Życie i los. Василий Гроссман
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Życie i los - Василий Гроссман страница 13

Название: Życie i los

Автор: Василий Гроссман

Издательство: PDW

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 9788373926684

isbn:

СКАЧАТЬ z Krasnego Sadu, gdzie mieścił się sztab Frontu Stalingradzkiego. Szef sztabu, generał-lejtnant Zacharow, otrzymał pierwszą wieść o pożarze, zameldował o tym Jeriomience, ten zaś poprosił Zacharowa, by osobiście udał się do węzła łączności i porozmawiał z Czujkowem. Zacharow, głośno dysząc, pośpiesznie szedł ścieżką. Adiutant, świecąc latarką, od czasu do czasu mówił: „Ostrożnie, towarzyszu generale” – i odsuwał ręką zwisające nad ścieżką gałęzie jabłoni. Daleka łuna oświetlała pnie drzew, kładła się różowawymi plamami na ziemi. To niewyraźne światło napełniało duszę niepokojem. Panująca wokoło cisza, przerywana jedynie niezbyt głośnymi okrzykami wartowników, przydawała jakiejś szczególnie groźnej siły niememu, blademu ogniowi.

      Na węźle dyżurna, patrząc na ciężko oddychającego Zacharowa, powiedziała, że z Czujkowem nie ma łączności – ani telefonicznej, ani telegraficznej, ani radiowej…

      – Z dywizjami? – ostro spytał Zacharow.

      – Dopiero co, towarzyszu generale-lejtnancie, mieliśmy łączność z Batiukiem.

      – Dajcie go, szybko!

      Dyżurna, przekonana, że trudny i wybuchowy charakter generała zaraz da znać o sobie, bała się nawet spojrzeć na Zacharowa; nagle jednak powiedziała radośnie:

      – Jest, proszę, towarzyszu generale – i podała mu słuchawkę.

      Z Zacharowem mówił szef sztabu dywizji. Tak samo jak dziewczyna z łączności, przestraszył się, słysząc ciężki oddech i władczy głos szefa sztabu frontu.

      – Meldujcie, co się tam u was dzieje. Macie łączność z Czujkowem?

      Szef sztabu dywizji zameldował, że płoną zbiorniki z ropą, że ściana ognia runęła na stanowisko dowodzenia armii, że dywizja nie ma łączności z dowódcą armii, ale najwyraźniej nie wszyscy zginęli, bo poprzez ogień i dym widać stojących na brzegu ludzi. Ani jednak od strony lądu, ani od strony Wołgi nie sposób tam dotrzeć, bo rzeka płonie. Batiuk z kompanią ochrony sztabu ruszył brzegiem do pożaru, próbując gdzie indziej skierować strumień płomieni i pomóc tamtym ludziom się wydostać.

      Zacharow wysłuchał szefa sztabu, powiedział:

      – Przekażcie Czujkowowi, jeśli żyje, przekażcie Czujkowowi… – i zamilkł.

      Dziewczyna, zdziwiona długą pauzą i czekająca na eksplozję zachrypniętego głosu generała, z obawą patrzyła na Zacharowa – stał z chustką przyłożoną do oczu.

      Tej nocy czterdziestu dowódców sztabowych spłonęło w zawalonych schronach.

      10

      Krymow znalazł się w Stalingradzie zaraz po pożarze zbiorników z ropą.

      Czujkow wyznaczył nowe stanowisko dowodzenia armii u stóp stromego brzegu Wołgi, w rejonie rozmieszczenia pułku piechoty, wchodzącego w skład dywizji Batiuka. Czujkow odwiedził schron dowódcy pułku, kapitana Michajłowa, obejrzał obszerną ziemiankę z licznymi belkami podtrzymującymi strop i zadowolony pokiwał głową. Patrząc na zasmuconą twarz rudego, piegowatego kapitana, powiedział żartobliwym tonem:

      – Kapitanie, urządziliście sobie schron nieodpowiednio do stopnia.

      Sztab pułku zabrał swoje niewyszukane sprzęty i brzegiem Wołgi powędrował kilkadziesiąt metrów dalej – tam z kolei rudy Michajłow bezwzględnie wyeksmitował dowódcę swojego batalionu.

      Pozbawiony siedziby dowódca batalionu zostawił w spokoju dowódców swoich kompanii (ci mieli już bardzo ciasne kwatery), ale kazał sobie wykopać nową ziemiankę na płaskowzgórzu.

      Kiedy Krymow przyszedł na stanowisko dowodzenia 62. Armii, trwały tam w najlepsze roboty saperskie. Kopano rowy łącznikowe między wydziałami sztabu, ulice główne i bocznice, pozwalające się kontaktować pracownikom wydziału politycznego, oficerom operacyjnym i artylerzystom.

      Dwukrotnie Krymow widział samego dowódcę, który wychodził, żeby popatrzeć, jak idzie praca.

      Nigdzie chyba na świecie nie budowano żadnych pomieszczeń z taką starannością i rozwagą jak w Stalingradzie. Stalingradzkie schrony tworzono nie dla przyszłych pokoleń ani nawet nie po to, żeby było ciepło. Prawdopodobieństwo tego, że się dożyje świtu i pory obiadowej, mocno zależało od grubości belek schronu, od głębokości korytarza, od bliskości latryny, od tego, czy schron widoczny jest z powietrza.

      Kiedy mówiono o człowieku, mówiono też o jego schronie.

      – Batiuk dzisiaj nieźle popracował moździerzami na kurhanie Mamaja… A i schronik ma niezły: drzwi dębowe, grube jak w pałacu, mądry z niego chłop…

      Zdarzało się też, że mówiono o kimś:

      – No cóż, przycisnęli go w nocy, stracił kluczową pozycję, nie miał łączności z pododdziałami. Stanowisko dowodzenia widać z góry, płaszcz-pałatka[6] zamiast drzwi, chyba przed muchami go chroni. Niewiele jest wart, przed wojną podobno żona od niego odeszła.

      Ze stalingradzkimi schronami i ziemiankami wiązało się wiele rozmaitych historii. Na przykład opowieść o tym, jak do kanału, w którym ulokował się sztab Rodimcewa, chlusnęła nagle woda i cała kancelaria wypłynęła na brzeg; kawalarze zaznaczyli nawet na mapie miejsce, w którym sztab wpadł do Wołgi. Albo o tym, jak wyleciały w powietrze sławne drzwi w schronie Batiuka. I o tym, jak w fabryce traktorów Żełudiow wraz z całym sztabem zginął w zasypanym schronie.

      Stalingradzka skarpa, gęsto usiana schronami, przypominała Krymowowi olbrzymi okręt wojenny – po jednej burcie mający Wołgę, po drugiej ścianę nieprzyjacielskiego ognia.

      Kierownictwo polityczne nakazało Krymowowi rozstrzygnąć spór, jaki powstał między dowódcą a komisarzem pułku piechoty w dywizji Rodimcewa.

      Wybierając się tam, postanowił wygłosić odczyt dla dowódców sztabowych, a następnie zająć się skargą.

      Goniec z wydziału politycznego armii doprowadził go do kamiennego ujścia szerokiego kanału, w którym mieścił się sztab Rodimcewa. Wartownik zameldował, że przybył komisarz batalionowy ze sztabu frontu, a wtedy rozległ się czyjś gruby głos:

      – Wołaj go tu, bo pewno nieprzyzwyczajony i narobił w portki!

      Krymow wszedł pod niski strop i czując na sobie spojrzenia sztabowców, przedstawił się grubemu komisarzowi pułkowemu[7] w żołnierskiej kufajce, siedzącemu na skrzyni po konserwach.

      – A, będzie nam bardzo miło, odczyt to dobra rzecz – rzekł komisarz pułkowy. – Bo słyszeliśmy, że i Manuilski, i jeszcze inni przyjechali na lewy brzeg, a do nas, do Stalingradu, się nie wybiorą.

      – Oprócz tego mam polecenie od szefa zarządu politycznego – rzekł Krymow – żeby zająć się sporem między dowódcą pułku piechoty a komisarzem.

      – Mieliśmy taką sprawę – odrzekł komisarz. – Wczoraj została rozstrzygnięta: na stanowisko dowodzenia pułku spadła jednotonowa bomba, zabiła osiemnastu ludzi, w tym dowódcę pułku i komisarza.

      Mówił otwarcie, bez owijania w bawełnę:

      – Pod СКАЧАТЬ