Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 21

Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi

Автор: Cixin Liu

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380628427

isbn:

СКАЧАТЬ pewien czas służyłem z Wu Yue w marynarce wojennej i dobrze się znamy. Ma silny kompleks technologii i jako kapitan okrętu jest typem technika albo – jeśli wolicie – inżyniera. Samo w sobie nie jest to złe, ale, niestety, nadmiernie polega on na technologii i chociaż tego nie mówi, podświadomie uważa, że głównym, a być może jedynym wyznacznikiem skuteczności bojowej jest postęp techniczny. Całkowicie lekceważy czynnik ludzki w walce i wykazuje się niezrozumieniem wyjątkowych zalet naszej armii, ukształtowanych przez trudne uwarunkowania historyczne. Gdy dowiedział się o kryzysie trisolariańskim, zupełnie stracił wiarę w przyszłość, a odkąd dostał przydział do sił kosmicznych, ten brak nadziei stał się jeszcze bardziej widoczny. Defetystyczne nastawienie towarzysza Wu Yue jest tak silne i tak głęboko zakorzenione, że nie możemy mieć nadziei, że uda się nam je usunąć. Musimy jak najszybciej podjąć stanowcze kroki, by powstrzymać szerzenie się defetyzmu wśród żołnierzy, i dlatego uważam, że towarzysz Wu Yue nie nadaje się do służby w siłach kosmicznych.

      Oczy wszystkich zwróciły się na Wu Yue, który patrzył na znak Sił Kosmicznych na swojej czapce. Zachował spokój.

      Przez całe przemówienie Zhang Beihai ani razu nie zerknął w jego stronę.

      – Towarzyszu dowódco, towarzyszu Wu Yue i pozostali towarzysze – ciągnął – proszę was o zrozumienie. Mówię to wszystko tylko w trosce o obecną postawę ideologiczną wojska. Mam też oczywiście nadzieję, że skłoni to Wu Yue do bezpośredniej, szczerej i otwartej rozmowy.

      Wu Yue podniósł rękę, prosząc o pozwolenie na zabranie głosu, i na skinienie głową Chang Weisiego powiedział:

      – Wszystko, co mówił towarzysz Zhang Beihai o stanie mojego umysłu, to prawda, i zgadzam się z jego wnioskiem – nie nadaję się już do służby w siłach kosmicznych. Zastosuję się do każdego postanowienia organizacji.

      Atmosfera stała się napięta. Kilku oficerów patrzyło na notes leżący przed Zhang Beihaiem, zastanawiając się, o kim jeszcze jest tam mowa.

      Podniósł się starszy pułkownik lotnictwa i powiedział:

      – Towarzyszu Zhang Beihai, to zwykłe spotkanie robocze. Zamiast podnosić tu takie sprawy, powinieneś skierować je do odpowiednich kanałów organizacji. Uważasz, że wypada tak otwarcie o nich mówić?

      Jego słowa natychmiast poparło wielu oficerów.

      – Wiem, że przedstawienie tutaj moich uwag jest pogwałceniem zasad organizacyjnych i gotów jestem ponieść za to pełną odpowiedzialność – powiedział Zhang Beihai. – Sądzę jednak, że bez względu na to, za pomocą jakich środków to zrobię, muszę zwrócić waszą uwagę na powagę naszej obecnej sytuacji.

      Chang podniósł rękę, by uciąć dalsze komentarze.

      – Po pierwsze – zaczął – trzeba pochwalić poczucie odpowiedzialności i świadomość pilności sprawy, którymi wykazał się towarzysz Zhang Beihai. Defetyzm w wojsku jest faktem i musimy podejść do tego racjonalnie. Nie zniknie on, dopóki między obiema stronami konfliktu będzie istniała przepaść technologiczna. Problemu tego nie da się rozwiązać prostymi metodami. Wymaga to długiej i wytężonej pracy oraz wielu rozmów i dyskusji. Jednak ja też zgadzam się z sugestią towarzysza pułkownika: kwestie dotyczące indywidualnych postaw ideologicznych powinno się rozwiązywać przede wszystkim w drodze rozmów w cztery oczy, a jeśli konieczne jest złożenie raportu, trzeba to zrobić odpowiednimi kanałami.

      Oficerowie wydali przeciągłe westchnienie ulgi. Przynajmniej na tym zebraniu Zhang Beihai nie wymieni ich nazwisk.

      Wyobrażając sobie bezkresne niebo nad warstwą chmur, Luo Ji starał się pozbierać myśli. Mimowolnie przypomniał sobie tę kobietę; w mroku ukazała się jej roześmiana twarz i pojawił się jej głos, serce ścisnął mu smutek, jakiego nie czuł nigdy wcześniej. Za nim napłynęło samooskarżenie, pogarda dla siebie, która już wcześniej ogarniała go w niezliczonych sytuacjach, ale nigdy tak mocno. Dlaczego myślał o niej teraz? Do tego momentu jego jedyną reakcją na jej śmierć, poza strachem i zaskoczeniem, było samorozgrzeszenie i dopiero teraz, kiedy wiedział, że jej rola w bieżących wydarzeniach była nieistotna, pozwolił sobie na rzadką u niego chwilę żalu. Jakim był człowiekiem?

      Ale co mógł na to poradzić? Taki już był.

      Za sprawą lekkich drgań samolotu odnosił wrażenie, że leży w kołysce. Pamiętał, że sypiał w kołysce, gdy był małym dzieckiem, a po latach zobaczył któregoś dnia w piwnicy rodziców bieguny, na których stała. Zamknął oczy, wyobraził sobie kołyszących go rodziców i zadał sobie pytanie: „Czy od dnia, kiedy opuściłeś kołyskę, zatroszczyłeś się kiedykolwiek o kogoś poza nimi? Czy zrobiłeś w swoim sercu choć odrobinę miejsca dla kogoś innego?”.

      Tak, raz. Przed pięcioma laty w jego sercu zagościł złoty płomień miłości. Ale było to nierealne przeżycie.

      Wszystko zaczęło się od Bai Rong, autorki powieści dla młodzieży. Pisała je w wolnym czasie, ale cieszyły się taką popularnością, że z honorariów miała większy dochód niż z pensji. Z żadną inną poznaną kobietą nie spędzał tyle czasu, co z nią, i doszedł nawet do punktu, w którym się zastanawiał, czy się z nią nie ożenić. Ich związek nie był szczególnie silny ani niezapomniany, ale byli ze sobą zrelaksowani i szczęśliwi. Pomimo pewnych obaw przed małżeństwem uznali, że warto spróbować.

      Na życzenie Bai Rong przeczytał wszystkie jej utwory i choć nie powiedziałby, że mu się podobały, to przynajmniej ich lektura nie była tak męcząca jak innych książek z tego gatunku. Miała elegancki styl i pisała przejrzyście, czego brakowało jej kolegom po fachu, ale treść nie dorównywała stylowi. Czytanie ich było jak patrzenie na krople rosy na roślinach, czyste i przezroczyste, ale różniące się od siebie tylko tym, jak odbijało się i rozszczepiało w nich światło i jak toczyły się po liściach, gdzie się spotykały i rozdzielały, gdy spadały. Kilka minut po wschodzie słońca wyparowywały. Za każdym razem, kiedy czytał którąś z jej książek, zadawał sobie pytanie: „Z czego żyją ci ludzie, skoro przez dwadzieścia cztery godziny na dobę oddają się miłości?”.

      – Myślisz, że taka miłość, o jakiej piszesz, istnieje w świecie realnym? – zapytał pewnego dnia.

      – Tak.

      – To coś, co widziałaś albo co sama przeżyłaś?

      Objęła go za szyję.

      – Tak czy inaczej, mówię ci, że istnieje – szepnęła mu tajemniczo do ucha.

      Czasami podsuwał jej pewne pomysły do powieści, nad którą akurat pracowała, a nawet pomagał jej wprowadzać poprawki.

      – Wygląda na to, że masz większy talent niż ja – powiedziała mu kiedyś. – Nie poprawiasz fabuły, lecz postaci, a to najtrudniejsze. Za każdym razem dodajesz coś, dzięki czemu są one żywsze. Masz pierwszorzędną zdolność tworzenia postaci literackich.

      – Chyba żartujesz. Jestem z wykształcenia astronomem.

      – Nie zapominaj, że Wang Xiaobo9 studiował matematykę.

      W ubiegłym СКАЧАТЬ



<p>9</p>

Wang Xiaobo (1952–1997) – ceniony powieściopisarz, eseista i scenarzysta, którego dzieła zyskały ogromną popularność po jego przedwczesnej śmierci.