Название: Życie i los
Автор: Василий Гроссман
Издательство: PDW
Жанр: Историческая литература
isbn: 9788373926684
isbn:
Maszczuk, patrząc na niego spokojnym wzrokiem, odrzekł:
– Nie warto o niego pytać, okazało się, że to łajdak, kułacki pomiot; przyznał się w śledztwie.
Teraz także Hetmanow, z niepokojem patrząc na Maszczuka, powtórzył:
– Nie, to nie wygłupy.
– E tam – zaoponował Maszczuk. – Chłopak ma cztery lata, nie można o tym zapominać.
Sahajdak zwierzył im się z takim rozrzewnieniem, że wszyscy poczuli je w jego słowach:
– Powiem szczerze: nie jestem dość silny, żeby zachowywać pryncypialność w stosunku do dzieci… Powinienem, ale nie mam siły. Dbam tylko, żeby były zdrowe…
Wszyscy popatrzyli na niego ze współczuciem. Nie miał szczęścia jako ojciec. Jego starszy syn, Witalij, jeszcze gdy był w dziewiątej klasie, zachowywał się po chuligańsku – kiedyś zatrzymała go milicja za udział w restauracyjnej awanturze; ojciec musiał dzwonić do zastępcy narkoma spraw wewnętrznych, tuszować skandal, w który zamieszane były dzieci prominentów: synowie generałów, akademików, córka pisarza, córka narkoma rolnictwa. Kiedy wybuchła wojna, młody Sahajdak zapragnął zgłosić się do wojska jako ochotnik, więc ojciec załatwił mu miejsce w dwuletniej szkole artylerii. Witalija wyrzucono stamtąd za brak dyscypliny; groziło mu wysłanie z kompanią marszową na front.
Teraz młody Sahajdak już od miesiąca uczył się w szkole moździerzystów i, jak dotąd, nie było z nim żadnych kłopotów – ku radości ojca i matki, którzy jednak oprócz nadziei musieli czuć w duchu niepokój.
Drugi syn Sahajdaka, Igor, w wieku dwóch lat został dotknięty paraliżem dziecięcym, którego następstwa zmieniły go w kalekę. Poruszał się o kulach, nie miał czucia w suchych, cienkich nóżkach. Igorek nie mógł uczęszczać do szkoły, nauczyciele przychodzili do domu, ale uczył się pilnie i chętnie.
Nie tylko na Ukrainie, ale i w Moskwie, Leningradzie czy Tomsku nie było ani jednego znanego neurologa, którego nie radziliby się rodzice w sprawie Igorka. Nie było też nowego zagranicznego lekarstwa, którego nie zdobyłby Sahajdak przez przedstawicielstwa handlowe czy ambasady. Wiedział, że można i należy mu zarzucać nadmiar rodzicielskiej miłości. Równocześnie jednak był świadkiem, że jego grzech nie jest śmiertelny. Przecież widział, jak silne są uczucia ojcowskie u niektórych działaczy obwodu, mógł więc chyba liczyć na to, że ludzie nowego typu szczególnie mocno kochają swoje dzieci. Wiedział, że i jemu wybaczą znachorkę sprowadzoną do Igorka samolotem z Odessy i zioło od jakiegoś dalekowschodniego mędrca, które wysłano kurierem do Kijowa.
– Nasi przywódcy to wyjątkowi ludzie – powiedział Sahajdak. – Nie mówię o towarzyszu Stalinie, to przecież oczywiste, ale jego najbliżsi współpracownicy… Zawsze potrafią, nawet w takiej sprawie, postawić wyżej partię niż uczucia ojcowskie.
– Tak, ale rozumieją, że nie od każdego można tyle wymagać – wtrącił Hetmanow i przypomniał, jak surowo jeden z sekretarzy KC potraktował syna, gdy ten coś przeskrobał.
Rozmowa o dzieciach przybrała inny ton, pełen serdeczności i prostoty.
Wydawało się, że cała wewnętrzna siła tych ludzi, cała ich radość, zależy tylko od tego, czy ich Tanieczki i Witalikowie mają zdrowe rumieńce, czy przynoszą dobre stopnie ze szkoły, czy ich Władimirowie i Ludmiły zdają kolejne egzaminy.
Galina Tierientjewna zaczęła mówić o córkach:
– Swietłanka do czterech lat była słabego zdrowia. – Co rusz zapalenie okrężnicy, wymęczyło się dziecko. A wyleczyli ją w końcu tartymi surowymi jabłkami.
Hetmanow dodał:
– Dzisiaj przed wyjściem do szkoły powiedziała mi: „Mnie i Zoję nazywają w klasie generalskimi córami! A Zoja, bezczelna, w śmiech: «Też mi wielki zaszczyt – córka generała! W naszej klasie jest córka marszałka, naprawdę!»”.
– Widzicie – powiedział wesoło Sahajdak. – Nie dogodzisz im. Igor dopiero co mi oświadczył: „Trzeci sekretarz, też mi coś – zwykła płotka”.
Nikołaj też mógłby opowiedzieć o swoich dzieciach wiele zabawnych rzeczy, ale wiedział, że nie powinien podkreślać, jakie zmyślne są jego dzieciaki, kiedy mówi się o zmyślności syna Sahajdaka i córkach Hetmanowa.
Maszczuk powiedział w zadumie:
– Nasi baćkowie na wsi z dziećmi się nie patyczkowali.
– A jednak kochali dzieci – dorzucił brat pani domu.
– Kochali, pewnie, że kochali, ale i bili, mnie przynajmniej.
Odezwał się Hetmanow:
– Przypomniało mi się, jak mój zmarły ojciec poszedł na wojnę w piętnastym roku. Poważnie mówię, dosłużył się podoficera, dwa Krzyże Jerzego dostał. Matka go wyprawiła, włożyła mu do worka onuce, kufajkę, dała na drogę jajek na twardo, chleba, a my z siostrą leżeliśmy na pryczy i patrzyli, jak o świcie ojciec siedzi przy stole po raz ostatni. Przedtem nanosił wody do beczułki, co stała w sieni, narąbał drew. Matka potem ciągle to wspominała.
Popatrzył na zegar i powiedział:
– Ho, ho…
– To znaczy jutro – powiedział Sahajdak i wstał.
– Samolot odlatuje punkt siódma.
– Z cywilnego? – spytał Maszczuk.
Hetmanow kiwnął głową.
– To i lepiej – powiedział Nikołaj Tierientjewicz i też się podniósł – bo do wojskowego jest piętnaście kilometrów.
– Jakie to może mieć znaczenie dla żołnierza? – spytał Hetmanow.
Zaczęli się żegnać, znowu się ożywili, roześmiali, uściskali, a już w korytarzu, kiedy goście stali w płaszczach i czapkach, gospodarz powiedział:
– Do wszystkiego żołnierz może się przyzwyczaić, w dymie się grzeje, a szydłem goli. Ale żyć w rozłące z dziećmi – do tego nigdy nie przywyknie.
Po jego głosie, po wyrazie twarzy po tym, jak patrzyli na niego wychodzący goście, widać było, że teraz na pewno nie żartuje.
22
W nocy Diemientij Trifonowicz, już w wojskowym mundurze, pisał coś przy biurku. Żona siedziała obok niego w szlafroku i śledziła ruchy jego ręki. Hetmanow złożył kartkę i powiedział:
– To do szefa krajowego wydziału zdrowia, jeśli będziesz musiała skorzystać ze specjalnego leczenia i wyjazdów na konsultacje. Brat załatwi ci przepustkę, a on tylko da skierowanie.
– A napisałeś mi upoważnienie na przydziały? – spytała żona.
– To niepotrzebne – odpowiedział. – Zadzwoń do kierownika w obkomie, СКАЧАТЬ