Название: Co się stało z Iwoną Wieczorek
Автор: Janusz Szostak
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788366252585
isbn:
Nie zarejestrowano także w ewidencji policyjnej fotografii zaginionej ani przedmiotów i dokumentów, które miała przy sobie; nie opublikowano informacji o poszukiwaniu zaginionej w środkach masowego przekazu ani nie zabezpieczono od razu monitoringu w obiektach znajdujących się na trasie prawdopodobnego przejścia zaginionej z Sopotu do Gdańska-Jelitkowa (zrobiono to dopiero po siedmiu dniach, dlatego monitoring prowadzony przez hotele, które przechowywały go tylko od kilkunastu godzin do kilku dni, został bezpowrotnie utracony)” – czytamy w raporcie NIK-u.
Między innymi o tym, jak wyglądało to od strony rodziny zaginionej nastolatki, rozmawiam z Iwoną Kindą, matką Iwony Wieczorek.
– Kiedy zorientowała się pani, że z Iwoną stało się coś niedobrego?
– O tym, że Iwona zaginęła, dowiedziałam się około godziny 12.00 w sobotę 17 lipca 2010 roku. To znaczy – o tym, że jej nie było w domu. Młodzież przyjechała z pytaniem, czy jest, i wtedy zaczęłam panikować. Zaczęłam wydzwaniać po rodzinie i znajomych. Mówili, że przecież śpi u Ady, a ja na to: „U Ady jej nie ma!”. Skończyłam wtedy pracę, najszybciej jak tylko mogłam. Mimo wszystko jakoś nie docierało do mnie, że coś mogło się stać mojej córce. Miałam taką wewnętrzną blokadę. Zupełnie nie wiedziałam, co przydarzyło się Iwonie. Powtarzałam sobie, że przecież nie mogła zaginąć, że wróci. To był szok, co ja wtedy przeżyłam.
– W którym momencie zdecydowała się pani zgłosić policji zaginięcie córki?
– Rozmowy z rodziną i koleżankami niczego nie wyjaśniły. Nie pozostało mi nic innego, tylko zgłosić zaginięcie Iwony na policję. Zrobiłam to tego samego dnia. Gdybym miała jakieś wątpliwości, jakieś problemy z Iwoną, gdyby ona wcześniej tak znikała, może bym to zbagatelizowała. Ale nigdy nie było z nią takich kłopotów. Wiedziałam, że wtedy coś się wydarzyło.
– Jak zareagowała policja? Od razu przyjęto zgłoszenie o zaginięciu?
– Nie było to takie proste. Gdy chciałam zgłosić zaginięcie Iwony, usłyszałam od policjanta, że zapewne jest na gigancie, zabalowała i wróci, jak się wyszaleje. Ja go pytam: „Co to ma znaczyć?!”. A on jeszcze ze trzy razy dopytywał, czy na pewno chcę zgłosić zaginięcie mojego dziecka. Prawie mu wykrzyczałam, że tak, i łzy jak groch popłynęły mi po policzkach. Wtedy on łaskawie w końcu to zrobił. Gdyby nie ta szyba, za którą siedział, tobym go chyba rozszarpała.
– Czy ktoś towarzyszył wtedy pani na komendzie w Sopocie?
– Młodzież – Kasia, Paweł i Marek. To właśnie oni mnie powiadomili, że coś złego mogło się stać z Iwoną. Siedzieliśmy na policji do późna. Stamtąd udałam się na ulicę Czyżewskiego do siedziby TVP Gdańsk, do redakcji Panoramy. Od razu nadano informację, że zaginęła maturzystka Iwona Wieczorek, z apelem, by zgłaszały się osoby, które ją widziały. W ten sam dzień około godziny 23.00 jeszcze ukazał się ten komunikat. I wtedy całą noc dzwoniły telefony, że ktoś gdzieś ją widział. Często wskazywano Półwysep Helski, Jastrzębią Górę, Władysławowo – tamte okolice. Jeździliśmy tam, ale to były mylne tropy. Każdy chciał jakoś pomóc, ale nie każdy ma dobrą pamięć wzrokową. Ktoś kogoś zobaczył i wydawało mu się, że to Iwona. A podobnych dziewczyn jest bardzo dużo.
– Co robiła w tym czasie policja?
– Przez pierwsze trzy dni zupełnie nic. Pytałam ich przez cały czas, co się dzieje. Mówili, że pracują, szukają, a nie robili nic! Zarówno ja, jak i pan wiemy, że nic nie zrobili. Ocknęli się trochę, gdy Rutkowski przyjechał.
– Czemu pani go wynajęła?
– Zamierzałam wziąć jakąś agencję detektywistyczną z Gdańska, jednak nikt nie chciał się podjąć tej sprawy. Dlatego że to był okres urlopowy. Mówili też, że nie zajmują się takimi przypadkami. Poza tym, gdy usłyszałam, że ich działania mają mnie kosztować dziennie 4 tysiące złotych, to po prostu odechciało mi się korzystać z takich usług. Pytałam: „Mogę dać te 4 tysiące, ale jaką mam gwarancję, że moja córka się odnajdzie?”. Odpowiedzieli, że żadnej. Później zadzwoniłam do Rutkowskiego. To właściwie był pomysł Pawła, aby go zatrudnić. Rutkowski powiedział, że za całą akcję weźmie kwotę, która była mniejsza niż trzy dni pracy miejscowych detektywów. Ale w sumie też nie odnalazł mojej córki. Gdy pokazałam mu, którędy mogła iść, sprawdził monitoring i dopiero wówczas policja zaczęła coś robić. Iwona musiała przechodzić obok mojego salonu fryzjerskiego w Sopocie, mieścił się na rogu ulic Monte Cassino i Grunwaldzkiej. Rutkowski wtedy powiedział, że trzeba sprawdzić tamtejszy monitoring. Zrobiliśmy to tego samego dnia, na tym nagraniu była Iwona. Przeszła obok młodzieży na ulicy Grunwaldzkiej i przez przejście dla pieszych. Do tego dnia policja nic nie robiła. A był to już siódmy albo ósmy dzień od jej zaginięcia.
– Pamiętam, że w tamtym czasie zwróciła się pani z apelem do Donalda Tuska. Przytoczę jego fragment: „Policja i prokuratura nie umieją mi pomóc. Panie premierze, proszę o interwencję. Liczę, że pan premier zrozumie moją sytuację, sam mieszka niedaleko miejsca, gdzie zaginęła Iwona, sam ma dzieci w podobnym wieku”. Jaki to odniosło skutek?
– Nikt nie odpowiedział. Ale nawet nie spodziewałam się żadnej odpowiedzi. Głównie chodziło mi o to, by Tusk powiedział: „Panowie, weźcie się do roboty, rozwiążcie tę sprawę”. Czy to zrobił, czy nie – tego nie wiem. Efekt jest jednak taki, jaki jest. Pisałam do niego normalnie jako matka, bo przecież sam jest ojcem i chyba rozumie, jakie to może być uczucie, gdy traci się dziecko. Pisałam, bo on jest stąd, z Trójmiasta. Chciałam, żeby mi pomógł. Wystarczyłoby jedno jego słowo i może policja inaczej by działała. Tonący brzytwy się chwyta – starałam się robić wszystko, co tylko możliwe. Zrobiłam to i nadal będę robić.
– Jak zachowywał się w tym czasie Paweł?
Pomagał mi, od samego początku był obecny, również przy Rutkowskim. Rutkowski mówił mu: „Ja pojadę jeszcze tu i tu, a ty ściągnij ten monitoring”. Tak to wszystko wyglądało. Paweł przez cały czas mu towarzyszył, dużo rozmawiali. Później odciął się od tych poszukiwań, bo pojawiła się informacja, że najczęściej jest tak, że sprawcami zaginięć są osoby, które najbardziej pomagają potem przy poszukiwaniach. Tak napisali w „Dzienniku Bałtyckim”, bo podobna sprawa zdarzyła się wtedy w Malborku albo Słupsku. Tam też jakaś dziewczyna została zamordowana i okazało się, że mordercą był chłopak, który pomagał jej szukać. Nie chcę Pawła o nic oskarżać, ale śmiem twierdzić, że on wie, z jakiego powodu doszło do kłótni w Dream Clubie i dlaczego Iwona poszła do domu sama na piechotę.
– Co miał pani powiedzieć? Paweł nie wiedział, czemu Iwona była tego wieczoru nerwowa i wybuchowa? Poszło nie o Pawła, lecz o Patryka. Iwona była o niego bardzo zazdrosna. A on był zazdrosny o nią (w СКАЧАТЬ