Słowik. Kristin Hannah
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Słowik - Kristin Hannah страница 23

Название: Słowik

Автор: Kristin Hannah

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788380313729

isbn:

СКАЧАТЬ słowo utkwiło jej w głowie. Tej nocy, przewracając się bezsennie w łóżku w pokoju gościnnym, czuła się tak przygnębiona i zniechęcona, że nie mogła jasno myśleć.

      Czy jej przeznaczeniem było spędzić wojnę w tym domu? Czy jak bezwolna, posłuszna dziewczynka miała prać, sprzątać i wystawać w kolejkach po racje żywności? Czy miała się biernie przyglądać, jak nieprzyjaciel robi z Francją, co chce?

      Zawsze, odkąd pamiętała, czuła się samotna i sfrustrowana, lecz nigdy uczucia te nie były aż tak dojmujące. Tkwiła przykuta na wsi, bez przyjaciół i nie mając nic do robienia.

      O nie!

      Musi być coś, co mogłaby zrobić. Nawet tu i teraz.

      Trzeba ukryć cenne rzeczy, pomyślała.

      Tylko to przyszło jej do głowy. Niemcy zaczną rabować kosztowności, nie miała co do tego złudzeń, przeczeszą wszystkie domy w miasteczku i okolicy. Jej rząd, choć podszyty tchórzem, też to wiedział. Dlatego wywieziono skarby z Luwru i na ścianach słynnego muzeum zawieszono kopie dzieł sztuki.

      – Marny plan – mruknęła pod nosem, ale był lepszy niż nic.

      Nazajutrz Isabelle zabrała się do jego realizacji zaraz po wyjściu Vianne i Sophie do szkoły. Nie posłuchała siostry, która kazała jej iść do miasteczka po żywność. Nie mogłaby znieść widoku najeźdźców, a przez jeden dzień z powodzeniem można się obyć bez jedzenia. Przeszukała dom, otwierając wszystkie szafy, komody i szuflady, szperając pod łóżkami. Wszystkie wartościowe przedmioty ułożyła na drewnianym stole w jadalni. Było tego całkiem sporo. Koronki po prababce, srebrny komplet do przypraw – solniczka i pieprzniczka, ozdobny półmisek z limuzyjskiej porcelany z pozłacanym brzegiem, należący kiedyś do ciotki, kilka małych obrazów impresjonistów, duży obrus z cienkiej koronki z Alençon barwy kości słoniowej, kilka albumów fotografii, oprawna w srebrną ramkę fotografia Vianne, Antoine’a i malutkiej Sophie, sznur pereł matki, suknia ślubna Vianne, a to jeszcze nie wszystko. Isabelle zapakowała co mogła do obitego skórą na krawędziach drewnianego kufra, który następnie zaciągnęła po zdeptanej trawie do stodoły, krzywiąc się za każdym razem, gdy ciężka skrzynia uderzała o pień lub zgrzytała na kamieniach. Gdy dotarła z nią na miejsce, była zlana potem i ledwie dyszała.

      Stodoła okazała się mniejsza, niż zapamiętała. Strych na siano, niegdyś jedyne miejsce na świecie, gdzie czuła się szczęśliwa, był w rzeczywistości niskim, ciasnawym poddaszem, na które wchodziło się po chwiejnej drabinie. Przez szpary w dachu widać było wąskie fragmenty nieba. Ileż godzin spędziła tutaj, za jedyne towarzyszki mając książeczki z obrazkami i udając, że komuś na tyle będzie na niej zależało, by przyjść tutaj jej poszukać? Daremnie czekając na siostrę, która wiecznie gdzieś wychodziła z Rachel lub Antoine’em.

      Odsunęła od siebie to wspomnienie.

      Środek stodoły miał nie więcej niż dziesięć metrów szerokości. Pradziadek przeznaczył go na garaż dla automobili, kiedy rodzina miała jeszcze pieniądze. Obecnie stał tam jedynie stary renault. Po bokach walały się części traktorów, pokryte pajęczyną drewniane drabiny i zardzewiałe maszyny rolnicze.

      Isabelle zamknęła wrota i podeszła do auta. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się ze skrzypieniem. Isabelle wsiadła, zapaliła silnik, ruszyła kawałek i zatrzymała samochód.

      Ukazała się klapa w podłodze. Miała około półtora metra długości i nieco ponad metr szerokości i była zbita z desek połączonych skórzanymi paskami. Ktoś, kto o niej nie wiedział, nie byłby w stanie jej dostrzec, zwłaszcza teraz, kiedy była pokryta grubą warstwą kurzu i starego siana. Isabelle namacała metalowe kółko, pociągnęła klapę do góry, oparła ją o brudny zderzak samochodu i zajrzała w duszny mrok.

      Chwyciwszy za pasek, przyciągnęła kufer do otworu, włączyła latarkę, wsunęła ją pod pachę i powoli zaczęła schodzić po drabinie, ciągnąc za sobą ciężką skrzynię. Po chwili stanęła na dole, a skrzynia za nią huknęła o twarde podłoże.

      Ukryta pod podłogą piwnica wydała jej się znacznie mniejsza niż w dzieciństwie, podobnie jak strych. Miała trzy na trzy i pół metra, z półkami pod jedną ścianą i starym materacem pod drugą. Półki dźwigały kiedyś antałki na wino, ale teraz stała na nich tylko samotna stara latarnia.

      Zaciągnęła kufer w kąt i wróciła do domu. Zabrała trochę weków, koce, lekarstwa i bandaże, myśliwską strzelbę ojca i butelkę wina i zaniosła to wszystko do piwnicy.

      Kiedy wspięła się z powrotem, zastała w stodole Vianne.

      – Co ty tu, u licha, robisz?

      Isabelle wytarła zakurzone ręce o spraną bawełnianą sukienkę.

      – Chowam twoje kosztowności, zapasy jedzenia i inne potrzebne rzeczy na wypadek, gdyby trzeba się było ukrywać przed Niemcami. Zejdź na dół i sama zobacz. Wydaje mi się, że wykonałam dobrą robotę. – Zeszła z powrotem po drabinie, a za nią siostra. Zapaliła latarnię i z dumą pokazała Vianne wszystko, co zgromadziła na półkach.

      Vianne podeszła prosto do szkatułki po matce i uchyliła wieczko.

      W środku znajdowały się naszyjniki, broszki i kolczyki, głównie niedrogie komplety. Na samym dnie na aksamitnej podkładce spoczywał sznur pereł po babce, która miała je na sobie w dniu ślubu, potem zaś przekazała swej córce, a ich matce.

      – Być może przyjdzie taki dzień, że będziesz musiała je sprzedać – zauważyła Isabelle.

      – To nasze dziedzictwo, Isabelle – odparła Vianne, zamykając wieczko. – W dniu swojego ślubu Sophie założy te perły, a jeszcze wcześniej ty. Nigdy ich nie sprzedam. – Westchnęła zniecierpliwiona i zapytała: – Czy udało ci się dostać w miasteczku coś do jedzenia?

      – Nie byłam w sklepie. Zajmowałam się tym. – Isabelle zatoczyła łuk ramieniem.

      – Oczywiście schowanie pereł po mamie jest ważniejsze niż nakarmienie siostrzenicy. No wiesz, Isabelle. – Vianne wspięła się po drabinie, okazując swój niesmak cichymi parsknięciami.

      Isabelle też wyszła z piwnicy i przestawiła renaulta na poprzednie miejsce nad klapą. Potem ukryła kluczyki za obluzowaną deską w kącie i po chwili zastanowienia unieruchomiła wóz, zdejmując kopułkę rozdzielacza. Ukryła ją razem z kluczykami.

      Gdy w końcu wróciła do domu, Vianne smażyła ziemniaki na żeliwnej patelni.

      – Mam nadzieję, że nie jesteś głodna – mruknęła.

      – Nie jestem. – Wyminęła Vianne, unikając jej wzroku. – Aha, w prawym górnym rogu za obluzowaną deską schowałam kluczyki do wozu i kopułkę rozdzielacza. – W salonie włączyła radio i siadła przy nim, mając nadzieję złapać wiadomości BBC.

      Rozległy się nieprzyjemne trzaski, a potem nieznany jej głos oznajmił:

      – Tu BBC. Mówi do was generał de Gaulle.

      – Vianne! – krzyknęła Isabelle w stronę kuchni. – Kto to jest generał de Gaulle?

      Vianne СКАЧАТЬ