– Dość! – wrzasnął Czarny, stając naprzeciw brata. – Uszanuj moją żonę i ten dzień.
Adriano podniósł ręce w geście kapitulacji i cofając się w stronę drzwi, obdarował mnie anielskim uśmiechem.
– Przepraszam, donie – odpowiedział z ironią, pochylając ostentacyjnie głowę. – Do zobaczenia Lauro. – Pożegnał się i wyszedł.
Kiedy zniknął, wyszłam na taras i oparłam dłonie o barierkę. Po chwili obok mnie wyrósł rozwścieczony Massimo.
– Kiedy byliśmy mali, Adriano ubzdurał sobie, że ojciec mnie faworyzuje. Zaczął ze mną rywalizować, zabiegając o jego względy. Różnica między nami była taka, że ja nie chciałem być głową rodziny, a on owszem. Dla niego była to priorytetowa sprawa. Po śmierci ojca to jednak ja zostałem wybrany na dona, a on nie może mi tego darować. Mario, mój consigliere, był także prawą ręką ojca i to on uznał, że powinienem stanąć na czele rodziny. To wtedy Adriano opuścił wyspę, zapowiadając, że już nigdy tu nie wróci. Nie było go wiele lat, dlatego uznałem za bezcelowe opowiadanie ci o nim.
– A więc co tu robi? – zdziwiłam się.
– Tego właśnie chcę się dowiedzieć.
Uznałam, że nie ma sensu wyżywać się dziś na nim ani dłużej ciągnąć tej rozmowy.
– Chodźmy do gości – powiedziałam, łapiąc go za rękę.
Czarny uniósł moją dłoń i delikatnie pocałował, prowadząc w stronę wyjścia.
Kiedy usiadłam przy stole, Massimo nachylił się, muskając wargami moje ucho.
– Muszę teraz spotkać się z kilkoma osobami. Zostawiam cię z Olgą, gdyby coś się działo, daj znać Domenicowi.
Po tych słowach oddalił się, a kilku mężczyzn, wstając od stolików, ruszyło za nim.
Znów targnął mną niepokój. Myślałam o Adrianie, Massimie, dziecku, Annie brylującej wśród gości. Z bezsensownej gonitwy myśli wyrwał mnie głos przyjaciółki.
– Chciało mi się bzykać, więc zabrałam na górę Domenica – oznajmiła Olo, siadając obok. – No i zgarnęliśmy dwie, może trzy kreski koksu, ale Włosi chyba go z czymś mieszają, bo jak wracałam, miałam zwidę stulecia. Wydawało mi się, że widzę Massima, a za chwilę wpadłam na niego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale miał na sobie garnitur, a kilka sekund wcześniej – granatowy smoking. – Rozłożyła się na oparciu krzesła i upiła łyk wina. – Nie chcę już chyba więcej ćpać.
– To nie była zwida – mruknęłam ponuro. – Ich jest dwóch.
Olo skrzywiła się i nachyliła ku mnie, jakby nie dosłyszała.
– Co jest?
– To bliźniacy – wyjaśniłam, wbijając wzrok w Adriana zbliżającego się w naszą stronę. – Ten, który idzie, to nie Massimo, tylko jego brat.
Olga nie kryła szoku i z otwartą buzią wpatrywała się w przystojnego Włocha.
– Ale jazda… – powiedziała.
– Lauro, a kim jest twoja urocza towarzyszka z głupią miną? – zapytał, przysiadając się do nas i wyciągając dłoń w stronę Olgi. – Jeśli wszystkie Polki są takie piękne jak wy, to chyba wybrałem sobie zły kraj na emigrację.
– Ty sobie, kurwa, jaja robisz ze mnie – wymamrotała Olo po polsku, podając mu rękę.
Wykończona całą sytuacją, oparłam się o krzesło, patrząc, jak Adriano głaszcze jej dłoń z wyraźną satysfakcją.
– Niestety, nie. I mam nadzieję, że nie myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz.
– Ale jazda – powtórzyła Olo, gładząc go po twarzy. – Są, kurwa, identyczni.
Adriano rozbawiła jej reakcja i mimo że nie rozumiał ani słowa, doskonale wiedział, o czym rozmawiamy.
– Lauro, to jest poważniejsza sprawa… On jest prawdziwy…
– Kurwa, no jasne, że jest. Przecież ci mówię, że to bliźniacy.
Skonfundowana Olga oderwała się od niego i wyprostowała, badawczo go obserwując.
– Mogę go bzyknąć? – zapytała z rozbrajającą szczerością, wciąż się uśmiechając.
Nie wierzyłam w to, co usłyszałam, aczkolwiek wcale jej się nie dziwiłam, że chciała go przelecieć. Podniosłam się z miejsca i chwyciłam brzeg sukienki, unosząc ją w górę. Miałam dość.
– Oszaleję za chwilę, przysięgam. Muszę się zresetować – rzuciłam, odchodząc w stronę wyjścia.
Przeszłam przez drzwi i skręciłam w prawo, po czym rozejrzałam się i spostrzegłam małą bramę. Skręciwszy w jej stronę, minęłam ją i weszłam do ogrodu z zachwycającym widokiem na morze. Był wieczór, a słońce oświetlało Sycylię ledwo widocznym już blaskiem. Usiadłam na ławce, łaknąc samotności, i zastanawiałam się, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiem i jak bardzo zdziwią mnie lub zranią, kiedy zostaną ujawnione. Chciałam zadzwonić do mamy, a nade wszystko marzyłam o tym, by tu ze mną była. Obroniłaby mnie przed tymi wszystkimi ludźmi i całym światem. Do oczu napłynęły mi łzy, myśl o tym, jak rodzice przeżyją informację o moim wyjściu za mąż, dobijała mnie. Siedziałam, spoglądając przed siebie niewidzącymi oczyma, aż zrobiło się zupełnie ciemno, a w ogrodzie rozbłysły małe latarnie. Przypomniał mi się wieczór, w który zostałam porwana. Boże, pomyślałam, to przecież było nie tak dawno, a tyle się przez ten czas zmieniło.
– Przeziębisz się – powiedział Domenico, okrywając mnie marynarką i siadając obok. – Co się dzieje?
Westchnęłam, obracając ku niemu głowę.
– Czemu mi nie powiedziałeś, że on ma brata? I to bliźniaka w dodatku.
Ale Domenico wzruszył tylko ramionami i wyciągnął białą paczuszkę z kieszeni. Wysypał odrobinę jej zawartości na dłoń i wciągnął najpierw jedną, a później drugą dziurką.
– Mówiłem ci już kiedyś – są rzeczy, o których to wy musicie sobie mówić, a ja… Pozwól, że nie będę się wtrącać. – Wstał i oblizał wierzch dłoni z resztek narkotyku. – Massimo kazał mi cię poszukać i przyprowadzić do siebie.
Z obrzydzeniem patrzyłam na to, co robił, nie ukrywając swoich uczuć względem tego, co widzę.
– Posuwasz moją przyjaciółkę – powiedziałam, wstając. – I ja też nie będę się wtrącać, ale nie pozwolę na to, by zabrnęła w zaułek, z którego СКАЧАТЬ