Słowik. Kristin Hannah
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Słowik - Kristin Hannah страница 22

Название: Słowik

Автор: Kristin Hannah

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788380313729

isbn:

СКАЧАТЬ Korespondencję można było wysyłać jedynie na oficjalnie wydawanych niemieckich pocztówkach. Ale nie to było dla Vianne najgorsze.

      Isabelle stała się niemożliwa we współżyciu. Vianne przyłapywała ją wiele razy na nieruchomym gapieniu się w niebo, jakby zbliżało się stamtąd jakieś straszliwe niebezpieczeństwo.

      Siostra była w stanie rozmawiać wyłącznie o potwornościach Niemców i ich determinacji, by pozbawić Francuzów wszystkiego, a zwłaszcza życia. Wyrażała się przy tym bez ogródek, a ponieważ Vianne nie chciała tego słuchać, publiką i nieodłączną towarzyszką Isabelle stała się Sophie. Ciotka napełniała główkę nieszczęsnego dziecka okropnymi obrazami tego, co z pewnością niedługo się stanie; Sophie miała nawet przez to koszmary. Vianne obawiała się zostawiać je razem, więc wzorem poprzednich dni zabrała je ze sobą do miasta, żeby kupić trochę żywności na kartki.

      Od dwóch godzin stały w kolejce do rzeźnika i niemal przez cały ten czas Isabelle narzekała. Najwyraźniej stanie po zakupy w sklepie nie miało dla niej sensu.

      A teraz nagle powiedziała:

      – Vianne, spójrz tam. Mój Boże…

      I z większym naciskiem:

      – Vianne, patrz!

      Tamta odwróciła się, chcąc uciszyć siostrę, i wtedy ich zobaczyła.

      Niemców.

      Wzdłuż ulicy niósł się odgłos zatrzaskiwanych okien i drzwi. Ludzie rozpierzchli się tak szybko, że Vianne dopiero po chwili skonstatowała, iż stoi na chodniku sama, jedynie z córką i siostrą. Złapała Sophie i pociągnęła ją pod zamknięte drzwi sklepu.

      Za to Isabelle buntowniczo wyszła na jezdnię.

      – Isabelle – syknęła Vianne, ale siostra nie posłuchała. Zielone oczy miotały błyskawice, bladą, delikatną twarz wykrzywiała nienawiść.

      Zielona ciężarówka na czele zahamowała przed dziewczyną. Z tyłu żołnierze siedzieli na ławkach naprzeciw siebie, trzymając karabiny między kolanami. Byli młodzi, starannie ogoleni, w nowiutkich hełmach, niektórzy mieli medale lśniące na szarozielonych mundurach. Najbardziej rzucał się w oczy ich młody wiek. To byli zwykli chłopcy, nie żadne potwory. Wyciągali szyje, żeby zobaczyć, co ich zatrzymało. Na widok stojącej na jezdni Isabelle zaczęli się uśmiechać i machać do niej na powitanie.

      Vianne podbiegła, chwyciła siostrę za rękę i odciągnęła ją na bok.

      Kolumna wszelkiej maści wozów terenowych, motocykli i ciężarówek okrytych siatkami maskującymi mijała je z dudnieniem. Za nią brukowanymi uliczkami z łoskotem przejechały czołgi. A po nich nadeszła piechota.

      Wkroczyła do miasta w dwóch długich kolumnach.

      Isabelle zuchwale ruszyła równo z nimi aż do ulicy Victora Hugo. Niemcy machali do niej jak turyści, a nie najeźdźcy, którzy dokonali podboju.

      – Mamo, nie pozwól cioci chodzić samej – poprosiła Sophie.

      – Cholera. – Vianne chwyciła córkę za rękę i pobiegła za siostrą. Dogoniły ją przy następnej przecznicy.

      Plac, zazwyczaj pełen ludzi, całkiem opustoszał. Tylko paru mieszkańców odważyło się zostać, gdy niemieckie pojazdy stanęły przed budynkiem merostwa.

      Pojawił się oficer, a przynajmniej Vianne uznała go za oficera, gdyż ostrym tonem zaczął wykrzykiwać rozkazy.

      Żołnierze okrążyli duży, brukowany plac, biorąc go niejako w posiadanie. Opuścili francuską flagę i zastąpili ją barwami Trzeciej Rzeszy: wielką czarną swastyką w białym kręgu na czerwonym tle. Kiedy ich flaga wzniosła się na szczyt masztu, żołnierze trzasnęli obcasami, wyrzucili w przód prawe ramiona i wrzasnęli „Heil Hitler!”.

      – Gdybym miała broń – wycedziła Isabelle – pokazałabym im, że nie wszyscy z nas chcieli się poddać.

      – Cicho – szepnęła Vianne błagalnie. – Przez ten twój ozór jeszcze stracimy życie. Chodźmy stąd.

      – Nie. Chcę…

      – Dosyć tego! – Vianne rozeźliła się nie na żarty. – Przestań ściągać na nas uwagę. Zrozumiano?

      Isabelle po raz ostatni spojrzała z nienawiścią na maszerujących żołnierzy, po czym pozwoliła Vianne odciągnąć się z placu.

      Skręciły z głównej ulicy w wąski zaułek, który prowadził do uliczki na tyłach sklepu modystki. Wciąż słyszały śpiew żołnierzy. Potem zaś padł strzał. I drugi. Ktoś przeraźliwie krzyknął.

      Isabelle stanęła jak wryta.

      – Ani się waż – syknęła Vianne. – Idziemy!

      Przemykały bocznymi ulicami, chowając się we wnętrzach bram, gdy tylko usłyszały głosy. Droga przez miasteczko zabrała im tym sposobem sporo czasu, ale w końcu dotarły do traktu, w milczeniu minęły cmentarz i wreszcie były w domu. Znalazłszy się w środku, Vianne szybko zamknęła drzwi na zasuwę.

      – Widzisz? – odezwała się natychmiast Isabelle, jakby tylko na to czekała.

      – Idź do swojego pokoju – powiedziała Vianne do Sophie, siląc się na spokój. Wolała, żeby córka nie słyszała tego, co zamierzała powiedzieć Isabelle. Potem zdjęła kapelusz i odstawiła pusty koszyk na zakupy. Ręce drżały jej ze zdenerwowania.

      – Przybyli tu z powodu lotniska – powiedziała Isabelle. Zaczęła nerwowo spacerować po pokoju. – Nie przypuszczałam, że stanie się to tak szybko, nawet mimo kapitulacji. Nie wierzyłam… Myślałam, że nasi będą walczyć, tak czy siak. Byłam pewna…

      – Przestań obgryzać paznokcie. Zaraz zaczną ci krwawić.

      Z długimi do pasa jasnymi włosami nieporządnie zaplecionymi w warkocze, z których wymykały się splątane kosmyki, i pokaleczoną, wykrzywioną z wściekłości twarzą Isabelle przypominała wariatkę.

      – Hitlerowcy już tu są, Vianne. W Carriveau. Ich flaga wisi na merostwie, tak jak na Łuku Triumfalnym i wieży Eiffla. Nie upłynęło pięć minut, odkąd tu są, a już padł strzał!

      – Wojna się skończyła, Isabelle. Tak powiedział marszałek Pétain.

      – Wojna się skończyła? Skończyła?! Przecież widziałaś ich tam, z karabinami, flagami i niemiecką butą! Musimy uciekać, Vi. Zabierzmy Sophie i wyjedźmy z Carriveau.

      – I dokąd pojedziemy?

      – Dokądkolwiek. Może do Lyonu. Do Prowansji. Jak się nazywała ta miejscowość w departamencie Dordogne, gdzie urodziła się mama? Brantôme. Mogłybyśmy odnaleźć jej przyjaciółkę, tę Baskijkę, jak jej tam było? Pani Babineau. Może by nam pomogła.

      – Przyprawiasz mnie o ból głowy.

      – Ból głowy to СКАЧАТЬ