Название: Słowik
Автор: Kristin Hannah
Издательство: PDW
Жанр: Контркультура
isbn: 9788380313729
isbn:
– Użyli pretekstu klęski. Wiedziałam! – emocjonowała się Isabelle.
– …prawda, że siły wroga są przeważające, w powietrzu i na lądzie. Czołgi, samoloty, taktyka dowódców niemieckich wprawiły naszych generałów w osłupienie, z którego nie zdołali się jak dotąd otrząsnąć. Czy jednak ostatnie słowo zostało już powiedziane? Czy zgasła wszelka nadzieja? Czy klęska jest ostateczna?
– Mój Boże – szepnęła Isabelle. Na takie słowa czekała. Jeszcze nie wszystko stracone, trzeba zaangażować się w walkę. Kapitulacja nie była ostateczna.
– Cokolwiek się wydarzy – mówił spokojny głos – płomień francuskiego oporu będzie płonął i nie zagaśnie.
Łzy płynęły po twarzy Isabelle, ale tego nie zauważyła. Francuzi się nie poddali. Teraz musiała jedynie wymyślić, jak odpowiedzieć na to wezwanie.
Dwa dni po zajęciu Carriveau Niemcy zwołali zebranie mieszkańców na późne popołudnie. Obecni powinni być wszyscy. Żadnych wyjątków. Mimo to Vianne musiała stoczyć z Isabelle prawdziwą bitwę, by skłonić ją do pójścia. Siostra jak zwykle uważała, że zasady jej nie dotyczą, i poprzez odmowę chciała wyrazić swój sprzeciw. Jakby hitlerowcy przejmowali się tym, co narwana osiemnastolatka myśli o ich okupacji.
– Zaczekaj tu – powiedziała Vianne z irytacją, gdy w końcu udało jej się wywlec siostrę z domu. Ostrożnie przymknęła popsutą furtkę, której klamka cicho kliknęła.
Po chwili na drodze ukazała się Rachel z niemowlęciem na ręku i Sarah przy boku.
– To Sarah, moja najlepsza przyjaciółka – powiedziała Sophie, zerkając w górę na Isabelle.
– Isabelle – ucieszyła się na jej widok Rachel. – Dobrze cię znowu widzieć.
– Czyżby? – odparła cierpko dziewczyna.
– To było dawno temu – powiedziała Rachel łagodnie. – Byłyśmy młode, głupie i strasznie samolubne. Przykro mi, że źle cię traktowałyśmy. Nie zwracałyśmy na ciebie uwagi. To musiało być dla ciebie bolesne.
Isabelle zbita z tropu otworzyła usta i znów je zamknęła. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co powiedzieć.
– Chodźmy – rzuciła Vianne, zirytowana tym, że Rachel powiedziała siostrze to, na co ona nie potrafiła się zdobyć. – Nie możemy się spóźnić.
Nawet o tej porze dnia było niezwykle gorąco i już po chwili Vianne poczuła, że zaczyna się pocić. W miasteczku dołączyły do ponurego tłumu zmierzającego w stronę merostwa. Sklepy po obu stronach brukowanej ulicy były zamknięte, tak samo okna domów, choć to oznaczało, że po powrocie mieszkańcy zastaną w nich okropną duchotę. Większość wystaw sklepowych świeciła pustkami, co zbytnio nie zaskakiwało. Szkopy żarły ponad miarę, czego przygnębiającym świadectwem były fury jedzenia, jakie zostawiali na talerzach w lokalach. Było to okrutne i bezmyślne w sytuacji, gdy wiele matek zaczynało liczyć słoiki w piwnicach, kombinując, jak ich drogocenną zawartość rozdzielić między dzieci. Hitlerowska propaganda atakowała z wystaw sklepów i ich ścian, plakaty ukazywały uśmiechniętych niemieckich żołnierzy otoczonych francuskimi dziećmi. Hasła im towarzyszące miały nakłonić Francuzów do zaakceptowania ich okupantów i stania się przykładnymi obywatelami Rzeszy.
Gdy tłum zbliżył się do merostwa, szemrania ucichły. Wchodzenie jak zaganiane stado owiec tam, gdzie okien i drzwi pilnują uzbrojone straże, coraz bardziej zakrawało na duży błąd.
– Nie powinnyśmy tam wchodzić – powiedziała Isabelle.
Stojąca między siostrami Rachel, która znacznie górowała nad nimi wzrostem, uciszyła ją zniecierpliwionym syknięciem. Poprawiła dziecko na ręce i pogłaskała je uspokajająco.
– Wezwano nas tutaj.
– Tym większy powód, żeby się ukryć – odparła Isabelle.
– Ja i Sophie wchodzimy do środka – oznajmiła Vianne, choć sama też miała złe przeczucia.
– To może się źle skończyć – mruknęła Isabelle.
Jak ogromna stonoga tłum zaczął wpełzać do wielkiego holu. Cenne tkaniny pochodzące z czasów monarchii, kiedy Dolina Loary stanowiła królewskie tereny łowieckie, do niedawna wiszące na ścianach, teraz zniknęły bez śladu, zastąpione swastykami, plakatami propagandowymi – „Zaufaj Rzeszy!” – i ogromnym portretem Hitlera.
Pod portretem stał mężczyzna w czarnym mundurze z czerwoną wstążeczką Krzyża Żelaznego i licznymi odznakami, w bryczesach i lśniących czarnych oficerkach. Na lewym rękawie miał czerwoną opaskę ze swastyką.
Kiedy hol się wypełnił, żołnierze zamknęli dębowe drzwi, które zaskrzypiały na znak protestu. Człowiek w czarnym mundurze wyrzucił prawe ramię w faszystowskim pozdrowieniu i zawołał „Heil Hitler!”.
Mieszkańcy Carriveau zaszemrali między sobą. Co innego mogli zrobić? Kilka osób mruknęło w odpowiedzi „Heil Hitler”. W sali rozniósł się zapach dymu papierosowego, pasty do butów i potu.
– Jestem sturmbannführer Weldt z Geheime Staatspolizei, czyli tajnej policji państwowej. W skrócie gestapo – zaczął oficer po francusku z silnym niemieckim akcentem. – Jestem tu, żeby dopilnować wypełniania postanowień rozejmu w imieniu mojej ojczyzny i führera. Ci, którzy będą przestrzegać ustalonych zasad, nie mają się czego obawiać. – Odchrząknął i ciągnął stalowym głosem: – A oto zasady. Wszystkie odbiorniki radiowe mają zostać niezwłocznie przekazane do merostwa, podobnie jak broń, amunicja i materiały wybuchowe. Wszystkie sprawne pojazdy mechaniczne zostaną zarekwirowane. Okna należy wyposażyć w żaluzje zaciemniające i skrupulatnie ich używać. Z dniem dzisiejszym zostaje zarządzona godzina policyjna od 21.00. Po zmierzchu zakazuje się używania oświetlenia. Żywność zarówno importowana, jak i produkowana na miejscu będzie pod naszą kontrolą – urwał i powiódł wzrokiem po zebranych. – Jak widzicie, nie jest to wcale takie straszne. Będziemy żyć w harmonii, tak? Ale wiedzcie jedno. Każdy akt sabotażu, szpiegostwa lub oporu spotka się z natychmiastową surową reakcją. Karą za wymienione przestępstwa jest śmierć przez rozstrzelanie. – Z kieszeni spodni wyjął paczkę papierosów i włożył jednego do ust. Zapalając go, wodził wzrokiem po zgromadzonych, jakby chciał zapamiętać każdą twarz. – Jeszcze jedno: choć wielu waszych łachmaniarskich, tchórzliwych żołnierzy wraca do domów, informuję was, że ci, których wzięliśmy do niewoli, pozostaną w obozach jenieckich na terenie Rzeszy.
Tłum zaszemrał, zaszurał stopami. Vianne spojrzała na szeroką twarz Rachel, na którą wystąpiły plamy, wyraźna oznaka zaniepokojenia.
– Marc i Antoine wrócą, zobaczysz – powiedziała z przekonaniem.
– Możecie odejść, jestem pewien, że się zrozumieliśmy СКАЧАТЬ