Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów - Joanna Jax страница 6

СКАЧАТЬ na kilka godzin, a potem co? Będą wycierali bruki? Dzisiaj zaczepił mnie taki jeden na budowie i zapytał, czybym nie chciał dobrze zarobić. Umówiłem się z nim na jutro.

      – Przecież na Starym Mieście przy odbudowie kamienic robisz. Pozwolą ci tak iść?

      – To jakaś szyszka z komitetu wojewódzkiego. Podobno coś budują dla najwyższych władz – odparł, ściszając głos.

      – Ty lepiej od takich to z daleka się trzymaj – mruknęła.

      – Przecież to polska władza. – Puścił do niej oko.

      – Na smyczy u Sowietów. A ja takim to nie wierzę. Nieraz pytałam, po co ruskie takie piękne miasto zrujnowały, jak już koniec wojny był? Wersja oficjalna brzmiała, że Niemców wypędzali. Przecież oni sami pouciekali przed swołoczą, a ci, co zostali, na swoją zgubę chyba, to raczej do wojaczki się nie rwali. Jest u nas jedna taka, całkiem dobrze mówi po polsku, bo jeszcze w czterdziestym siódmym ją na kursy repolonizacyjne wysłali, ale i tak wszyscy po cichu na nią Niemra mówią, chociaż nazywa się Kolanko. Zofia. Ale podobno autochtonka, to od razu odsuwają się od niej na pięć metrów.

      – Nie rozumiesz ich, Gabrysiu, bo nie przeżyłaś niemieckiej okupacji.

      – Za to sowiecką przeżyłam – mruknęła. – Więc do Niemców mam stosunek obojętny.

      – Przecież walczyłaś z nimi pod Monte Cassino.

      – Ale wcale nie byłam pewna, czy dobrze robię. Walczyłam, bo coś nam w zamian obiecano. Dom. A co dostaliśmy? Kolejną okupację. – Prychnęła. – Mam za sobą rok studiów na uniwersytecie, skończyłam dobre liceum, a jednak pracuję w sklepie, bo komuś było nie w smak, że należałam do armii Andersa.

      – Musimy się jakoś dostosować. Świń w naszej komórce nie będę hodował, bo się na tym nie znam, a i ty raczej się do tego nie nadajesz. Przecież oni stolarza potrzebują, a nie konfidenta. Nie zjedzą mnie. Pójdę jutro i się dowiem, chociaż pewnie Wejchertom smutno będzie, jak odejdę z budowy. W końcu starówka to wizytówka naszego miasta.

      Gabriela postawiła na stole parujący talerz kartoflanki i podeszła do dziecięcej kołyski, którą znaleźli na strychu budynku zaraz po przyjeździe. Nikt jej nie ukradł chyba dlatego, że była ciężka jak diabli i miała wyłamane płozy. Błażej jednak zrobił z niej prawdziwe cacko. Zajmowała niemal pół pokoju, ale obaj chłopcy mogli w niej spać. Jeśli jednak któryś z nich zachorował, co stawało się niemal nagminne, jeden z nich lądował razem z rodzicami na tapczanie. Czas jednak było pomyśleć o normalnym łóżku, chłopcy byli coraz starsi, od września mieli iść do szkoły, a wciąż gnieździli się w dziecięcej kołysce.

      W ich mieszkaniu panowały warunki niemal spartańskie w porównaniu z mieszkaniem, które zajęli we Wrocławiu zaraz po wyzwoleniu, a z którego i tak ich wyrzucono, przeznaczając je na biuro repatriacyjne. Tutaj mieli wspólną toaletę z sąsiadami, myli się w cynowej miednicy za kotarą, a kuchnia znajdowała się we wnęce i trudno było się w niej obrócić. Nie narzekali jednak. Zimą było im ciepło, latem dawało się wytrzymać i nie musieli martwić się, czy będą mieli co jeść następnego dnia. Mięso, co prawda, stanowiło luksus, ale na rynku przy Kolejowej, zwanym Końskim, można było kupić warzywa, a w piekarni świeży, pachnący chleb.

      Ich kamienica, zbudowana z czerwonej cegły, mieściła się przy ulicy Żeromskiego, w dzielnicy zwanej Zatorze, i podobnie jak przed wojną mieszkali w niej przeważnie pracownicy kolei. Błażej dostał przydział lokalu w tym miejscu, bo pierwotnie pracował na dworcu, przy rozładunku wagonów. Na początku cieszyli się, że w ogóle mają gdzie mieszkać, ale jedenaście lat po wojnie zaczęli marzyć o nieco przestronniejszych wnętrzach, zwłaszcza że wydawało się, iż nowe budynki mieszkalne w Olsztynie rosną niczym grzyby po deszczu.

      To, co przeszli w Kazachstanie, a potem tułając się po świecie z armią Andersa, sprawiło, że przez długie lata nie ośmielali się nawet marzyć o czymś lepszym niż to, co zesłał im los oraz socjalistyczne władze. Błażej, odkąd pamiętał, klepał biedę, ale Gabriela żyła przed wojną zupełnie inaczej. Mieszkała w wygodnym domu, chodziła do dobrych szkół i dopiero po zesłaniu doświadczyła biedy, głodu i chorób. Tak bardzo ją to złamało, iż jeszcze wiele lat po wojnie wstydziła się przyznać, że chciałaby od życia czegoś więcej niż tylko łóżka do spania, ciepłego pieca zimą i codziennej pajdy chleba. Błażej zaś miał nieco większe ambicje, bo koniecznie pragnął zaimponować swojej małżonce.

      Siostra Gabrieli, Klara, pozostała w Kazachstanie i wyszła za tamtejszego kierownika kołchozu. Zapewne jej los nie był tak zły, jak tych, którzy nie mieli dobrze sytuowanych małżonków, jednak za każdym razem, gdy w ich domu czegoś brakowało, Gabrysia wzdychała głośno i mówiła, że nie może narzekać, bo zapewne Klarze jest ciężej na kazachskiej ziemi.

      – Dajże spokój, Ajdar jest w Modrom Sadie fiszą, wojna się skończyła, więc Klara została wielką panią – prychał nieco pogardliwie Błażej.

      – Ale ona jakoś tak pisze… Niby nic złego, ale ja czuję między wierszami, że wcale nie jest jej tam dobrze – mówiła Gabriela, którą łączyła z siostrą niemal metafizyczna więź.

      – Pewno za Polską tęskni, za lasami, za ciepłą zimą i mniej upalnym latem. Może nawet za językiem, bo z kim ona ma po polsku gadać? Z lustrem? Morawińscy zmarli, to ze znajomych została jej jedynie ich stuknięta córka i stara zrzęda Pieczarkowska. – Błażej próbował pocieszać Gabrielę, chociaż jego słowa częściej wywoływały u żony łzy zamiast uśmiechu.

      – Masz rację… – łkała. – Przecież ona nie ma nawet do kogo gęby otworzyć i tylko widzi ten cholerny step i niczego więcej.

      – To niech przyjedzie do Polski. Chociaż na wakacje.

      Błażej, nie rozumiał, dlaczego Klara jeszcze ani razu nie odwiedziła kraju. Jej małżonka zapewne było stać na to, by zafundować żonie podróż do ojczyzny na kilka tygodni.

      – Pewnie Ajdar boi się, że Klara wyjedzie do Polski i nigdy z niej nie wróci.

      – Dzieci przecież by nie zostawiła…

      – Może on tego nie wie… Tak bardzo za nią tęsknię. Tak bardzo chciałabym ją zobaczyć. Gdybym miała pieniądze, sama bym do niej pojechała. Nawet taki szmat drogi, nawet jeśli to miejsce wywołałoby we mnie tragiczne wspomnienia. – Gabriela ocierała łzy.

      Błażej pomyślał, że kiedyś zarobi tyle, by Gabrysia mogła odwiedzić siostrę, bo zrobiłby wszystko, by ją uszczęśliwić.

      Niekiedy, gdy szli z chłopcami na spacer do parku przy Wojewódzkim Domu Kultury i Oświaty Związków Zawodowych, przyglądali się urokliwym kamienicom mijanym po drodze, zastanawiając się, kto w nich mieszkał, zanim Olsztyn został przyłączony do Polski. Niektóre nawiązywały do secesji, inne zbudowane były w stylu eklektycznym, z fantazyjnymi ornamentami nad oknami i drzwiami, a gdzieniegdzie można było podziwiać balkony w barokowym stylu albo żłobkowane faktury tynków. Wyobrażali sobie wówczas, że kiedyś zamieszkają w jednej z takich kamienic.

      Najbardziej jednak przypadło im do gustu osiedle niewielkich, СКАЧАТЬ