Название: Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów
Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современная зарубежная литература
Серия: Prawda zapisana w popiołach
isbn: 978-83-7835-749-0
isbn:
Rozejrzała się po zatłoczonej kawiarni, po czym wypatrzyła kolegów po fachu ze Stalinogrodu i pomachała do nich. Podeszli do ich stolika i Roman został zakrzyczany. Na szczęście nowi towarzysze także nie mówili o niczym innym, tylko o telewizji.
– Pomyśl sobie, że kiedyś takie pudło będzie stało w każdym domu. Gadające głowy przez cały dzień. I do kina nie trzeba będzie chodzić – mówił jeden z nich podekscytowanym głosem.
– Daj spokój. – Drugi machnął ręką. – Kto ma u nas telewizor? Garstka osób. I wszystkie czarno-białe. Kolorowych telewizorów to może doczekają nasze wnuki.
– Związek Radziecki wcale nie jest w tyle, jeśli chodzi o technologię. Gdyby nie wojna, już dawno dogoniliby Amerykanów. I za kilka lat dogonią. Nie ma obawy. Teraz Amerykanie chcą nas omamić, pokazać, jacy są świetni, ale gdzie byli, jak trzeba było walczyć z Niemcami?
– Przecież walczyli – żachnęła się Nela. – Błażej i Gabrysia, moi opiekunowie, walczyli z Andersem we Włoszech. Z Niemcami.
Towarzysze przy stole zamilkli i zaczęli nerwowo wymieniać się spojrzeniami.
– Na gotowe przyszli – syknął Paliński.
– Błażej mówił, że Amerykanie przez Iran wysyłali broń i sprzęt Rosjanom, więc chyba mieli wspólny cel – odparowała Nela.
– To nieprawda! – ryknął nieco już pijany Roman. – Ktoś ci głupot nagadał, a ty bezmyślnie chodzisz i powtarzasz. Poruszę to na najbliższym zebraniu kolektywu.
– Poruszaj, poruszaj, w końcu wykonasz jakiś ruch – odcięła się, bo w istocie Roman był leniem i jedyne, co potrafił, to gadać w kółko to samo.
Miała jednak nadzieję, że Paliński następnego dnia już nie będzie pamiętał o ich rozmowie. W przeciwnym razie czekały ją problemy, podobne do tych, jakie miała, gdy wyśmiała opowieści o stonce ziemniaczanej, zrzucanej na pola przez złośliwych imperialistów. Miała nadzieję, że niedługo zagrzeje miejsce w „Sztandarze Młodych”. Chciała przejść do bardziej liberalnego „Po Prostu”, gdzie bez ogródek rozliczano się z okresem stalinizmu i kultu jednostki. Czuła podskórnie, że coś się w Polsce dzieje i nadchodzą nieuchronne zmiany. A ona była ich wierną orędowniczką.
Wypiła duszkiem kolejny kieliszek wódki, po czym pożegnała towarzystwo i ruszyła w stronę hotelu robotniczego, gdzie byli zakwaterowani. Najpierw jednak postanowiła wślizgnąć się do hotelu Wielkopolska, gdzie zatrzymywali się zagraniczni goście targów.
Weszła do środka i od razu poczuła, jakby znalazła się w innym świecie. Po swojej tułaczce, która trwała kilka lat, sądziła, że nie będzie miała ochoty ruszać się z miejsca przez następne pięćdziesiąt, a jednak poczuła żal, iż nie może zobaczyć, jak teraz wygląda Londyn, Tanganika czy Teheran. Może to ciągłe podróżowanie weszło jej w krew i dlatego uwielbiała się przemieszczać. Cóż jednak z tego, jeśli mogła to robić jedynie po terenie Polski, która z każdym rokiem wydawała się jej coraz bardziej ciasna. Gdzieś tam, na świecie, działo się tyle różnych rzeczy, wybuchały rewolucje, upadały rządy i planowano podbój kosmosu, a ona wciąż pisała o posiedzeniach plenarnych i wydajności polskich krów.
Pokręciła się po hotelowym foyer, pooglądała eleganckich mężczyzn, pachnących dobrymi wodami kolońskimi, a potem opuściła budynek i ruszyła w stronę swojej kwatery. Nela dzieliła pokój z dwiema innymi kobietami, ale gdy weszła do niego, już spały i słyszała jedynie ich chrapanie. Położyła się na łóżku i włożyła dłoń pod ciężką, dużą poduszkę. Aparat leżał na swoim miejscu. Tak bardzo bała się, że ktoś ukradnie jej to cudo, iż każdej nocy chowała go w swoim łóżku. Obok skórzanego futerału z aparatem spoczywała papierowa torebka. Tę kładła pod poduszkę nawet w domu. Minęło tyle lat, odkąd skończyła się wojna i głód, a ona wciąż musiała mieć przy sobie zawiniętą w papier ćwiartkę chleba. Codziennie świeżą. Na wszelki wypadek.
3. Londyn, 1956
Dom, w którym zamieszkała rodzina Dargiewiczów po wyprowadzce z willi należącej do przyjaciółki Alicji, miał cztery sypialnie i salon. Każde pomieszczenie było niemal mikroskopijnych rozmiarów, ale mieszkanie w Kensington miało swoje niezaprzeczalne zalety. Przede wszystkim dzielnica uchodziła za bardzo prestiżową i mało kto mógł sobie pozwolić, by w niej zamieszkać. Sergiusz Dargiewicz niekiedy naigrawał się ze swojej żony, że jest snobką i za kwotę, jaką zapłacili za ten dom, mogliby na obrzeżach Londynu zbudować rezydencję. Alicja uważała jednak, iż będąc właścicielką jednego z magazynów dla kobiet i niejako jego wizytówką, musi mieszkać pod odpowiednim adresem i zgrywać damę, by czytelniczki mogły się z nią utożsamiać. A może po prostu chciała pokazać, że Polacy mogą być równie przedsiębiorczy i zamożni, co Brytyjczycy? Sergiusz uległ żonie i niebawem docenił położenie ich domu, podobnie jak dzieci. Do drukarni, której był właścicielem, jechał tylko kwadrans, a Mateusz i Natalia mogli chodzić do swoich szkół piechotą.
Alicja przeglądała właśnie najnowsze „Le Petit Écho de la Mode”, gdy do saloniku wszedł Mateusz. Uśmiechnęła się. Jej mały synek z kędzierzawą czupryną nie był już słodkim chłopczykiem, ale wysokim, przystojnym, młodym mężczyzną, za którym uganiały się dziewczyny. Mateusz był dzieckiem adoptowanym, jego prawdziwi rodzice zginęli w getcie warszawskim i kiedyś miał na imię Dawid. Na potrzeby chwili Alicja zmieniła mu imię, by chłopak uchodził za aryjskie dziecko i tak już zostało. Kiedy Mateusz skończył piętnaście lat, Alicja i Sergiusz powiedzieli mu, kim naprawdę jest. Długo zastanawiali się, czy to zrobić, ale Alicja uznała, że w jej rodzinie już nigdy nie będzie żadnych tajemnic. Nawet jeśli prawda miałaby kogoś zranić. Ceniła sobie szczerość Sergiusza, czuła też ulgę, że nie musi kluczyć, oszukiwać i zwodzić go, jak niegdyś. A jeśli sama hołdowała podobnej zasadzie, uznała, że musi ona dotyczyć także dzieci.
– Bardzo jesteś zajęta? – zapytał niepewnie Mateusz.
Alicja odłożyła na stolik gazetę, zsunęła z nosa okulary i uśmiechnęła się do syna.
– Nie na tyle, by nie znaleźć czasu na rozmowę z tobą. Szykuję kolejny numer, muszę wiedzieć, co w tym sezonie nosi się w Paryżu.
Mateusz pokiwał głową, ale niewiele obchodziły go dylematy matki dotyczące długości spódnic. Rzadko bywali w domu sami, więc chciał wykorzystać ten moment, zanim wróci Sergiusz z młodszymi siostrami. Usiadł na kanapie nieopodal matki i zapytał cicho:
– Mamo, czy takie dziecko jak ja kocha się mniej?
Alicja zmarszczyła czoło.
– Co to znaczy: „takie jak ja”?
– Nie urodziłaś mnie – wydukał.
– Twojego СКАЧАТЬ