Название: Oczy wilka
Автор: Alicja Sinicka
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-66611-83-2
isbn:
– To dziwne – powiedziałam. – Mówiłaś, że było ciężko to załatwić.
– Bo było. – Podrapała się po brodzie. – W takim sensie, że wiesz, ciężko było, bo dopiero gdy już dostałam tam pracę, dowiedziałam się, że Packing Systems zostało wykupione przez rodzinę Mangano i w ogóle – zmieszała się. – Nie wiem, czy przystąpiłabym do rekrutacji, gdybym wiedziała o tym od początku. – Zamyśliła się.
– Tak, tak, tajemnicza rodzina Mangano – rzekła mama Joli. – I ten Artur… Nigdy nie miałam równie inteligentnego ucznia.
– Właśnie, Jola coś wspominała, że dobrze się uczył, chociaż moim zdaniem nie wygląda na prymusa – powiedziałam niby od niechcenia.
– Nie powiem, rozrabiał co niemiara – stwierdziła mama Jolki. – Ale umysł miał sprawny jak mało kto. Zanim skończyłam pisać skomplikowane zadanie na tablicy, ten już podawał rozwiązanie, zawsze prawidłowe. – Pokręciła z niedowierzaniem głową, jakby do siebie. – Miał u mnie szóstkę. Zresztą nie tylko u mnie. Inni nauczyciele też byli nim zachwyceni.
– Ciekawe… – zamyśliłam się.
– A co ty jesteś taka ciekawa? – zapytała Jolka. – Po prostu jest bystry i tyle, ale z tego, co wiem, to nawet nie poszedł na studia.
– To prawda – przytaknęła mama. – Ponoć od razu zaangażował się w sprawy firmy. Dziwne, że rodzice nie nalegali, aby wyjechał na jakąś uczelnię. Szkoda takiego talentu.
– Dobra, dajmy już spokój, naprawdę, nie mamy o czym rozmawiać, tylko o rodzinie Mangano? – podsumowała Jolka.
– Sama zaczęłaś – przypomniałam jej, po czym pokazałam dyskretnie język.
– Ja tylko opowiedziałam o tym, jakim jesteś dobrym kierowcą. – Uśmiechnęła się szyderczo.
– A ty jakim jesteś kierowcą, Jola? – zapytałam niewinnie, dokładając sobie pysznego purée ziemniaczanego.
Jolka zmrużyła złowrogo oczy.
– Dziewczyny – upomniał nas tato przyjaciółki.
Jednocześnie wybuchnęłyśmy śmiechem, a po chwili rozmowa zeszła na temat pracy Krzyśka i tego, że nigdy go nie ma. Kiedy zbierałyśmy się do wyjścia, mama Jolki zapakowała nam jeszcze do plastikowych pudełek kotlety mielone i szarlotkę na wynos, a do słoika nalała pomidorowej. Tak wyposażone wróciłyśmy do domu.
Usiadłyśmy na cytrynowych fotelach w dużym pokoju, żeby chwilę odsapnąć. Czułam, że zaraz pęknę z przejedzenia. Ostatkiem sił odpisałam na śmieszną wiadomość, którą dostałam od Wojtka, i jedyne, o czym myślałam, to żeby przetransportować się jakimś cudem do mojej sypialni i położyć się na łóżku.
– Lenka, a w co my się w ogóle ubierzemy na tę imprezę? Masz jakiś pomysł? – zapytała Jolka.
– Wydaje mi się, że jak włożę to, w czym chodzę na co dzień, to będzie okej. – Uśmiechnęłam się. – Wiesz, że mam pełno ciuchów w klimacie lat sześćdziesiątych.
– Wiem, dlatego liczę na to, że coś mi pożyczysz.
Byłyśmy podobnego wzrostu i miałyśmy identyczne figury. No, może Jola była ciut szczuplejsza ode mnie, odrobinę bardziej chłopięca. Ja miałam większe wcięcie w talii i okrąglejsze biodra, ale rozmiar ten sam – małe S.
– Chodźmy do mnie, zaraz znajdę coś dla ciebie – powiedziałam, wstając powoli z fotela i lekko się przeciągając.
Wygrzebałam z szafy liliową sukienkę o kroju bombki, do kolan, z niewielkim dekoltem i koronkowymi rękawami. Przymierzyłam ją do przyjaciółki, po czym skwitowałam:
– Idealnie.
Jola spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem w oczach, po czym stwierdziła:
– Kurczę, Lenka, chyba za bardzo elegancka… Nie wiem, czy jest dobra na taką imprezę. – Skrzywiła się.
– Coś ty! – odparłam podniesionym głosem. – Jest świetna, byłam w niej chociażby na urodzinach Wojtusia dwa tygodnie temu, a wiesz, że w Lejdi wszyscy chodzą w ciuchach nie z tej epoki. Przymierzaj – rozkazałam.
Jola bez przekonania włożyła na siebie sukienkę. Wyglądała bardzo dobrze. Liliowy kolor idealnie podkreślał jej ciepłą urodę, a krótkie czarne włosy doskonale kontrastowały z jasną koronką.
– No, w sumie nie jest zła… – stwierdziła, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. – A ty co wkładasz?
Spojrzałam w głąb szafy, by po chwili wyciągnąć kremową sukienkę w różowe groszki. Miała bufiaste rękawy. Włożyłam ją. Była dość obcisła i dobrze podkreślała figurę.
– Ale laska – skwitowała Jolka. – Wyglądasz kapitalnie.
Popatrzyłam na siebie. Fakt, nie było źle.
Reszta dnia zleciała nam na oglądaniu filmów i paplaniu o niczym. Wieczorem zrobiłyśmy sobie makijaż w stylu pin-up girl, z grubą czarną kreską na górnej powiece. Ten zabieg nadał nieco charakteru moim pozbawionym wyrazu, jasnozielonym oczom. Jolka wyciągnęła ze szkatułki czerwoną bandankę i przewiązała mi nią włosy. Chwilę po siódmej wrócił Krzysiek. Włożył brązową koszulę w kratkę, która pasowała do jego miedzianych włosów, a pod kołnierzykiem przyczepił czarną muchę. Nie byłam pewna, czy tak się chodziło w latach sześćdziesiątych, ale biorąc pod uwagę jego słabe poczucie humoru, można powiedzieć, że i tak zaszalał.
W końcu stanęliśmy przed dużym lustrem wbudowanym w starą meblościankę w przedpokoju i patrząc na swoje kolorowe odbicia, stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi na imprezę.
Rozdział III
Gdy chwilę przed ósmą wyszliśmy z klatki, na parking przed blokiem podjechał wiekowy kabriolet z zaciągniętym dachem. Wysiadł z niego średniego wzrostu szatyn z krótkimi włosami zaczesanymi na bok i idealnie przystrzyżoną brodą. Gdy go zobaczyłam, kąciki ust od razu powędrowały mi do góry. Wyglądał przekomicznie. Miał na sobie zielony garnitur w białe paski i fioletową koszulę z efektowym żabotem. Całości dopełniały czerwone lakierki w szpic na lekkim obcasie.
– Lena, jak mniemam. – Rozłożył ręce zupełnie tak, jakby chciał mnie wyściskać na powitanie. – Czy my się skądś znamy? – Puścił do mnie oko.
– Nie sądzę – odpowiedziałam spokojnie. – Niezła kreacja.
Przez chwilę patrzył na mnie, po czym zamaszyście okręcił się na błyszczącym trzewiku.
– Podoba ci się?
– Bardzo – odpowiedziałam, wybuchając śmiechem.
Poczułam, СКАЧАТЬ