobyłam się jedynie na mrugnięcie.
– Dlaczego milczysz? – zapytał. – Proszę, powiedz coś…
Nie wiedziałam, jak zareagować. Pomimo wszystkich okropieństw, jakich dziś doświadczyłam, pomimo tego, co przed chwilą powiedział, i wbrew zdrowemu rozsądkowi… przyciągała mnie do niego niewidzialna siła, której nie potrafiłam się oprzeć. Z tych wielkich błękitnych oczu płynął strumień idealnie czystej wody, której smak koił moją duszę i sprawiał, że odkrywałam siebie na nowo. Jednak każdy jej łyk odbywał się w atmosferze niepewności i strachu.
– Kim był człowiek ze zdjęcia? – zapytałam cicho.
– Na pewno chcesz wiedzieć?
– Tak.
Na jego twarzy pojawił się grymas gniewu.
– Płatnym mordercą. Miał na koncie śmierć wielu ludzi, w tym… – zawiesił głos – jednego z moich najlepszych pracowników.
Odruchowo przysłoniłam usta dłonią.
– Nie mogłem tego tak zostawić – kontynuował. – Kazałem uprowadzić go z zakładu karnego we Wrocławiu i doprowadzić sprawę do końca. Nie słyszałaś? O ucieczce mordercy z więzienia? Media do tej pory o tym trąbią.
Wlepiłam w niego wzrok, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć. Chcąc nie chcąc, wierzyłam mu.
– To straszne – szepnęłam.
– Nie, to jest sprawiedliwe. Tylko ja mogę sprawić, że on już na pewno nikogo nie skrzywdzi.
– Rozumiem – odparłam wreszcie, choć nie byłam do końca pewna, czy w istocie dotarło do mnie to, co powiedział.
On tymczasem spojrzał na mnie i znowu delikatnie poruszył dolną kością policzkową. Podobał mi się ten gest, był zarazem męski i czuły, pewny i pełen wątpliwości.
Powoli wyciągnął dłoń w kierunku mojej twarzy i odgarnął mi włosy za ucho.
– Czułem, że coś jest nie tak w gabinecie, jednak nie mogłem tego sprecyzować – kontynuował. – Z reguły takie rzeczy przychodzą mi z łatwością, jednak ty, Leno… – zawahał się – jesteś mocno dekoncentrująca – znowu krótka przerwa – i to od chwili, gdy cię pierwszy raz ujrzałem…
– Ty też – odpowiedziałam, nie patrząc na niego.
– Co ja też?
Dotknął palcem mojej brody i delikatnie skierował ją w swoją stronę.
– Ty też jesteś mocno dekoncentrujący – odparłam w końcu, patrząc mu prosto w oczy.
– To dobrze – przymknął na chwilę powieki – przynajmniej to mamy wyjaśnione. – Chodź – powiedział, obejmując mnie ramieniem. – Musisz odpocząć.
Po raz kolejny poczułam odurzającą kompozycję cytrusowo-pieprzowych perfum i dreszcze ogarniające moje ciało, pulsujące nawet w policzkach, a może przede wszystkim w nich. Gdy był tak blisko, racjonalna część mnie wołała: „Uciekaj, on jest niebezpieczny!”. Jednak intuicja szeptała: „Zostań, on nie pozwoli cię skrzywdzić”. Wychodziła z tego kusząca kompozycja, której nie potrafiłam się oprzeć.
Mimowolnie wtuliłam głowę w jego ramię i ruszyliśmy w kierunku wejścia.
Moje powieki robiły się coraz cięższe. Poczułam też delikatne zawroty głowy. Nogi wciąż odmawiały mi posłuszeństwa.
– Wszystko w porządku? – zapytał poważnym tonem.
– Właśnie nie bardzo – odparłam, przełykając ślinę.
– Przepraszam za ten chloroform. Prześpisz się i wszystko wróci do normy. Gdybym wiedział, że go użyją, sam bym po ciebie przyjechał.
Pokręcił głową.
– I co byś zrobił? – zapytałam, walcząc ze snem i drżącymi kolanami.
Przystanął na chwilę, obejmując mnie drugą ręką w pasie.
– Przekonałbym cię, żebyś tu przyjechała – wyszeptał mi do ucha i złożył delikatny pocałunek tuż za nim.
Poczułam w tym miejscu przyjemny chłód, który momentalnie rozprzestrzenił się po całym moim ciele.
– Jak? – zapytałam, zamykając oczy.
Pomimo wszechogarniającego zmęczenia gdzieś na dnie oceanu wrażeń pływała ta jedna myśl, pragnienie, które powstrzymywało mój umysł przed snem.
– Pokażę ci, ale nie teraz – szepnął.
– A kiedy? – majaczyłam, poddając się powoli objęciom Morfeusza.
Nagle moje nogi za pomocą dziwnej siły uniosły się w powietrzu, a głowa nareszcie zdobyła oparcie na twardym, kołyszącym się podłożu.
– Śpij, Leno – wyszeptał, a ja poczułam jego miętowy oddech tuż nad moimi ustami.
Po chwili uległam, wstrzymywanej dotąd przez skrawki świadomości, fali zbawiennego snu.