Kroniki Nicci. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kroniki Nicci - Terry Goodkind страница 4

Название: Kroniki Nicci

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788381887175

isbn:

СКАЧАТЬ patrzyli ze szczytu muru, jak pradawni żołnierze formują szeregi niczym pionki ustawiane na wielkiej planszy stratega. Awangarda armii maszerowała przy odległym szczęku oręża, tarcz i tupocie ciężkich butów.

      – Historia głosi, że generał Utros dobrze wyszkolił swoich ludzi – odezwał się Nathan. – Był znakomitym, kompetentnym dowódcą i to dzięki jego militarnemu geniuszowi imperator Kurgan podbił tyle Starego Świata. Chociaż sam nie był wielkim przywódcą, bano się go z powodu Utrosa.

      Pierwsze szeregi posuwały się naprzód – początkowo tylko parę setek, zdeterminowanych, żeby dotrzeć do murów, ale Nathan wątpił, żeby choć trochę je naruszyli. Uderzał palcem w podbródek, przyglądając się badawczo pradawnym wojownikom na otwartej równinie.

      – Spójrzcie na nich, wyglądają na zdezorientowanych.

      – Uważam, że to wstępny wypad i rekonesans – odparła Nicci. – Pewnie nie rozumieją, co się im przytrafiło, podobnie jak my. Możemy wykorzystać tę ich dezorientację.

      – Szkoda, że nie widzimy, co robią – odezwała się Elsa, osłaniając oczy; cienie świtu wciąż zalegały otwartą równinę, zamazując szczegóły.

      Nathan, nadal odczuwając ukłucia bólu w piersi, przyzwał swój dar. Serce czarodzieja Ivana biło, pompując jego krew, wzmacniając jego Han. Rozstawił palce, trzymając dłonie przed sobą, jakby napierał na niewidoczny mur.

      – Może dzięki temu będziemy lepiej widzieć. – Zagarnął powietrze i poruszył rękami, jakby rozwałkowywał ciasto. – Złożę je, zawinę i zrobię coś w rodzaju soczewek.

      Odkształcił powietrze i pojawiło się przed nim jakby lustro. Wyostrzył obraz, zogniskował. Ujrzeli nadciągających nieprzyjaciół, powiększonych przez przejrzyste soczewki.

      Pradawni żołnierze mieli twarze bez wyrazu; ich skóra była blada i jakby przyprószona kredą. Hełmy osłaniały policzki; odziani byli w skórzane pancerze z licznymi metalowymi płytkami. Trzymali ciężkie miecze, kolczaste maczugi i długie włócznie. Szereg za szeregiem przemaszerował przed magicznymi soczewkami Nathana. Na pancerzach i tarczach pysznił się symbol imperatora Kurgana – płomień.

      Nathana przeszył dreszcz, poczuł lękliwy podziw. Tak długo studiował zapiski w Pałacu Proroków, przeczytał połowę bibliotecznych zbiorów, żeby rozumieć historię – lecz ci niegdyś skamieniali żołnierze już nie byli historią. Ożyli i zamierzali zaatakować Ildakar.

      Pięćset lat przed narodzinami Nathana imperator Kurgan był jednym z najpotężniejszych władców Starego Świata; zwano go Żelaznym Kłem z powodu sztucznego zęba, okropnego znaku szczególnego. Żelazny Kieł zawdzięczał swoje sukcesy militarnemu geniuszowi generała Utrosa, lojalnie mu służącego – z jednym wyjątkiem: Utros zakochał się w żonie Kurgana, imperatorowej Majel. Generał wyruszył, żeby zdobyć legendarny Ildakar, ale nigdy nie wrócił i Nathan już wiedział dlaczego – czarodzieje Ildakaru zamienili jego armię w kamień. Imperator Kurgan był zgorzkniałym, chimerycznym władcą i nie potrafił rządzić ziemiami, które zdobył dla niego Utros. Kiedy generała już nie było, władca znalazł dowody romansu żony. Kazał publicznie obedrzeć Majel ze skóry i rzucił ją, wciąż żywą, wygłodniałym chrząszczom, chociaż zawodziła, kajała się i twierdziła, że wciąż jest wierna mężowi i imperatorowi. Kiedy poddani ujrzeli, jak straszliwie potraktował ich ukochaną władczynię, zbuntowali się, zrzucili Kurgana z tronu i włóczyli jego ciało ulicami. Wielkie, lecz niestabilne imperium rozpadło się na zwaśnione królestwa.

      Teraz Nathan patrzył – zdumiony i pełen podziwu – przez migotliwe powietrzne soczewki na niezliczonych żołnierzy nadal przekonanych, że służą imperatorowi Kurganowi. Nie mieli pojęcia, ile minęło czasu. Lecz czarodziej nie przejmował się dawno zmarłym imperatorem.

      – Generał Utros zawsze był największym zagrożeniem. Jest tam i to jego powinniśmy się bać – mruknął.

      Szeregi maszerowały naprzód; żołnierze zaczęli wrzeszczeć – przerażający głuchy dźwięk, grzmiący coraz głośniej. Zbliżali się do Ildakaru, ich kroki dudniły na trawiastej równinie.

      Dawno temu wokół zewnętrznych murów wykopano głębokie fosy najeżone szpikulcami i ostrymi głazami, ale z upływem stuleci rowy zarosły i stały się płytsze, bo mieszkańcy się rozleniwili i o nie nie dbali. Setki żołnierzy podeszły do grubych kamiennych murów, górujących nad ich głowami.

      – Co chcą zrobić? – zapytał Bannon, patrząc na to mrowie.

      – Wkrótce się przekonamy – stwierdził Nathan.

      Żołnierze utworzyli dwa lub trzy szeregi pod kamienną barierą. Stanęli tuż-tuż, unieśli urękawicznione dłonie i zaczęli uderzać w bloki; krzyczeli głuchymi głosami i bez przerwy bębnili w mury.

      Pierwszy szereg wkrótce się cofnął, zastąpił go drugi i bębnienie trwało dalej. Kilka minut później zaczął bębnić trzeci szereg. Przez Ildakar przetaczał się nieustanny grzmot.

      Zaniepokojona Elsa stanęła obok Nathana.

      – Nasze mury wytrzymają – powiedziała; zabrzmiało to jak błagalna modlitwa.

      Przez jakiś czas, pomyślał Nathan, ale zmilczał.

      ROZDZIAŁ 3

      Kiedy się obudził, świat był inny.

      Generał Utros, dowodzący wielką armią imperatora Kurgana, dotarł do swojego celu – Ildakaru. Armia powinna być niepowstrzymaną siłą. Setki tysięcy żołnierzy, zwerbowanych w całym imperium Żelaznego Kła, obległo legendarne miasto – najbardziej łakomy kąsek tych południowych ziem, a generał zamierzał je wycisnąć niczym dojrzały owoc granatu, żeby mogli zagarnąć jego skarby.

      Tego chłodnego, jasnego dnia, kiedy to szeregi jego żołnierzy zapełniały równinę, Utros stanął przed wysokimi murami miasta. Widział piękne wieże, tarasowato usytuowane dzielnice, emaliowane dachówki, lśniące jak łuski na grzbiecie smoka. Zdobędzie Ildakar w imieniu swojego imperatora.

      Nieprzeliczeni żołnierze się niecierpliwili, ale Utros postanowił, że nie pozwoli im zbyt wiele zniszczyć, bo znał wartość miasta. Chciał zachować tak swoją reputację, jak i tę cenną zdobycz. Kapitulacja byłaby korzystna zarówno dla niego, jak i dla mieszkańców Ildakaru. Bo kiedy armia przedrze się za mury, nawet najsurowsza dyscyplina nie zapobiegnie rabowaniu.

      Oblężenie nie będzie łatwe ani łagodne. To był Ildakar.

      Wpatrywał się w swój cel, stojąc z obnażonymi ramionami w chłodnym popołudniowym słońcu, czując ziąb zbliżającej się zimy. Patrzył, jak zawsze oceniając, szukając słabych punktów. Jego myśli były jak nieustannie tocząca się w głowie wojenna narada. Utros miał doradców, w tym dwie piękne czarodziejki, bliźniaczki Avę i Ruvę, ale zawsze sam wszystko obmyślał. Już wymyślił parę sposobów pokonania Ildakaru.

      Potem na wysokich murach pojawili się czarodzieje – spora grupka w barwnych jedwabnych szatach – i zaczęli rzucać jakieś czary. Utros słyszał o potężnych ildakarskich czarownikach mających dar, ale się ich nie obawiał.

      Nieoczekiwanie jednak poczuł, że nagły ciężar СКАЧАТЬ