Название: Vera
Автор: Anne Swärd
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежные любовные романы
isbn: 9788308067758
isbn:
Po jakimś czasie zgodził się, bym wieczorami siadywała z nim na oszklonej werandzie. Kiedy wcześniej oboje mieszkaliśmy w hotelu, on był lekarzem, a ja oporną pacjentką, potem stał się moim pracodawcą, a ja jego beznadziejną gospodynią. Teraz awansowałam na jego przyszłą żonę, i to było coś zupełnie innego. Nie rozmawialiśmy wiele, ale nauczył mnie grać w kanastę. Czarna kanasta, czerwona kanasta. I samba kanasta, rozgrywana trzema taliami kart, sześcioma dzikimi kartami. Długie, spokojne wieczory w domu nad morzem. Duże stado półdzikich koni galopowało o zmierzchu przez nadmorskie łąki, długonogie stwory z prehistorycznych czasów, z innego świata. Ale najbardziej lubiłam, kiedy Ivan wieczorem zdmuchiwał świeczki i gasił latarnie sztormowe. Wtedy świat na zewnątrz znikał. Jakby nigdy nie istniał.
Gorące lato sprawiło, że wojna stała się dziwnie nierzeczywista. Zdarzało mi się słyszeć dźwięk zbliżającego się ciężkiego jeepa z napędem na cztery koła, słyszałam, jak pracuje sześciocylindrowy silnik, chociaż wiedziałam, że to niemożliwe. Kiedy podnosiłam głowę, widziałam pusty krajobraz.
Lycka, szczęście, było pierwszym słowem, którego nauczyłam się w nowym języku. Według Ivana znaczyło to pierwotnie nieoczekiwany ruch, jaki wykonuje zając na polu, żeby umknąć swemu prześladowcy. Potem nie nauczył mnie już żadnego innego słowa po szwedzku. Czyżby nie chciał, żebym rozmawiała z kimś innym niż on?
Szczęście: euforia zająca wymieszana ze strachem – a potem?
Białe noce
Ivan i ja, każde w swoim końcu dużego mieszkania w mieście. Najwyraźniej tego właśnie chciał, bo pokój, który dla mnie przygotowano, leży w stosownej odległości od jego sypialni. Nie wiem, jak długo ma trwać ta kwarantanna, którą nazywają „czasem odpoczynku”. Po porodzie należy odczekać z podjęciem współżycia, ale jak długo? Jak dużo czasu dostanę, jak długo uda mi się to opóźnić? Dnie spędzam na odpoczynku i czekaniu, mijają kolejne noce, białe i ciche jak łabędzie w czarnym przeręblu, które obserwuję przez okno. W wysokim podwójnym lustrze widzę swoją podzieloną na pół twarz. Wydaje się niemal nienormalnie spokojna, jakby straciła wszelki kontakt z moim wnętrzem.
Vanna od początku niemal w oczywisty sposób zajmuje miejsce przy małej. Ona pierwszej nocy trzymała ją na rękach i robi to nadal podczas wszystkich kolejnych nocy pełnych płaczu, kiedy mnie pochłania sen. Ivan proponuje mi go co wieczór, podając proszek wirujący w szklance mętnej wody. Skoro zawiodłam, ktoś musi zająć moje miejsce, więc Vanna ucisza, głaszcze, pociesza… I bez przerwy nuci tę samą piosenkę, z której do mnie docierają jedynie słowa Blue Bird. Tuli dziecko do siebie, tak żeby żaden mrok nie wdarł się między nią a małą. Vera, niezwykle wrażliwe dziecko. A może tylko tak się je traktuje? To obce dziecko, które jest moim dzieckiem. Prawie nigdy go nie widuję, wiem o nim w zasadzie tylko tyle, że wyszło z mojego łona. Z ciemnym puszkiem na głowie, jak pisklę. Włoski pewno niedługo się wytrą, a delikatnie sklepione, pokryte żyłkami powieki zaczną się powoli otwierać. Obserwowałam to u zwierząt. Widziałam, jak zmieniają się z czegoś bezradnego, skulonego i niepewnego siebie, w coś, co potrafi się wyprostować, otrzepać futro czy pióra i stać się dorosłym osobnikiem.
W niektóre dni Vanna jest jedyną osobą, którą spotykam. Cichy świadek rodziny, przedłużony cień Ivana. Bezdźwięcznie kroczy po pokojach, bo tu, w mieszkaniu, słychać może być jedynie rodzinę. Vanna ma swój pokój w ciągu kuchennym, w korytarzu łączącym kuchnię z jadalnią, ale teraz, kiedy małą trzeba doglądać również w nocy, Vanna śpi z nią w nowo urządzonym pokoju dziecinnym. Ja raczej nie widuję dziewczynki. Natomiast Vanna wydaje się niezmordowana, nosi ją na rękach, zabiera ze sobą wszędzie, tylko nie wtedy, kiedy idzie do mnie. Jakby miała nadzieję, że zapomnę o dziecku przynajmniej na tak długo, aż będzie już późno na nawiązanie więzów.
Początkowo, kiedy słyszałam, jak dziecko kwili nawet gdzieś daleko, moje piersi robiły się twarde, jakby szykowały się do karmienia, mimo że tego nie chciałam. Ale i ten odruch wkrótce zaniknął.
Vera jest ładnym dzieckiem, często mi to powtarzają, jakbym sama tego nie widziała. Ludzie twierdzą, że ma moje rysy, ale to nieprawda. A już na pewno nic w jej twarzy nie przypomina nawet w najmniejszym stopniu Ivana, nie ma żadnych typowych rysów Cederów.
Mijają dni, tygodnie, a on nadal mnie nie tknął. Łapię się na tym, że czekam, by już mieć to za sobą. Wyobrażam sobie, że jest zdystansowany i delikatny w łóżku. Może nie zbliża się do mnie ze względu na ryzyko infekcji, ale przecież ma wiedzę medyczną i chyba wie, jak można to robić w sposób bezpieczny? Rana we mnie już się zagoiła, ale długo zastanawiałam się, czy wszystko jest w porządku, czy się nie wykrwawiam, tylko nie odważyłam się o to spytać. Rana musi krwawić, żeby się oczyścić, także macica, żeby mogła nosić kolejne życie – tym razem jego? O mojej historii Ivan nic nie wie, tak przynajmniej sądzę, więc nie to jest powodem, że trzyma się ode mnie z daleka. A może domyśla się prawdy? I może to mu wystarcza.
To Ivan wybrał jej imię. Jak tylko usłyszałam, że chce, by nazywała się Vera, poczułam niepokój. Wiem, co to znaczy.
Vanna czuwa nade mną. Czuję to. W jej spojrzeniu jest powściągliwa czułość – a może tylko wymuszona uprzejmość? Jej ręce, bez przerwy czymś zajęte, są silne, białe i gładkie jak ręce dziecka. Widzę je, kiedy przychodzi wieczorem i podwija rękawy bawełnianej bluzki, żeby ostrożnie wyszorować moje ciało szczotką i pumeksem, mimo że to przecież niemożliwe, by w ciągu doby, która minęła od ostatniej kąpieli, moja skóra zdążyła się pobrudzić czy zrogowacieć. Tym bardziej że nic nie robię. Siedzę tylko i wyglądam przez okno. Zastanawiam się, jak to się stało, że się tu znalazłam. I jak mam się stąd uwolnić.
Vanna przychodzi do mnie zapewne już po zaśnięciu małej, bo poświęca mi dużo czasu. Kąpiel nie jest po prostu kąpielą, tylko całym rytuałem. Vanna komunikuje się ze mną rękami, dłońmi, gestykuluje cierpliwie – nie wie, że w tajemnicy zaczęłam się już uczyć ich języka. Wbrew niewypowiedzianej niechęci Ivana.
Vanna zaczęła dla mnie robótkę, jakbym była dzieckiem, któremu trzeba znaleźć zajęcie. Siedzę i wpatruję się we wzór, który powinnam przenieść na przygotowaną przez nią kanwę. Wszystko zostało już obmyślone. To mnie paraliżuje, sprawia, że zaczynam tęsknić za światem na zewnątrz, za krótkimi dniami, za ludźmi, za światłami tego nieznanego miasta. Miasta wysp. Kiedy przykładam dłoń do lodowato zimnej szyby, odkrywam, że po długim czasie całkowitego odrętwienia nareszcie odzyskałam czucie.
Przyglądam się, jak na ulicy uprzątają śnieg: garstka ludzi prowadzi nierówną walkę z siłami przyrody. Cały czas pada go więcej, niż ludziom udaje się usunąć: zwały śniegu zrzucane do morza na zamarzniętą wodę powracają СКАЧАТЬ