Название: Wspomnienia w kolorze sepii
Автор: Anna J. Szepielak
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современные любовные романы
Серия: Saga maÅ‚opolska
isbn: 978-83-8195-052-7
isbn:
– To znaczy, że jesteś sama?
– Sama? – Joanna parsknęła. – Chyba żartujesz! Codziennie mam wizyty twoich dobroczyńców. Ludzie chyba powariowali, bo znoszą mi tu takie rzeczy… – Urwała i ziewnęła szeroko, nie mogąc się powstrzymać.
– A ty co taka niewyspana? – zainteresowała się Marta. – Imprezujesz?
– Chciałabym. Coś ty, po prostu mam ostatnio ciężkie sny. Brrr… – Otrząsnęła się. – To pewnie od tych twoich eksponatów emanują jakieś złe fluidy.
– Co? – zaśmiała się Marta.
– Autentycznie. Od kilku dni boję się zasypiać. Po przebudzeniu niewiele pamiętam, ale ciągle jestem czymś zdenerwowana, jakby miało się coś zdarzyć.
– O! To tak jak w zeszłym roku, kiedy mi opowiadałaś o tym Filipie, który ci się przyśnił. Cztery razy – dodała Marta z przekąsem.
„O matuśku! – jęknęła Joanna w duszy. – Znowu się zaczyna!”
W jej głowie natychmiast zapaliła się ostrzegawcza lampka. Nie chciała kontynuować tego tematu.
W odróżnieniu od siebie Joasia uważała przyjaciółkę za bardzo racjonalną osobę. Marta nie wierzyła w żadne przesądy, znaki czy przeczucia, a intuicję nazywała po prostu inteligencją. Zawsze mówiła, że wszystko da się jakoś wytłumaczyć. Czasami pozwalała sobie nawet na drobne złośliwości w tym temacie, choć to raczej Elwira była z nich trzech najbardziej bezpośrednia i twierdziła, że „najlepiej wywalić kawę na ławę, a nie owijać w bawełnę”.
Niestety, w zeszłym roku na babskim spotkaniu, kiedy oblewały kolejny niezdany przez Elwirę egzamin na prawo jazdy, Joanna zwierzyła się właśnie Marcie z dość mocno sugestywnego snu – snu o mężczyźnie, którego przypadkiem zobaczyła po raz pierwszy w życiu dopiero kilka dni później. Od tej pory za każdym razem, gdy uprzejmie odmawiała umówienia się na kolejną randkę w ciemno, co przyjaciółki ciągle jej proponowały, nieodmiennie w ich żartach i docinkach pojawiał się tajemniczy wyśniony Filip, którego obie z Martą widziały zaledwie raz w życiu.
– Nie martw się, to z niewyspania. Wypocznę sobie po chrzcinach. – Joanna zareagowała szybko i instynktownie.
– A co? Rodzinka zwaliła na ciebie jakąś robotę?
– Na szczęście Janeczka ma dość pomocników i nie chce, żebym się wtrącała. Ale teraz cała firma jest na mojej głowie.
– A mówiłaś, że wasze wyroby kiepsko się teraz sprzedają.
– Znacznie gorzej niż w zeszłym roku – przyznała Joasia. – Ostatnio takie firmy z szydełkowym rękodziełem powstają jak grzyby po deszczu, a kiedy zaczynałam kilka lat temu, rynek był niemal wolny od konkurencji.
– Przydałaby ci się stała praca, a nie ciągle tylko te aerobiki, szydełko i hafty. Jak długo można z tego żyć?
Joanna skrzywiła się tylko dlatego, że przyjaciółka nie mogła jej w tej chwili zobaczyć.
– Od kiedy skończył mi się ten niższy ZUS dla początkujących przedsiębiorców, rzeczywiście jest ciężko – wyznała. – W sumie teraz pracuję głównie na składki. Ale to nieważne. – Przybrała sztucznie wesoły ton. – Kiedy będziesz w domu?
– Za kilka dni. Musimy jeszcze wpaść z Adamem do teściów. Stęsknili się za Ulą.
– A zastanawiałaś się już nad moją prośbą?
– Masz na myśli to drzewo genealogiczne? Pewnie. Namaluję ci, co zechcesz. Sprawdziłam tu nawet przez internet, że można kupić w Polsce takie rzeczy. To ciekawy pomysł i z tego, co widziałam, na razie robi to niewielu plastyków. Musisz mi tylko przygotować możliwie wyraźne zdjęcia swojej rodziny i spisać wszystkie dane.
– Wiem. Tylko pamiętaj, że ten obraz ma być niespodzianką. Chcę to jakoś tak zorganizować, żeby nikt się nie zorientował, do czego są mi potrzebne informacje o przodkach.
– Dasz radę – pocieszyła ją Marta. – W zeszłym roku też odkryłam parę ciekawostek przy okazji wizyty Amerykanek. I szkoda, że kompletnie nie mam czasu na dalsze badania przeszłości, bo to szalenie wciąga.
W tym momencie z podwórka dobiegło ujadanie Tofika. Joanna poderwała się z krzesła z nożem w dłoni.
– Asia? Co tam się dzieje u ciebie? – Z telefonu dobiegło zaniepokojone pytanie.
– A niech to! – Sapnęła Joanna, wyglądając przez okno. – Przepraszam cię, ale muszę kończyć. Chyba przyszedł kolejny filantrop z okazem muzealnym. Muszę iść. Pa.
Przy furtce zastała organistę, trzymającego jakiś niekształtny przedmiot owinięty w grube zielone płótno.
– Dzień dobry ślicznej pani Joasi… – zaczął, ale przymilny uśmiech zamarł mu na ustach.
– Dzień dobry. Cóż pana do mnie sprowadza? – Zmrużyła oczy, oślepiona przez słońce. – Chór ma przecież wakacje.
Ponieważ mężczyzna nie odpowiadał, zorientowała się, że jakoś dziwnie na nią patrzy. Idąc za jego wzrokiem, spojrzała po sobie.
Wybiegła z kuchni tak, jak stała, z rozwichrzonymi włosami i na dodatek bez okularów, które zdjęła, żeby ochronić je przed wybrudzeniem podczas drylowania. Na rękach wciąż miała żółte gumowe rękawiczki mocno upaćkane sokiem z wiśni, który spływał jej teraz aż do łokci, zostawiając na ciele nierówne czerwone smugi. Niebieski podkoszulek, stare dżinsowe spodenki, a nawet twarz Joanny także nosiły ślady rozmazanych czerwonych plam. Efektu dopełniał krótki ostry nożyk, który trzymała w osobliwie obronnej pozycji, ostrzem celując prosto w organistę.
– O przepraszam – bąknęła i opuściła ręce, chowając nóż za plecami. – Właśnie robię dżemy wiśniowe. Cicho, Tofik! – rzuciła w kierunku jamnika, który gorliwie obszczekiwał stojącego za furtką mężczyznę.
Właściwie była wdzięczna swojemu pupilowi, bo teraz mogła na niego zrzucić winę za trzymanie gościa na chodniku. Postanowiła później wynagrodzić psu jego oddanie jakimś smakołykiem.
– No widzi pan, jakiego mam psa obronnego. Nawet nie mam jak pana wpuścić do środka – tłumaczyła z uśmiechem, rozkładając bezradnie ręce. – Przyniósł pan coś dla Marty?
– Co? A, tak. – Mężczyzna odzyskał mowę. – Przepraszam, że się tak zapatrzyłem, ale jakoś mi się pani z moim bratem skojarzyła.
– Słucham? – wyrwało się Joannie.
Jej chłodny ton był w tej chwili w pełni uzasadniony. Żadna kobieta nie chciałaby zostać porównana do mężczyzny, na dodatek rzeźnika, nawet jeśli był znakomity w swoim fachu i dostarczał połowie miasteczka pysznych СКАЧАТЬ