Название: Tajemnice Marszałka Śmigłego_Rydza
Автор: Tymoteusz Pawłowski
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
isbn: 9788366252196
isbn:
Niemal natychmiast do miasta przybył Józef Piłsudski i wydał odezwę skierowaną do „mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Było ona zgodna z federacyjnymi planami Marszałka, w rzeczywistości jednak okazała się chybionym zamierzeniem. Litwini chcieli powstania własnego państwa, Polacy pragnęli być obywatelami Rzeczypospolitej, a licznym w mieście Białorusinom i Żydom właściwie wszystko było obojętne. Marzyli tylko o spokoju i końcu wojny.
Polityka nie interesowała też „Śmigłego”, był wojskowym i wykonywał rozkazy. Dlatego gdy otrzymał polecenie obrony miasta przed bolszewikami, zamierzał jak najlepiej wywiązać się z zadania. Nie było ono jednak łatwe: Rosjanie skoncentrowali w pobliżu Wilna trzy grupy uderzeniowe, z których każda była silniejsza od całości sił polskich. W tej sytuacji generał postanowił zatem nie czekać na przeciwnika w mieście, tylko rozbić jego jednostki kolejno. Największe niebezpieczeństwo zagrażało z północnego wschodu, skąd do Wilna dochodziła linia kolejowa z Petersburga, dlatego wysłał tam majora Stefana Dęba-Biernackiego, by opóźnił bolszewicką koncentrację. Dzięki temu mógł spokojnie poczekać na pułki, które brały udział w zdobyciu Lidy. Jednocześnie bronił się przed atakami sowieckimi na pozostałych odcinkach i osiągnął pełny sukces. Gdy wojsko spod Lidy wreszcie się pojawiło, natychmiast przeszedł do kontrataku i odepchnął Rosjan na kilkadziesiąt kilometrów od miasta.
Nad Dźwiną
Sytuacja na Wileńszczyźnie wciąż była skomplikowana, wprawdzie Rosjanie przeszli do defensywy, jednak nadal posiadali wspólną granicę z wrogo nastawioną do Polski Republiką Litewską. A skoro „wróg naszego wroga bywa naszym sojusznikiem”, to zamierzali wspomagać żądania terytorialne polityków z Kowna.
W tej sytuacji naturalnymi sprzymierzeńcami Polaków stawali się Łotysze, także walczący z bolszewikami. „Śmigły” miał jednak ograniczone możliwości i latem 1919 roku nie udało mu się nawiązać kontaktu operacyjnego z wojskami podległymi władzom w Rydze. W efekcie Dyneburg (obecnie Daugavpils), drugie co do wielkości miasto Łotwy, położone pomiędzy Moskwą a Kownem, wciąż znajdowało się w rękach Rosjan. Należało ich stamtąd wyprzeć, dlatego „Śmigły” przedstawił plan zaangażowania większych sił do operacji zdobycia Dyneburga. Jego zatwierdzenie nie było jednak łatwą sprawą.
Problemy stwarzał bowiem bezpośredni zwierzchnik „Śmigłego”, dowódca Frontu Litewsko-Białoruskiego, generał dywizji Stanisław Szeptycki. Zawodowy oficer wywodzący się z armii austriackiej i znacznie starszy od zdobywcy Wilna uważał go za niepoważnego amatora. Podobne zresztą zdanie miał o innych oficerach wywodzących się z Pierwszej Brygady, którym zarzucał, że nie posiadają wykształcenia wojskowego. Dużą rolę odgrywały także osobiste ambicje – Szeptycki chciał dowodzić uderzeniem na Dyneburg osobiście, a „Śmigłemu” pozostawić wyłącznie nadzór nad 1 Dywizją Piechoty Legionów.
Inny problem stanowiła sytuacja etniczna na terenie planowanej akcji. Miasto leżało po północnej stronie Dźwiny, a rozgraniczenie pomiędzy dawnymi guberniami rosyjskimi znajdowało się kilka kilometrów na południe od rzeki. Zwarte polskie osadnictwo sięgało jednak Dźwiny, naszych rodaków było tam cztery razy więcej niż Łotyszy. Mimo to rząd w Rydze uważał, że granica ich państwa powinna przebiegać zgodnie z rozgraniczeniem guberni, dlatego wkroczenie Polaków do Dyneburga mogło zostać potraktowane jako agresja. Tym bardziej że łączność dyplomatyczna pomiędzy Polską a Łotwą mocno szwankowała – kontakt drogą lądową blokowali bolszewicy, zaś Bałtyk kontrolowała Wielka Brytania. Prowadziła ona własną politykę, a Polska i Łotwa nie posiadały jeszcze własnej floty.
Ekspedycja na Dyneburg powinna więc zatrzymać się na Dźwinie. Ustalono także, że jeżeli sytuacja doprowadziłaby do jej przekroczenia, Polacy nie mogą wchodzić do miasta. Dowództwo ostatecznie powierzono „Śmigłemu” – otrzymał pod komendę dwie dywizje piechoty i Brygadę Jazdy. Działania rozpoczęto 27 września i już po dwóch dniach wojsko dotarło do Dźwiny, zatrzymując się na jej brzegu. „Śmigły” pozostawił tam jedną dywizję piechoty, a z resztą sił powrócił do Wilna, obawiając się ataku Litwinów na miasto. Przy okazji warto dodać, że podczas walk o przyczółek mostowy w Dyneburgu szczególnie zasłużył się pewien młody podporucznik z Krakowa, August Emil Fieldorf…
W grudniu udało się wreszcie nawiązać bezpośrednią łączność z rządem łotewskim. Politycy z Rygi nie mieli oporów przeciwko wspólnej akcji przeciwko bolszewikom, ustalono, że rozpocznie się ona na początku stycznia następnego roku. Polaków miała wspomagać łotewska dywizja atakująca od północy.
„Śmigły” po mistrzowsku wykorzystał otrzymany czas. Uzupełniono stany osobowe oddziałów, żołnierze zdążyli się zregenerować. Dostarczono zimowe mundury i zapasy amunicji, a w akcji planowano wykorzystać również czołgi – miała to być pierwsza duża akcja zbrojna Wojska Polskiego z ich użyciem. Ponadto zadbano o przygotowanie sztabowe: plan był jasny i precyzyjny, a dowódcy znali swoje zadania.
Ofensywa rozpoczęła się 3 stycznia i chociaż temperatura spadła poniżej -30 stopni Celsjusza, została jednak przeprowadzona wręcz w modelowy sposób. Polska artyleria zneutralizowała rosyjskie linie obronne, bez trudu sforsowano zamarzniętą rzekę, a w mieście rolę bezpośredniego wsparcia przejęły czołgi. Postępy atakujących były tak szybkie, że miasto zostało zdobyte, zanim dotarli do niego Łotysze. W kolejnych dniach bolszewików wyparto dalej na wschód, a pod koniec miesiąca wojska sprzymierzonych dotarły do dawnego rozgraniczenia pomiędzy gubernią kurlandzką a pskowską, powszechnie uważanego za granicę młodego państwa łotewskiego.
28 stycznia 1920 roku „Śmigły” został nagrodzony najwyższym łotewskim odznaczeniem – Orderem Lāčplēsisa (Pogromcy Niedźwiedzia) I klasy. Takie samo odznaczenie otrzymał przybyły do miasta Piłsudski, który z kolei udekorował generała przyznanym już wcześniej Virtuti Militari V klasy. Stanisław Szeptycki musiał się zadowolić Orderem Pogromcy Niedźwiedzia II klasy, co oczywiście nie wzbudziło jego specjalnego entuzjazmu…
Ukraińskie dylematy
Na początku 1920 roku sytuacja Rzeczypospolitej powoli ulegała normalizacji. W lutym polska armia obsadziła Pomorze przyznane Polsce na mocy ustaleń traktatu wersalskiego, a na terenach spornych z Niemcami, Czechami i ze Słowacją miały się odbyć plebiscyty. Wyjaśniała się również sytuacja na wschodzie: Wojsko Polskie rozbiło Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową, Rosjanie – zarówno czerwoni, jak i biali – doprowadzili kijowską Ukraińską Republikę Ludową na skraj upadku. W rosyjskiej wojnie domowej sukces osiągnęli bolszewicy.
Piłsudski i jego współpracownicy za większego wroga niepodległości Polski uważali białych Rosjan. Anton Denikin i jemu podobni nigdy bowiem nie ukrywali, że ich celem jest odbudowa „jednej i niepodzielnej Rosji”. Biali generałowie w najlepszym wypadku aprobowali powstanie państwa polskiego w ścisłych granicach etnograficznych (nawet bez Białegostoku) – w tym układzie nie było miejsca dla niepodległej Ukrainy czy państw bałtyckich, mających oddzielać Polskę od Rosji. Ponadto biała Rosja natychmiast uzyskałaby poparcie swoich długoletnich sojuszników: Francji i Wielkiej Brytanii. Zresztą gdyby spełniono wszystkie postulaty białych, okrojona Polska weszłaby w skład odrodzonego Imperium Rosyjskiego. Wówczas wszyscy w Europie byliby zadowoleni: Francuzi mieliby sojusznika szachującego państwo niemieckie, СКАЧАТЬ