Kroniki Nicci. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kroniki Nicci - Terry Goodkind страница 8

Название: Kroniki Nicci

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788381887175

isbn:

СКАЧАТЬ głupcy będą się sprzeczać, kiedy wroga armia łomocze w ich mury – odezwała się zniecierpliwiona Nicci. – Skupcie się na prawdziwym problemie. Wszyscy w mieście powinni wiedzieć, jak walczyć z generałem Utrosem. To najważniejsza sprawa.

      Quentin odkaszlnął, zanim się odezwał. Ciemnoskóry czarodziej miał siwe jak dym włosy i wiecznie zachmurzoną twarz z głębokimi bruzdami.

      – Dawno temu czarodzieje Ildakaru byli o wiele potężniejsi niż dzisiaj. Andre stworzył trzech olbrzymich wojowników Ixax, których nigdy nie wykorzystano. Wódz-czarodziej Maxim wykoncypował i rzucił czar petryfikacji, obracając w kamień całą armię oblężniczą. Wszyscy mieszkańcy, kosztem mnóstwa istnień, współdziałali przy krwawych czarach chroniących nas pod całunem nieśmiertelności.

      Damon, stojący obok przyjaciela, poparł Quentina. Damon miał wąską twarz, oliwkową cerę i zwisające wąsy.

      – Jeśli przedtem nie zdołaliśmy pokonać generała Utrosa, to jaką szansę mamy teraz?

      W komnacie zrobiło się głośniej i Nicci podniosła głos:

      – Sytuacja Ildakaru dramatycznie się zmieniła, ale to nie oznacza, że miasto jest słabsze. – Powiodła po zebranych przenikliwym spojrzeniem błękitnych oczu. – Jesteśmy tutaj ja i Nathan Rahl. Przynieśliśmy nowe idee, nową magię i nowe sposoby walki.

      – Ja powróciłam – dodała Lani.

      – Lecz nieprzyjacielska armia też jest inna – wtrącił Bannon. – To nie są zwyczajni żołnierze. Pamiętacie, że kiedy Ulrich się ocknął, wciąż był na poły kamienny i bardzo trudno było go zabić. Teraz za murami jest wielotysięczna armia takich jak on. – Uniósł miecz i poruszył przebarwioną klingą. – Wątpię, by nasza broń była na nich dobra.

      – Będziemy walczyć zaklęciami, dlatego musimy odtworzyć dumę – stwierdził Oron. – Już straciliśmy zbyt wielu czarodziejów.

      – I Thorę – powiedziała surowo Elsa. – Wydalono ją z dumy i nie będzie mogła pomagać.

      – Bez względu na to, jak jestem wam potrzebna? – zakpiła lodowatym głosem Thora.

      – Bez względu na to, jak twoim zdaniem cię potrzebujemy – odezwała się Lani. – Skoro czar petryfikacyjny już nie działa, to zalecałabym, żeby gwardziści umieścili cię w lochu, w celi z runami ochronnymi wokół drzwi, żebyś nie mogła się uwolnić, rzucając zaklęcia.

      Quentin potaknął, bo chciał już przejść do innych spraw.

      – To na razie wystarczy. Po kryzysie postanowimy, co zrobić z władczynią.

      Damon powiedział:

      – Proponuję, żebyśmy włączyli do dumy Quentina. Już wcześniej był brany pod uwagę, wiele razy udowodnił swoją sprawność i wartość. – Pogładził wąsy. – Nie mamy czasu na przeciągające się procedury.

      – Zgadzam się – odezwał się Quentin. – Potrzebujemy czarodziejów i rady w pełnym składzie. Oron mógłby być tymczasowym członkiem.

      – Zgoda – potaknęła Lani.

      Rozpromieniony Oron przerzucił przez ramię gruby warkocz.

      – Będzie to dla mnie zaszczyt.

      – To za mało! – zawołała Elsa. – Potrzebna nam nowa władczyni, a nikt nie ma większej mocy niż Nicci. Obwołajmy ją jednogłośnie nową władczynią Ildakaru.

      Nicci przekrzyczała narastające okrzyki:

      – NIE! Pomożemy wam, ja i moi towarzysze, bo i my tutaj utknęliśmy, lecz musicie sami się rządzić. To nie moje miasto, tylko wasze.

      – Moje – stwierdziła Thora. – Bez względu na to, co mi zrobicie, to ja stworzyłam Ildakar. Nikt bardziej ode mnie nie przejmuje się jego losem i nie ujrzę, jak upada.

      – W ogóle niczego nie ujrzysz. – Lani skinęła na kapitana Stuarta i jego gwardzistów, żeby wyprowadzili Thorę z komnaty i zabrali do lochów pod wieżą.

      Dawna władczyni, pokonana i skompromitowana, sztywno opuściła salę.

      Nicci była rada, że wódz-czarodziej Maxim uciekł z miasta. Zniknął, może nawet pojmała go przebudzona kamienna armia. Tak czy owak, nie był już jej problemem.

      ROZDZIAŁ 5

      Kiedy Adessa myślała o wodzu-czarodzieju Maximie, tęskniła za jego głową w swoich rękach.

      Przełożona morazeth posiadała ów szczególny dar skupiania się na czymś lub na kimś, jaki mają mieć jedynie osoby bardzo cierpliwe lub ogarnięte obsesją. Zawsze stała jej w pamięci twarz Maxima: wąski nos, ciemna kozia bródka, gęste brązowe włosy. Nie mogła się doczekać, kiedy wsunie w nie palce i mocno zaciśnie, ignorując grudki krwi. Chciała się wpatrywać w tracące blask brązowe oczy umierającego Maxima, a potem oddzielić jego szyję od okrwawionych ramion; ciało osunęłoby się na ziemię. Wysoko uniosłaby swoje trofeum – krew kapałaby z szyi – i uśmiechałaby się, kiedy jego twarz by tężała, na zawsze tracąc ten napuszony szyderczy uśmieszek.

      Adessa była zdecydowana wyśledzić i zabić wodza-czarodzieja za to, co uczynił Ildakarowi. To była jej misja. Jako przełożona morazeth nie mogła zawieść.

      Wybiegła z ukochanego miasta w noc rebelii, ubrana tylko w wysoko sznurowane sandały oraz czarne skórzane przepaski na biodrach i piersiach. Naga skóra, stwardniała od walk, była pokryta ochronnymi runami. Dokładnie znała każdy symbol; pamiętała, jak trener przyciskał rozpalone do czerwoności żelazo do jej ręki, wewnętrznej strony uda, do pleców. Każda runa była darem okupionym bólem, niezrównaną ochroną przeciwko magii. Pamiętała żar, syczący i dymiący, kiedy trener dłużej niż trzeba przytrzymywał żelazo na jej skórze, bo napawał się grymasem jej twarzy, skwierczeniem przypalanego ciała. Po paru pierwszych symbolach Adessa nauczyła się nie pokazywać tego grymasu, ignorować ból. Tak dawno to było…

      Każdy wypalony znak czynił ją silniejszą, ponieważ już była wystarczająco mocna, żeby go otrzymać. Bezwartościowe kandydatki na morazeth, jęczące i drżące, odrzucano; niektóre od razu zabijano, innym pozwalano umrzeć na arenie albo – co gorsza – stawały się niewolnicami i resztę życia pędziły w upokorzeniu. Większość tych kobiet, którym się nie powiodło, odbierała sobie życie w ciągu tygodni.

      Kiedy władczyni Thora osobiście nakazała jej zabić Maxima, Adessa nie marnowała czasu na gromadzenie prowiantu czy spakowanie plecaka. Po prostu zostawiła za sobą chaos na ulicach – rozbestwionych niewolników upojonych niezasłużonym wyzwoleniem, płonące budynki, grasujące zwierzęta – i wybiegła poza mury, żeby znaleźć Lustrzaną Maskę, zanim zdąży uciec.

      Gdyby władczyni ją o to poprosiła, Adessa by została, żeby całą noc walczyć z rebeliantami, i nie przejmowałaby się rozlewem krwi, bo krew zdrajcy nie ma żadnej wartości. Lecz jej zadaniem było przyniesienie głowy Maxima i rzucenie jej – niczym melona – do stóp władczyni. W razie potrzeby Adessa poświęci resztę życia na osiągnięcie tego celu.

      Szybko СКАЧАТЬ