Название: Zranić marionetkę
Автор: Katarzyna Grochola
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
isbn: 9788308067819
isbn:
– Przepraszam. Coś w rodzaju: wybacz mi, przepraszam za wszystko, tata.
– Przepraszam… za wszystko? – Teraz dopiero pobladła, a on zaczął sobie wyrzucać, że się zgodził, by tu przyjechała. Powinien jechać do niej albo poprosić na komendę.
– Tak, jakoś tak.
– Przepraszam, nie mogłem dłużej, wybacz mi, tata – wyrecytował Beka i podstawił pod nos pani Zofii telefon. – Zrobiłem zdjęcie.
– Czy to jego pismo? – Porucznikowi właściwie było już wszystko jedno.
– Tak, chyba tak. – Podniosła się. – Możemy tam wejść? Może się do czegoś przydam?
Już nie była blada, była kobietą, która przejmuje kontrolę.
Jeśli sama chce, to może warto?
– Czuje się pani na siłach?
Spojrzała na niego tak, jakby zapytał, kiedy ostatni raz miała okres. Cofnęła samochód na miejsce parkingowe, trzasnęła drzwiami i dołączyła do nich.
– Już nie mam kluczy do ojca.
Już. Czyli miała. Czyli coś się stało.
– A miała pani?
– Tak, od razu jak się wprowadził, to dał mi klucze. Na wszelki wypadek. Czasem nawet nocowałam, jak wyjeżdżał. Miał kota, nie chciał go samego zostawiać.
Ciekawe. Mieszkanie nie nosiło żadnych śladów obecności zwierzęcia.
– Nie było tam kota.
– Nie, ojciec oddał, za dużo czasu spędzał poza domem.
Stali przed klatką, Natan miał specjalne uprawnienia, a teraz zastanawiał się, czy z nich skorzystać, ale każda chwila rozmowy wydawała mu się cenna. A skoro ona zna mieszkanie, to od razu może powiedzieć, co się zmieniło. Właściwie wiedział, że nie powinien. Ale…
– Wtedy odebrał pani klucze?
– Nie – odpowiadała spokojnie, trzeźwo. – Kiedyś sobie pozwoliłam na żart… – Umilkła.
– Pozwoliła sobie pani na żart?
– Tak. Tak sobie. Nie, nie tak sobie. Po prostu chciałam go sprawdzić. – Jej głos nabrał silniejszych tonów. – Ojciec jest melomanem, pewnie zauważyliście.
Obaj skinęli głową.
– A ja… – zawahała się – powiedziałam, że mi się płyta złamała.
– Jakaś cenna?
– Nie, nie była specjalnie cenna, ale i tak dostał szału.
– I wtedy poprosił o oddanie kluczy?
– Ja sobie tak zażartowałam, żeby… – głos jej się lekko załamał, mówiła dalej, jakby nie słyszała wtrętu porucznika – …sprawdzić… – wzięła głęboki oddech – czy mu rzeczywiście zależy na płycie… Rzuciłam mu wtedy kluczami w twarz i powiedziałam, że nie muszę tu przychodzić, nie muszę zajmować się kotem i że go nienawidzę. – To ostatnie słowo wyrwało się jej zdecydowanie z rozpędu.
Porucznik pokiwał głową ze zrozumieniem.
– I wtedy oddał pani kota?
– Ja nie powiedziałam, że oddał kota m n i e. – Położyła akcent na ostatnie słowo. – Powiedziałam, że oddał kota. Nawet nie wiem komu. Nie bywałam u niego często. Macie, panowie, klucze?
– Tam jest otwarte, przez ochronę budynku. Jak się okazuje, mają klucze na wszelki wypadek do wszystkich lokali. Ale muszę panią uprzedzić…
– On tam jest? – Cofnęła się o krok.
– Nie, oczywiście, że nie. Ale są ślady… krwi. Dosyć… duże. Umarł z powodu podcięcia żył. Jeśli pani nie zechce… to ja to absolutnie zrozumiem.
– Jak Petroniusz – powiedziała do siebie. – Nie, mogę wejść, jeśli mam się przydać.
– Położyli już folię – odezwał się Beka.
– Tym lepiej – stwierdziła. – Choć krew nie robi na mnie żadnego wrażenia.
Ale nie była to prawda.
Jak tylko weszli do salonu, pani Zofia zatoczyła się na Bekę tak mocno, że musiał ją przytrzymać i podprowadzić do kanapy. I podać szklankę wody. Porucznik Natan przyglądał się jej pilnie. Każdej reakcji.
Patrzyła tępo na dywan i brudnobrązowe zastygłe kałuże.
– Tu go znaleźliście – ni to stwierdziła, ni to zapytała.
– Tak.
– To takie… – szukała właściwego słowa – podobne do niego. Zawsze w centrum uwagi.
Być może dlatego wybrał środek pokoju.
– Może pani spojrzeć, czy coś nie zginęło?
Zebrała się w sobie dość szybko. Widział, jak prostuje ramiona, jak ogarnia rzeczywistość. Już inna kobieta niż ta przed chwilą. Nie było śladu po chwili słabości, na jaką zapewne rzadko sobie pozwalała. Rozejrzała się po mieszkaniu i utkwiła wzrok w okolicach gramofonu.
– Widzi pan, to jego ukochane dziecko. A ta płyta, o której powiedziałam, że ją złamałam, to chyba… – podniosła się i ruszyła do szafki – chyba ten Kiepura. Niech pan zobaczy, który to rok. Cenna, ale tu są cenniejsze. A ja chciałam tylko sprawdzić… – Pojedyncza łza stoczyła się po policzku. A potem kobieta zacisnęła z całej siły szczęki, aż mięśnie żuchwy zatańczyły pod skórą.
Sprawdzić, czy mu zależało na płycie? Bzdura. Kłamstwo. Nic nie mogło umknąć uwadze porucznika.
– Wie pan, co to jest? – Dotknęła kamiennych podstawek pod gramofonem.
– Nie mam pojęcia.
– Specjalnie zamówiona przez niego u kamieniarza plinta. Wszystko musiało być specjalne.
– Plinta?
W kieszeni rozdzwonił mu się telefon. Kobieta spojrzała na niego pytająco, sięgnął do kieszeni, spojrzał na wyświetlacz, Joana, odrzucił połączenie i wyciszył dzwonek.
– Przepraszam, plinta?
– Nie przenosi drgań. Dźwięk jest czystszy. Wszystko jest takie jak ostatnio. Nie wydaje mi się, żeby coś zginęło, chyba że z sejfu.
– Wie СКАЧАТЬ