Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 16

Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi

Автор: Cixin Liu

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380628427

isbn:

СКАЧАТЬ Ji podał Shi Qiangowi papierosa.

      – Nie zamierzam pozwolić się poprowadzić panu na egzekucję. A więc może będzie pan tak uprzejmy i powiadomi mojego adwokata.

      – Świetnie, mój chłopcze – powiedział Shi Qiang, klepiąc Luo Ji po ramieniu. – Stanowczość jest cechą, którą podziwiam. – Potem przysunął się do niego bliżej i rzekł przez obłok dymu: – Człowiekowi mogą się przytrafić różne rzeczy, ale to, co przydarzyło się panu, to naprawdę… – Zawiesił głos. – W rzeczywistości mam panu pomóc. Zna pan ten dowcip? W drodze na egzekucję skazaniec narzeka, że zanosi się na to, że będzie padać, a kat na to: „I czym się martwisz? Przecież to my będziemy musieli wracać w deszczu!”. To postawa, jaką pan i ja powinniśmy przyjąć wobec tego, co będzie. No dobrze. Mamy jeszcze trochę czasu, zanim ruszymy. Może się pan zdrzemnąć.

      – Zanim ruszymy? – Luo Ji ponownie utkwił wzrok w Shi Qiangu.

      Rozległo się pukanie do drzwi, a potem do pokoju wszedł młody mężczyzna o bystrych oczach i postawił na podłodze walizkę.

      – Kapitanie Shi, sprawy posunęły się naprzód. Wychodzimy.

      Zhang Beihai delikatnie otworzył drzwi do szpitalnego pokoju. Jego ojciec, pół siedząc, pół leżąc na poduszce, wyglądał lepiej, niż można było się spodziewać. Złote promienie zachodzącego słońca, które wpadały przez okno, przydawały jego twarzy nieco rumieńca i sprawiały, że nie wyglądał na umierającego. Zhang Beihai powiesił kapelusz na wieszaku obok drzwi i usiadł przy łóżku ojca. Nie pytał o jego stan, ponieważ stary żołnierz odpowiedziałby szczerze, a Beihai nie chciał szczerej odpowiedzi.

      – Tato, dostałem przydział do sił kosmicznych.

      Ojciec kiwnął głową, ale nic nie powiedział. Dla nich obu milczenie było bardziej wymowne niż słowa. Kiedy Beihai dorastał, ojciec wychowywał go, raczej milcząc niż mówiąc, a słowa były tylko znakami przestankowymi między okresami milczenia. To jego małomówny ojciec zrobił z niego człowieka, jakim był teraz.

      – Tak jak przypuszczałeś, flotę kosmiczną tworzy się na wzór marynarki. Naczelne dowództwo uważa, że wojna w przestrzeni kosmicznej będzie najbardziej zbliżona w formie i teorii do walk na morzu.

      Ojciec kiwnął głową i powiedział:

      – Bardzo dobrze.

      – No więc co powinienem zrobić?

      „W końcu zapytałem cię o to, tato – pomyślał Zhang Beihai. – Postawiłem ci pytanie, do którego zadania zbierałem odwagę przez całą bezsenną noc. Zawahałem się, kiedy cię zobaczyłem, bo wiem, że tym pytaniem sprawiam ci największy zawód. Pamiętam, że kiedy skończyłem podstawówkę i wstąpiłem jako kadet do marynarki wojennej, powiedziałeś mi: «Beihai, masz przed sobą długą drogę. Mówię to, ponieważ nadal łatwo jest mi cię zrozumieć, a to, że twoje zachowanie jest dla mnie takie zrozumiałe, znaczy, że twój sposób myślenia jest jeszcze prosty, nie dość subtelny. Dorośniesz w dniu, w którym nie będę już mógł tak łatwo odczytać czy przeniknąć twoich myśli, za to ty będziesz mógł łatwo zrozumieć mnie». I stało się tak, jak powiedziałeś, w końcu dorosłem i nie było ci już tak łatwo zrozumieć syna. Wiem, że musiałeś z tego powodu odczuwać przynajmniej lekki smutek, ale twój syn staje się osobą, jaką miałeś nadzieję, że się stanie, nieszczególnie lubianą, ale zdolną odnieść sukces w skomplikowanym i niebezpiecznym świecie marynarki wojennej. To, że zadaję ci to pytanie, z pewnością świadczy o tym, że szkolenie, jakiemu poddawałeś mnie przez trzydzieści lat, w jakimś decydującym punkcie zawiodło. Ale mimo to odpowiedz mi, tato. Twój syn nie jest taki wspaniały, jak sobie wyobrażasz. Odpowiedz mi, tylko ten jeden raz”.

      – Dobrze to przemyśl – rzekł ojciec.

      „Dobrze, tato. Dałeś mi odpowiedź. Te trzy słowa powiedziały mi bardzo dużo, więcej niż można by wyrazić w trzydziestu tysiącach. Wierz mi, słucham ich całym sercem, ale musisz mówić jaśniej, bo to zbyt ważne”.

      – A gdy już przemyślę? – zapytał Beihai, chwytając obiema rękami kołdrę. Dłonie i czoło miał pokryte potem.

      „Tato, przebacz mi. Jeśli cię po raz ostatni zawiodłem, to pozwól mi pójść dalej, stać się z powrotem dzieckiem”.

      – Beihai, mogę ci powiedzieć tylko tyle, żebyś się najpierw długo i dobrze zastanowił – odparł ojciec.

      „Dziękuję, tato. Przedstawiłeś to klarownie. Rozumiem”.

      Zhang Beihai puścił kołdrę i chwycił kościstą dłoń ojca.

      – Tato, nie wypłynę już w morze. Będę do ciebie przychodził.

      Ojciec uśmiechnął się, ale pokręcił głową.

      – To nic poważnego. Skup się na pracy.

      Rozmawiali jeszcze trochę, najpierw o sprawach rodzinnych, a potem o stworzeniu sił kosmicznych. Ojciec przedstawił mu wiele pomysłów dotyczących tych sił, włącznie z radami dla niego. Wyobrażali sobie kształt i wielkość kosmicznych liniowców, dyskutowali o broni, której można by używać w wojnie w kosmosie, a nawet o Mahanowskiej teorii potęgi morskiej w odniesieniu do bitw w przestrzeni kosmicznej…

      Ale nie była to już rozmowa o sprawach istotnych, lecz zwykła pogawędka ojca z synem. Istotne znaczenie miało to, co powiedzieli sobie z głębi serca w tych trzech zdaniach:

      „Dobrze to przemyśl”.

      „A gdy już przemyślę?”

      „Beihai, mogę ci powiedzieć tylko tyle, żebyś się najpierw długo i dobrze zastanowił”.

      Zhang Beihai pożegnał się z ojcem. Kiedy wychodził, odwrócił się w drzwiach i spojrzał na niego, spowitego teraz, kiedy z okna zniknęło światło zachodzącego słońca, mrokiem. Jego wzrok przeniknął przez ten mrok i spoczął na ostatniej plamce światła na przeciwległej ścianie. Chociaż słońce miało za chwilę schować się za horyzontem, było teraz najpiękniejsze. Jego ostatnie promienie padały też na fale toczące się bez końca po gniewnym oceanie, a snopy światła przebijały się przez skłębione chmury na zachodzie i tworzyły niezwykłe złociste pasy na powierzchni wody, niczym płatki, które spadły z nieba. Za tymi płatkami wisiały nad światem czarnym jak noc ciemne chmury, niby kurtyna zaciągnięta przez bogów między niebem i ziemią. Od czasu do czasu rozdzierała ją błyskawica, oświetlając śnieżnobiałą masę kropel wzbijanych w górę przez fale. W jednym z tych złocistych pasów niszczyciel starał się z trudem unieść dziób z doliny fali, a potem przebił się z ogłuszającym hukiem przez ścianę wody. Obłok kropli żarłocznie pochłonął światło niczym ogromny Ptak-Rok rozpościerający błyszczące skrzydła.

      Zhang Beihai włożył czapkę z insygniami chińskich Sił Kosmicznych. Powiedział sobie w duchu: „Tato, na szczęście myślimy tak samo. Nie przyniosę ci sławy, ale dam ci odpocząć”.

      – Panie Luo, proszę się w to przebrać – powiedział młody mężczyzna, który po wejściu do pokoju klęknął, by otworzyć walizkę.

СКАЧАТЬ