Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 15

Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi

Автор: Cixin Liu

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380628427

isbn:

СКАЧАТЬ Chin ponownie przedłożył w wygłoszonym na sesji oświadczeniu stanowisko swojego rządu wobec eskapizmu i powiedział, że jego kraj stanowczo popiera rezolucję ONZ nr 117. Przekazał też zobowiązanie chińskich władz do podjęcia natychmiastowych działań w celu poprawy ustawodawstwa i poczynienia skutecznych kroków dla zahamowania eskapizmu. Na zakończenie stwierdził: „W tych kryzysowych czasach musimy pielęgnować jedność i solidarność społeczności międzynarodowej i podtrzymywać uznaną przez tę społeczność zasadę, że wszyscy ludzie mają równe prawo do przetrwania. Ziemia jest wspólnym domem całej ludzkości i nie wolno nam jej porzucać”.

      – Dlaczego… dlaczego to robią? – wyjąkał.

      – Czy to nie oczywiste? Zastanów się nad tym chwilę, a uświadomisz sobie, że ucieczka w kosmos nigdy nie mogłaby dojść do skutku. Przede wszystkim należałoby ustalić, kto odleci, a kto będzie musiał zostać. To nie jest zwykła nierówność. To sprawa życia i śmierci i jeśli niektórzy będą musieli zostać na Ziemi, to bez względu na to, kto poleci – elity, bogaci czy zwykli ludzie – będzie to oznaczało upadek podstawowego systemu wartości i koniec etyki. Prawa człowieka i równość są głęboko zakorzenione. Nierówność szans na przeżycie jest najgorszym rodzajem nierówności, więc ludzie i kraje zmuszeni do pozostania nigdy nie będą spokojnie czekali na śmierć, podczas gdy inni będą mogli tego uniknąć. Konfrontacje między tymi dwiema stronami będą się nasilały, aż na świecie zapanuje chaos, a wtedy i tak nikt stąd nie odleci! Rezolucja ONZ jest bardzo mądra. Ile na to wydałeś, Lao Zhang?

      Zhang Yuanchao gorączkowo sięgnął do kieszeni po telefon. Wybrał numer Shi Xiaominga, ale użytkownik był nieosiągalny. Zhang zachwiał się i osunął po ścianie na podłogę. Wydał 400 tysięcy juanów7.

      – Wezwij policję! Shi nie wie o jednym – Lao Miao złożył wizytę w jednostce, w której pracuje jego tatuś. Ten kanciarz się z tego nie wywinie.

      Zhang Yuanchao siedział na podłodze i tylko potrząsał głową.

      – Pewnie, możemy go znaleźć, ale pieniądze zniknęły już dawno temu – rzekł z westchnieniem. – Co ja powiem mojej rodzinie?

      Dobiegł do nich płacz, a potem pielęgniarka krzyknęła:

      – Numer dziewiętnaście! To chłopiec!

      Zhang Yuanchao pobiegł do poczekalni, jakby nagle wszystko inne przestało się liczyć.

      Podczas tych trzydziestu minut, kiedy tam czekał, na świat przyszło dziesięć tysięcy dzieci, dzieci, których połączony płacz tworzył olbrzymi chór. Złoty wiek, okres, który zaczął się w latach osiemdziesiątych i skończył kryzysem, odszedł w przeszłość. Przyszłość miała być ciężka dla ludzkości.

      Luo Ji wiedział tylko tyle, że jest zamknięty w małym piwnicznym pomieszczeniu. Piwnica znajdowała się głęboko. Wcześniej czuł, że winda (jedna z tych starych z ręcznie przesuwaną dźwignią) zjeżdża, a mechanizm potwierdzał jego doznania. Liczył do tyłu i doszedł do minus dziesięciu. Dziesięć pięter pod ziemią! Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju. Podwójne łóżko, proste wyposażenie i stare drewniane biurko nadawały mu wygląd wartowni, nie celi więziennej. Najwyraźniej od jakiegoś czasu nikt tam nie przebywał i chociaż pościel była świeża, meble pokrywał kurz i unosił się z nich zapach wilgoci i stęchlizny.

      Otworzyły się drzwi i wszedł krępy mężczyzna w średnim wieku. Kiwnął ze znużeniem głową Luo Ji.

      – Doktorze Luo, mam dotrzymać panu towarzystwa, ale ponieważ dopiero pan tu przybył, nie przypuszczam, że zaczął pan już wdrapywać się na ściany.

      „Przybył”. Ten zwrot go rozdrażnił – z pewnością „został zwieziony” byłoby bliższym prawdy określeniem tego, co się stało. Zamarło mu serce. Wydawało się, że jego domysł się potwierdził – chociaż ludzie, którzy go tu sprowadzili, byli uprzejmi, nie ulegało wątpliwości, że został aresztowany.

      – Jest pan policjantem?

      Mężczyzna kiwnął głową.

      – Kiedyś byłem. Nazywam się Shi Qiang. – Usiadł na łóżku i wyjął paczkę papierosów. „Nie ma szans, żeby dym wyleciał z tego zamkniętego pomieszczenia” – pomyślał Luo Ji, ale nie śmiał nic powiedzieć. Jakby czytając w jego myślach, Shi Qiang rozejrzał się i rzekł: – Powinien tu być wentylator.

      Potem pociągnął za sznurek przy drzwiach i rozległ się warkot wiatraczka. Luo Ji zauważył leżący w kącie, pokryty kurzem, przestarzały telefon z tarczą. Shi Qiang poczęstował go papierosem, którego Luo po chwili wahania przyjął.

      Kiedy zapalili, Shi Qiang powiedział:

      – Jest jeszcze wcześnie. Może pogadamy?

      – Pytaj pan – odparł Luo Ji ze zwieszoną głową, wypuszczając obłok dymu.

      – O co? – rzekł Shi Qiang, patrząc na niego ze zdumieniem.

      Luo Ji zeskoczył z łóżka i odrzucił papierosa.

      – Jak możecie mnie podejrzewać? Przecież musicie wiedzieć, że był to nieszczęśliwy wypadek! Te dwa samochody się zderzyły, a potem ten, który był za nimi, walnął ją, kiedy jego kierowca chciał uniknąć karambolu. To jasne jak słońce.

      Rozłożył ręce, bo zabrakło mu słów.

      Shi Qiang podniósł głowę i przyjrzał się mu, a jego wzrok stał się nagle czujny, jakby za uśmiechem, który łagodził wyraz jego twarzy, skrywała się wyostrzona wieloletnią praktyką złośliwość.

      – To pan to powiedział, nie ja. Moi przełożeni nie chcą, żebym udzielał panu informacji, a zresztą i tak nic więcej nie wiem. I pomyśleć, że martwiłem się, że nie będziemy mieli o czym rozmawiać. Niech pan siada.

      Luo Ji nie usiadł. Utkwił wzrok w twarzy Shi Qianga i ciągnął:

      – Znałem ją dopiero od tygodnia. Poznaliśmy się w barze koło uniwersytetu i kiedy zdarzył się ten wypadek, nie mogłem sobie nawet przypomnieć jej nazwiska. Niech mi pan powie: Co mogło być między nami, żeby skierować wasze myśli na takie tory?

      – Nie mógł pan nawet przypomnieć sobie jej nazwiska? Nic dziwnego, że w ogóle pana nie obeszło to, że zginęła. Jest pan taki sam jak inny znany mi geniusz. – Zachichotał. – Wspaniałe życie doktora Luo – za każdym razem kiedy się odwrócisz, poznaje nową kobietę. I to jaką!

      – To przestępstwo?

      – Oczywiście, że nie. Po prostu zazdroszczę panu. W swojej pracy mam jedną zasadę: nigdy nie wydawaj ocen moralnych. Faceci, z którymi mam do czynienia, to niezłe gagatki. Podchodzę do takiego i mówię: „Popatrz, co zrobiłeś! Pomyśl o swoich rodzicach, o społeczeństwie…” i tak dalej. Równie dobrze mógłbym ich bić po twarzy.

      – Wolałbym porozmawiać o niej, funkcjonariuszu Shi. Naprawdę wierzycie, że ją zabiłem?

      – Niech pan na siebie popatrzy. СКАЧАТЬ



<p>7</p>

Na początku 2015 roku była to równowartość 270 tysięcy złotych (przyp. A.J.).