Название: Życie i los
Автор: Василий Гроссман
Издательство: PDW
Жанр: Историческая литература
isbn: 9788373926684
isbn:
Na węźle dyżurna, patrząc na ciężko oddychającego Zacharowa, powiedziała, że z Czujkowem nie ma łączności – ani telefonicznej, ani telegraficznej, ani radiowej…
– Z dywizjami? – ostro spytał Zacharow.
– Dopiero co, towarzyszu generale-lejtnancie, mieliśmy łączność z Batiukiem.
– Dajcie go, szybko!
Dyżurna, przekonana, że trudny i wybuchowy charakter generała zaraz da znać o sobie, bała się nawet spojrzeć na Zacharowa; nagle jednak powiedziała radośnie:
– Jest, proszę, towarzyszu generale – i podała mu słuchawkę.
Z Zacharowem mówił szef sztabu dywizji. Tak samo jak dziewczyna z łączności, przestraszył się, słysząc ciężki oddech i władczy głos szefa sztabu frontu.
– Meldujcie, co się tam u was dzieje. Macie łączność z Czujkowem?
Szef sztabu dywizji zameldował, że płoną zbiorniki z ropą, że ściana ognia runęła na stanowisko dowodzenia armii, że dywizja nie ma łączności z dowódcą armii, ale najwyraźniej nie wszyscy zginęli, bo poprzez ogień i dym widać stojących na brzegu ludzi. Ani jednak od strony lądu, ani od strony Wołgi nie sposób tam dotrzeć, bo rzeka płonie. Batiuk z kompanią ochrony sztabu ruszył brzegiem do pożaru, próbując gdzie indziej skierować strumień płomieni i pomóc tamtym ludziom się wydostać.
Zacharow wysłuchał szefa sztabu, powiedział:
– Przekażcie Czujkowowi, jeśli żyje, przekażcie Czujkowowi… – i zamilkł.
Dziewczyna, zdziwiona długą pauzą i czekająca na eksplozję zachrypniętego głosu generała, z obawą patrzyła na Zacharowa – stał z chustką przyłożoną do oczu.
Tej nocy czterdziestu dowódców sztabowych spłonęło w zawalonych schronach.
10
Krymow znalazł się w Stalingradzie zaraz po pożarze zbiorników z ropą.
Czujkow wyznaczył nowe stanowisko dowodzenia armii u stóp stromego brzegu Wołgi, w rejonie rozmieszczenia pułku piechoty, wchodzącego w skład dywizji Batiuka. Czujkow odwiedził schron dowódcy pułku, kapitana Michajłowa, obejrzał obszerną ziemiankę z licznymi belkami podtrzymującymi strop i zadowolony pokiwał głową. Patrząc na zasmuconą twarz rudego, piegowatego kapitana, powiedział żartobliwym tonem:
– Kapitanie, urządziliście sobie schron nieodpowiednio do stopnia.
Sztab pułku zabrał swoje niewyszukane sprzęty i brzegiem Wołgi powędrował kilkadziesiąt metrów dalej – tam z kolei rudy Michajłow bezwzględnie wyeksmitował dowódcę swojego batalionu.
Pozbawiony siedziby dowódca batalionu zostawił w spokoju dowódców swoich kompanii (ci mieli już bardzo ciasne kwatery), ale kazał sobie wykopać nową ziemiankę na płaskowzgórzu.
Kiedy Krymow przyszedł na stanowisko dowodzenia 62. Armii, trwały tam w najlepsze roboty saperskie. Kopano rowy łącznikowe między wydziałami sztabu, ulice główne i bocznice, pozwalające się kontaktować pracownikom wydziału politycznego, oficerom operacyjnym i artylerzystom.
Dwukrotnie Krymow widział samego dowódcę, który wychodził, żeby popatrzeć, jak idzie praca.
Nigdzie chyba na świecie nie budowano żadnych pomieszczeń z taką starannością i rozwagą jak w Stalingradzie. Stalingradzkie schrony tworzono nie dla przyszłych pokoleń ani nawet nie po to, żeby było ciepło. Prawdopodobieństwo tego, że się dożyje świtu i pory obiadowej, mocno zależało od grubości belek schronu, od głębokości korytarza, od bliskości latryny, od tego, czy schron widoczny jest z powietrza.
Kiedy mówiono o człowieku, mówiono też o jego schronie.
– Batiuk dzisiaj nieźle popracował moździerzami na kurhanie Mamaja… A i schronik ma niezły: drzwi dębowe, grube jak w pałacu, mądry z niego chłop…
Zdarzało się też, że mówiono o kimś:
– No cóż, przycisnęli go w nocy, stracił kluczową pozycję, nie miał łączności z pododdziałami. Stanowisko dowodzenia widać z góry, płaszcz-pałatka[6] zamiast drzwi, chyba przed muchami go chroni. Niewiele jest wart, przed wojną podobno żona od niego odeszła.
Ze stalingradzkimi schronami i ziemiankami wiązało się wiele rozmaitych historii. Na przykład opowieść o tym, jak do kanału, w którym ulokował się sztab Rodimcewa, chlusnęła nagle woda i cała kancelaria wypłynęła na brzeg; kawalarze zaznaczyli nawet na mapie miejsce, w którym sztab wpadł do Wołgi. Albo o tym, jak wyleciały w powietrze sławne drzwi w schronie Batiuka. I o tym, jak w fabryce traktorów Żełudiow wraz z całym sztabem zginął w zasypanym schronie.
Stalingradzka skarpa, gęsto usiana schronami, przypominała Krymowowi olbrzymi okręt wojenny – po jednej burcie mający Wołgę, po drugiej ścianę nieprzyjacielskiego ognia.
Kierownictwo polityczne nakazało Krymowowi rozstrzygnąć spór, jaki powstał między dowódcą a komisarzem pułku piechoty w dywizji Rodimcewa.
Wybierając się tam, postanowił wygłosić odczyt dla dowódców sztabowych, a następnie zająć się skargą.
Goniec z wydziału politycznego armii doprowadził go do kamiennego ujścia szerokiego kanału, w którym mieścił się sztab Rodimcewa. Wartownik zameldował, że przybył komisarz batalionowy ze sztabu frontu, a wtedy rozległ się czyjś gruby głos:
– Wołaj go tu, bo pewno nieprzyzwyczajony i narobił w portki!
Krymow wszedł pod niski strop i czując na sobie spojrzenia sztabowców, przedstawił się grubemu komisarzowi pułkowemu[7] w żołnierskiej kufajce, siedzącemu na skrzyni po konserwach.
– A, będzie nam bardzo miło, odczyt to dobra rzecz – rzekł komisarz pułkowy. – Bo słyszeliśmy, że i Manuilski, i jeszcze inni przyjechali na lewy brzeg, a do nas, do Stalingradu, się nie wybiorą.
– Oprócz tego mam polecenie od szefa zarządu politycznego – rzekł Krymow – żeby zająć się sporem między dowódcą pułku piechoty a komisarzem.
– Mieliśmy taką sprawę – odrzekł komisarz. – Wczoraj została rozstrzygnięta: na stanowisko dowodzenia pułku spadła jednotonowa bomba, zabiła osiemnastu ludzi, w tym dowódcę pułku i komisarza.
Mówił otwarcie, bez owijania w bawełnę:
– Pod СКАЧАТЬ