Życie i los. Василий Гроссман
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Życie i los - Василий Гроссман страница 36

Название: Życie i los

Автор: Василий Гроссман

Издательство: PDW

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 9788373926684

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Tere-fere kuku. Za powierzchnię mieszkaniową zaprzedaliście się Niemcom, towarzyszko Szaposznikow.

      Jenny Gienrichowna najwyraźniej nie lubiła zdrowych dzieci. Najczęściej więc opowiadała Jewgienii Nikołajewnie o najmizerniejszym ze swoich wychowanków, przechowywała jego rysunki, zeszyty i zaczynała płakać za każdym razem, kiedy opowieść dochodziła do chwili śmierci owego cichego dziecka.

      U Szaposznikowów mieszkała wiele lat temu, ale pamiętała wszystkie imiona i przezwiska dzieci, zapłakała więc, kiedy dowiedziała się o śmierci Marusi; ciągle ślęczała nad listem do Aleksandry Władimirowny do Kazania, ale w żaden sposób nie udawało jej się go dokończyć.

      Na ikrę szczupaka mówiła „kawiar”; opowiadała Żeni, jak jej przedrewolucyjni wychowankowie dostawali na śniadanie filiżankę mocnego bulionu i plaster jeleniego mięsa.

      Własny przydział żywności dawała do zjedzenia kotu, którego nazywała swoim „kochanym, srebrnym dzieckiem”. Kot ją uwielbiał i chociaż było z niego ordynarne, ponure bydlę, to na widok starej przechodził przemianę wewnętrzną, robił się miły, wesoły.

      Dragin ciągle wypytywał Jenny, co sądzi o Hitlerze: „Co, pewnie się pani podoba?”, ale chytra staruszka zadeklarowała się jako antyfaszystka i nazywała führera ludożercą.

      Poza tym nie było z niej żadnego pożytku – nie umiała prać, gotować, a kiedy szła do sklepu po zapałki, to sprzedawca zawsze musiał przy okazji odciąć z jej kartki miesięczny przydział cukru albo mięsa.

      Dzisiejsze dzieci zupełnie nie przypominały jej podopiecznych z czasów, które nazywała „spokojnymi”. Wszystko się zmieniło, nawet zabawy – dziewczynki w „spokojnych” czasach grały w serso, lakierowanymi kijkami ze sznurkiem podrzucały gumowe diabolo, bawiły się miękką malowaną piłką, którą nosiły w białej siatce. Dzisiejsze zaś uznawały tylko siatkówkę, pływały po kozacku, a zimą w spodniach narciarskich grały w hokeja, darły się i gwizdały.

      Górowały nad Jenny Genrichowną wiedzą o alimentach, skrobankach, o kartkach, psim swędem zdobytych i zarejestrowanych, o starszych lejtnantach i podpułkownikach, którzy cudzym żonom przywozili z wojny tłuszcze i konserwy.

      Jewgienia Nikołajewna lubiła, kiedy stara Niemka opowiadała o jej własnych, Jewgienii, latach dziecięcych, o ojcu, o bracie Dmitriju, którego Jenny Gienrichowna wyjątkowo dobrze pamiętała – przebył przy niej koklusz i dyfteryt.

      Kiedyś staruszka powiedziała:

      – Pamiętam swoich ostatnich państwa w roku siedemnastym. Monsieur był wiceministrem finansów – chodził po jadalni i mówił: „Wszystko przepadło, podpalają majątki, fabryki stoją, waluta upadła, sejfy okradzione”. No i tak samo jak u was rodzina się rozpadła. Monsieur, madame i mademoiselle pojechali do Szwecji, mój wychowanek poszedł jako ochotnik do generała Korniłowa, a madame płakała: „Całymi dniami się żegnamy – to już koniec”.

      Jewgienia Nikołajewna uśmiechnęła się smutno i nic nie odpowiedziała.

      Któregoś wieczoru pojawił się dzielnicowy i wręczył Jenny Gienrichownie wezwanie. Stara Niemka włożyła kapelusik z białym kwiatkiem i poprosiwszy Żenieczkę, żeby dała jeść kotu, poszła na milicję. Stamtąd miała iść prosto do swojej dentystki; obiecała wrócić nazajutrz. Kiedy Jewgienia Nikołajewna przyszła po pracy do domu, zastała pokój przewrócony do góry nogami; sąsiedzi powiedzieli, że Jenny Gienrichownę zabrała milicja.

      Jewgienia Nikołajewna poszła się dowiedzieć, co się z nią stało. Na milicji powiedziano jej, że staruszka jedzie pociągiem na północ razem z innymi Niemcami.

      Następnego dnia pojawił się dzielnicowy w towarzystwie gospodarza domu, zabrali opieczętowany kosz, pełen starych szmatek, pożółkłych fotografii i listów.

      Żenia poszła do NKWD, żeby dowiedzieć się, jak może przekazać starej ciepłą chustkę. Człowiek w okienku spytał ją:

      – A wy kim jesteście, Niemką?

      – Nie, Rosjanką.

      – To idźcie do domu. Nie zawracajcie nam głowy głupstwami.

      – Przecież tu chodzi o zimowe rzeczy.

      – Co, nie wyrażam się jasno? – spytał człowiek w okienku głosem tak cichym, że Jewgienia Nikołajewna się przestraszyła.

      Tego wieczoru słyszała rozmowę w kuchni – współmieszkańcy rozprawiali o niej.

      Jeden głos mówił:

      – Jednak nieładnie postąpiła.

      Drugi odpowiedział:

      – A ja myślę – ma kobita łeb. Najpierw się wcisnęła, potem doniosła, gdzie trzeba, pozbyła się starej i dostała pokój.

      Męski głos odpowiedział:

      – Jaki tam pokój… Pokoik.

      Czwarty głos dodał:

      – Taka sobie poradzi; i z nią człowiek nie zginie.

      Smutny był los kota. Kiedy ludzie kłócili się, co z nim zrobić, senny, przybity siedział w kuchni.

      – Do diabła z tym Niemcem – mówiły kobiety.

      Dragin nieoczekiwanie oświadczył, że gotów jest uczestniczyć w dokarmianiu kota. Ale bez Jenny Gienrichowny kot nie pożył długo – zdechł, kiedy jedna z sąsiadek, przypadkowo, a może złośliwie, oblała go wrzątkiem.

      24

      Jewgienii Nikołajewnie podobało się samotne życie w Kujbyszewie.

      Nigdy chyba nie była tak wolna jak teraz. Poczuła lekkość i swobodę, choć życie było bardzo ciężkie. Przez długi czas, dopóki nie udało jej się zameldować, nie dostawała kartek i raz dziennie, na talon, jadała obiad w stołówce. Od rana marzyła o chwili, kiedy tam pójdzie i dostanie talerz zupy.

      Rzadko w tym czasie myślała o Nowikowie. O Krymowie myślała częściej i więcej, prawie stale, ale te myśli nie wypełniały jej duszy żadnym szczególnym światłem.

      Pamięć o Nowikowie wybuchała i znikała, nie była jednak udręką.

      Kiedyś wszakże na ulicy zobaczyła z daleka wysokiego wojskowego w długim płaszczu i przez moment wydawało jej się, że to Nowikow. Zaczęła oddychać z trudem, nogi jej osłabły; była wręcz zmieszana, takie uczucie szczęścia ją ogarnęło. Po chwili zrozumiała, że się pomyliła, i od razu zapomniała o swoim wzruszeniu.

      A w nocy nagle obudziła się i pomyślała: „Dlaczego nie pisze, przecież zna adres?”.

      Mieszkała sama, nie było przy niej ani Krymowa, ani Nowikowa, ani krewnych. Wydawało jej się, że ta samotna wolność to właśnie jest szczęście. Ale tak jej się tylko wydawało.

      Kujbyszew był w tym czasie siedzibą licznych moskiewskich narkomatów, urzędów, redakcji ogólnokrajowych gazet. Był tymczasową, ewakuowaną z Moskwy stolicą, z korpusem СКАЧАТЬ