Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi
Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Жанр: Научная фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788380628427
isbn:
Wu Yue trzymał się jednej zasady: dowodzenie okrętem jest niebezpiecznym zajęciem, a zatem obaj dowódcy muszą znać swoje myśli. Stwarzało to dla niego trudny problem. Najpierw sądził, że Zhang Beihai ma się przed nim na baczności, co mu ubliżało. Czy na stanowisku kapitana niszczyciela był ktoś bardziej otwarty i prostolinijny niż on? „Czy jest we mnie coś, przed czym trzeba się strzec?”
Kiedy ojciec Zhang Beihaia był przez krótki czas ich przełożonym, Wu Yue zwierzył mu się, jak trudno rozmawia mu się z komisarzem.
– Czy nie wystarczy dobrze wykonywać zadania? Dlaczego musisz wiedzieć, co on myśli? – odparł łagodnie generał, po czym, być może mimowolnie, dodał: – Szczerze mówiąc, ja też nie wiem.
– Przyjrzyjmy mu się bliżej – powiedział Zhang Beihai, wskazując na Tanga prześwitującego przez iskry.
Akurat wtedy zaterkotały ich telefony – obaj otrzymali wiadomość, by wrócić do samochodu. Zazwyczaj oznaczało to sytuację nadzwyczajną, bo tam znajdował się sprzęt umożliwiający rozmowę na linii zabezpieczonej przed podsłuchem. Wu Yue otworzył drzwi pojazdu i podniósł słuchawkę. Dzwonił doradca ze stanowiska dowodzenia.
– Kapitanie Wu, dowództwo floty wzywa pana i komisarza Zhanga do natychmiastowego stawienia się w Sztabie Głównym.
– W Sztabie Głównym? A co z ćwiczeniami piątej floty? Połowa zgrupowania jest na morzu, reszta dołączy jutro.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Rozkaz jest jasny. Może się pan zapoznać ze szczegółami, kiedy pan wróci.
Kapitan i komisarz polityczny wciąż niezwodowanego Tanga popatrzyli na siebie, a potem nastąpiła jedna z tych rzadkich chwil podczas lat wspólnej służby, kiedy pomyśleli to samo: „Wygląda na to, że ten pas wody pozostanie pusty”.
Fort Greely na Alasce. Kilka danieli wędrujących przez zaśnieżoną równinę nagle zamarło w bezruchu, czując drgania ziemi pod śniegiem. Przed nimi otworzyła się biała półkula, olbrzymie, do połowy zakopane jajo. Postawiono je tam dawno temu, ale daniele zawsze uważały, że nie jest naturalną częścią tego zamarzniętego świata. Z jaja wzbił się gęsty dym, a za nim cylinder, który szybko się wznosił, buchając ogniem z dolnego końca. Zaspy zostały wyrzucone przez płomienie w górę, po czym spadły w postaci deszczu. Gdy cylinder osiągnął dostateczną wysokość, ucichł ryk silników, który przestraszył daniele. Cylinder zniknął na niebie, zostawiając za sobą długi biały ogon, jakby śnieżny krajobraz był olbrzymim motkiem przędzy, z którego potężna niewidzialna ręka wyciągnęła w górę nić.
– Niech to szlag! Jeszcze parę sekund, a potwierdziłbym przerwanie odpalania pocisku! – powiedział Raeder, oficer odpowiedzialny za namierzanie celów, rzucając komputerową myszą. Znajdował się kilka tysięcy kilometrów od fortu Greely, w Centrum Obrony przed Atakiem Jądrowym Dowództwa Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej (NORAD), trzysta metrów pod górą Cheyenne koło Colorado Springs.
– Gdy tylko pojawiło się ostrzeżenie przed atakiem, od razu pomyślałem, że to błąd – rzekł obserwator orbity Jones, kręcąc głową.
– No to co ten system atakuje? – zapytał generał Fitzroy. Obrona przed atakiem jądrowym była tylko jednym z obowiązków na jego nowym stanowisku i jeszcze nie zapoznał się z tym dokładnie. Patrząc na pokrytą monitorami ścianę, starał się znaleźć intuicyjne przedstawienie graficzne w rodzaju tego, jakie mieli w centrum kontroli lotów NASA – czerwoną linię pełznącą niczym wąż po mapie świata i tworzącą sinusoidę na planarnym przekształceniu tej mapy. Dla nowicjuszy było to niejasne, ale przynajmniej pokazywało, że coś wzbija się w przestrzeń kosmiczną. Jednak tutaj nie było to takie proste. Linie na ekranach tworzyły zawiłą, abstrakcyjną bazgraninę, która była dla niego zupełnie niezrozumiała, nie wspominając już o szybko przewijających się liczbach, które miały sens tylko dla dyżurnych oficerów OAJ. – Panie generale, pamięta pan, jak w zeszłym roku wymieniali powłokę odblaskową na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej? Starą stracili. To było to. Zwija się i odfruwa z wiatrem słonecznym.
– Ale… to powinno być w bazie danych systemu namierzania celu.
– I jest. Tutaj.
Raeder otworzył myszą odpowiednią stronę. Pod mnóstwem skomplikowanych tekstów, danych i wykresów znajdowało się niepozorne zdjęcie, prawdopodobnie zrobione przez teleskop z Ziemi, na którym widać było nieregularną białą plamę na czarnym tle. Świeciła tak silnym odbitym światłem, że trudno było dostrzec jakieś szczegóły.
– Skoro pan to ma, majorze, dlaczego nie przerwał pan programu wystrzelenia rakiety?
– System powinien był automatycznie przeszukać bazę danych namierzania celu. Ludzkie reakcje nie są wystarczająco szybkie. Ale dane ze starego systemu nie zostały sformatowane dla nowego, nie były więc włączone do modułu rozpoznawania – odparł Raeder nieco urażonym tonem, jakby chciał powiedzieć: „Dowiodłem, że jestem utalentowany, bo wyszukałem to ręcznie, kiedy nie potrafił tego zrobić superkomputer OAJ, a mimo to muszę odpowiadać na pańskie bezsensowne pytania”.
– Panie generale, rozkaz rozpoczęcia akcji przyszedł po ustaleniu przez OAJ kursu rakiety przejmującej, ale przed ukończeniem ponownej kalibracji programu – wyjaśnił oficer dyżurny.
Fitzroy nic na to nie powiedział. Irytował go trajkot w sali. Miał przed sobą pierwszy w historii ludzkości system obrony planetarnej, ale był to tylko istniejący już wcześniej system obrony przed atakiem jądrowym, którego pociski przechwytujące, wymierzone pierwotnie w różne ziemskie kontynenty, zostały teraz zwrócone w przestrzeń kosmiczną.
– Słuchajcie, powinniśmy zrobić zdjęcie dla upamiętnienia tej chwili! – powiedział Jones. – To będzie pierwsze uderzenie Ziemian we wspólnego wroga.
– Używanie tutaj aparatów fotograficznych jest zabronione – rzekł chłodno Raeder.
– Kapitanie, o czym pan mówi? – Fitzroy nagle się rozzłościł. – System nie wykrył żadnego wrogiego celu. To nie jest pierwsze uderzenie.
– Te pociski przechwytujące uzbrojone są w głowice jądrowe – powiedział ktoś po chwili niezręcznej ciszy.
– Tak, każdy o ładunku półtorej megatony. I co z tego?
– Na СКАЧАТЬ