Название: Życie i los
Автор: Василий Гроссман
Издательство: PDW
Жанр: Историческая литература
isbn: 9788373926684
isbn:
– Syn towarzysza Stalina, Wasilij, jest lotnikiem, lata na myśliwcach, towarzysz Mikojan też ma syna w lotnictwie, a syn Ławrientija Pawłowicza Berii, jak słyszałem, również walczy na froncie, tylko nie wiem, w jakiej formacji. Timur Frunze jest lejtnantem, zdaje się, piechoty… Poza tym syn tej… Dolores Ibárruri zginął pod Stalingradem.
– Towarzysz Stalin ma dwóch synów na wojnie – sprostował brat gospodyni. – Drugi, Jakow, to artylerzysta, dowodził baterią. A właściwie pierwszy; Waśka jest młodszy, a on starszy. Biedny chłopak, trafił do niewoli.
Umilkł, czując, że poruszył temat, o którym, według starszych towarzyszy, nie należało mówić.
Pragnąc złagodzić napięcie, Nikołaj Tierientjewicz dodał prostodusznie i beztrosko:
– Teraz Niemcy zrzucają ulotki, kłamią bezczelnie, że Jakow Stalin chętnie zdradza im tajemnice wojskowe.
Ale pustka wokół niego zrobiła się jeszcze bardziej przykra. Powiedział coś, o czym nie wolno było wspominać ani żartem, ani serio; coś, o czym należało milczeć. Gdyby komukolwiek strzeliło do głowy oburzyć się na plotki dotyczące małżeństwa Josifa Wissarionowicza Stalina, to taki szczery demaskator plotek popełniłby nie mniejszą nieostrożność niż ten, kto plotki rozsiewa – sama rozmowa na ten temat była niedopuszczalna.
Hetmanow nagle zwrócił się do żony, mówiąc:
– Serce moje, gdzie sprawę wziął w swoje ręce towarzysz Stalin, i w dodatku tak mocno, tam już niech się Niemcy martwią.
A Nikołaj Tierientjewicz spotkał się skruszonym spojrzeniem ze wzrokiem Hetmanowa.
Ale oczywiście, nie w ciemię bici ludzie siedzieli przy stole; nie po to się spotkali, żeby z gafy, której byli świadkami, robić coś poważnego – sprawę.
Sahajdak powiedział dobrodusznym, koleżeńskim tonem, broniąc jakby Nikołaja Tierientjewicza przed niezadowoleniem Hetmanowa:
– To racja, a my lepiej dbajmy o to, żeby nie narobić czegoś głupiego na swoim własnym odcinku.
– I nie paplać za dużo – dodał Hetmanow.
Przez to, że niemal wprost wypowiedział przyganę, a nie przemilczał sprawy, dał poznać, że wybacza Nikołajowi Tierientjewiczowi, więc Sahajdak i Maszczuk pokiwali głowami z aprobatą.
Nikołaj Tierientjewicz wiedział, że jego drobna niezręczność zostanie zapomniana, ale wiedział też, że nie do końca. Jeśli kiedyś ktoś zacznie rozmowę o kadrach, o awansach, o szczególnie odpowiedzialnej misji, to przy nazwisku Nikołaja Tierientjewicza i Hetmanow, i Sahajdak, i Maszczuk pokiwają głowami, a potem leciutko się uśmiechną i na pytanie upartego rozmówcy odpowiedzą: „Może odrobinę lekkomyślny” – i pokażą tę odrobinę na końcu małego palca.
W głębi duszy wszyscy wiedzieli, że Niemcy nie tak bardzo kłamią w sprawie Jakowa. Ale właśnie dlatego nie należało poruszać tematu.
Szczególnie dobrze orientował się w takich sprawach Sahajdak. Przez długi czas pracował w gazecie, najpierw kierując działem informacji, następnie działem wiejskim, a potem przez mniej więcej dwa lata był redaktorem gazety republikańskiej. Uważał, że głównym jej celem jest wychowanie czytelnika, a nie chaotyczne podawanie wszystkich informacji o najróżniejszych, często przypadkowych wydarzeniach. Jeśli redaktor Sahajdak sądził, że jakieś fakty trzeba pominąć, przemilczeć nieurodzaj, niesłuszny ideowo poemat, formalistyczny obraz, pomór bydła, trzęsienie ziemi, zatonięcie okrętu, falę oceaniczną, która zmyła z powierzchni ziemi tysiąc osób, albo straszliwy pożar w kopalni – to nie przydawał im żadnego znaczenia; był zdania, że nie powinien nimi zaprzątać umysłów czytelników, dziennikarzy i literatów. Niekiedy musiał jednak wytłumaczyć takie czy inne zdarzenie z życia. Wyjaśnienie było wówczas zaskakująco śmiałe, niezwykłe, sprzeczne z potocznymi wyobrażeniami. Wydawało się Sahajdakowi, że jego redaktorskie zalety, wiedza, doświadczenie wyrażają się w tym, że potrafi zaszczepić w świadomości czytelników odpowiednie, służące celom wychowawczym poglądy.
Kiedy w czasie powszechnej kolektywizacji dopuszczono się poważnych nadużyć, a Stalin nie ogłosił jeszcze artykułu Zawrót głowy od sukcesów, Sahajdak pisał, że głód w czasie kolektywizacji powstał dlatego, że kułacy naumyślnie zakopywali ziarno, naumyślnie nie jedli chleba i dlatego puchli z głodu, na złość państwu umierali całymi wsiami, wraz z małymi dziećmi, kobietami i starcami.
I zaraz obok zamieszczał reportaże opisujące, jak to w żłobkach kołchozowych dzieci codziennie dostają rosół z kury, pierożki i kotlety z ryżu. A one tymczasem naprawdę puchły z głodu i umierały.
Zaczęła się wojna, jedna z najokrutniejszych i najstraszniejszych, jakich doświadczyła Rosja w ciągu tysiąca lat swego istnienia. W wyjątkowo ciężkich początkowych tygodniach i miesiącach na plan pierwszy wysunął się realny, prawdziwy, rozstrzygający bieg wydarzeń, wojna decydowała o losach wszystkich, nawet o losach partii. Ten decydujący czas minął. Od razu więc dramaturg Kornijczuk wyjaśnił w sztuce Front, że porażki wojenne były winą głupich generałów, nieudolnie wykonujących polecenia Naczelnego Dowództwa, które nie myli się nigdy.
Tego wieczoru nie tylko Nikołaj Tierientjewicz musiał przeżyć przykre chwile.
Maszczuk, przerzucając wielki, oprawiony w skórę album z fotografiami na grubych kartach, nagle tak znacząco podniósł brwi, że wszyscy mimo woli popatrzyli w tę stronę. Na zdjęciu widoczny był Hetmanow w półwojskowej bluzie; siedział w swoim przedwojennym gabinecie, za rozległym jak step biurkiem, a nad nim wisiał ogromny portret Stalina, taki, jaki może wisieć tylko w gabinecie sekretarza komitetu obwodowego. Stalin na portrecie miał twarz pomalowaną kredkami, dorysowaną granatową szpicbródkę, a w uszach – błękitne kolczyki.
– No, cóż to za chłopak! – wykrzyknął Hetmanow i jakoś po babsku załamał ręce.
Galina Tierientjewna zmieszała się i powtarzała, patrząc w twarze gości:
– A jeszcze wczoraj przed zaśnięciem mówił: „Kocham wujka Stalina tak samo jak tatę”.
– To przecież dziecinne wygłupy – powiedział Sahajdak.
– Nie, to nie wygłupy, tylko zwykłe chuligaństwo – westchnął Hetmanow.
Popatrzył na Maszczuka niepewnym wzrokiem. Obaj równocześnie przypomnieli sobie ten sam przypadek sprzed wojny – bratanek ich krajana, student politechniki, w akademiku strzelił z wiatrówki do portretu Stalina.
Wiedzieli, że student się wygłupiał, że nie strzelał z żadnych powodów terrorystycznych czy politycznych. Ten ich krajan, człowiek znany, dyrektor centrali międzymiastowej, prosił Hetmanowa o ratunek dla chłopaka.
Po posiedzeniu biura obkomu Hetmanow rozmawiał o tej sprawie z Maszczukiem.
Maszczuk odpowiedział wtedy:
– Diemientiju Trifonowiczu, przecież nie jesteśmy dziećmi… Winny, niewinny, jakie to ma znaczenie? Jeśli umorzę tę sprawę, jutro do Moskwy, może nawet do samego Ławrientija Pawłowicza, dotrze wiadomość: СКАЧАТЬ