Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi
Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Жанр: Научная фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788380628427
isbn:
Wrócił do wcześniejszego tematu:
– Stworzenie socjologii kosmicznej to nie był mój pomysł. Wiesz czyj? Jesteś jedyną osobą, której zamierzam o tym powiedzieć, więc się nie bój.
– Jak chcesz. Z wyjątkiem jednej rzeczy i tak nie wierzę w to, co mówisz.
– Eee… zapomnijmy o tym. Jakiej rzeczy?
– Rusz się wreszcie. Jestem głodna.
Podniosła jego ubranie z dywanu i rzuciła na łóżko.
Śniadanie zjedli w głównej restauracji hotelu. Większość osób zajmujących stoliki wokół nich miała poważne miny i chwilami dobiegały do nich strzępy rozmów. Luo nie chciał tego słuchać, ale był jak świeczka zapalona letnim wieczorem. Słowa tłoczyły się wokół niego niczym owady wokół płomienia i wpadały mu do głowy: eskapizm, technologia uspołeczniona, RZT, przejście do gospodarki wojennej, baza na równiku, poprawka do karty, ROP, perymetr ostrzegania i obrony blisko Ziemi, niezależny tryb zintegrowany…
– Nasz wiek zrobił się naprawdę nudny, nie uważasz? – rzekł Luo Ji. Przestał kroić jajko i odłożył widelec.
Kiwnęła głową.
– Zgadzam się z tobą. Widziałam wczoraj naprawdę kretyński teleturniej. Ręce na przyciskach. – Naśladując gospodarza programu, wymierzyła w Luo Ji widelec. – Sto dwadzieścia lat przed dniem zagłady będzie żyło wasze trzynaste pokolenie. Tak czy nie?
Luo Ji znowu podniósł widelec i potrząsnął głową.
– Nie będzie żadnego mojego pokolenia. – Złożył ręce jak do modlitwy. – Mój ród przestanie istnieć w chwili mojej śmierci.
Prychnęła lekceważąco.
– Pytałeś mnie, w który z twoich tekstów wierzę. W ten. Mówiłeś to już wcześniej. Taką jesteś osobą.
A więc dlatego go rzucała? Nie chciał o to pytać z obawy, że skomplikuje to sprawę, ale wydawało się, że czytała w jego myślach, bo powiedziała:
– Ja też taka jestem. To naprawdę irytujące widzieć pewne swoje cechy u innych.
– Zwłaszcza u osoby płci przeciwnej – powiedział Luo Ji, kiwając głową.
– Ale jeśli musisz to usprawiedliwić, jest to bardzo odpowiedzialne zachowanie.
– Jakie zachowanie? Nieposiadanie dzieci? Oczywiście, że tak. – Luo wskazał widelcem ludzi wokół rozmawiających o transformacji gospodarczej. – Wiesz, jakie życie będą wiedli ich potomkowie? Będą całymi dniami tyrać w zakładach produkujących statki kosmiczne, a potem stać z burczeniem w brzuchach w kolejkach do stołówek, czekając na porcję owsianki… a kiedy się zestarzeją, usłyszą: „Wuj Sam cię potrzebuje”, nie, to będzie „Ziemia cię potrzebuje”, i ruszą szukać chwały w armii.
– Pokolenie czasu zagłady będzie miało lepiej.
– Przejdzie na emeryturę, by oglądać zagładę. Jakie to żałosne. A poza tym już dziadkowie tego ostatniego pokolenia mogą nie mieć dostatecznie dużo jedzenia. Ale nie nastanie nawet taka przyszłość. Pomyśl tylko, jacy uparci są ludzie. Założę się, że będą stawiać opór do końca, i prawdziwą zagadką jest to, jak wreszcie umrą.
Po śniadaniu opuścili hotel i znaleźli się w ciepłych objęciach słońca. W powietrzu czuć było odurzającą słodycz.
– Muszę się nauczyć żyć. Jeśli mi się to nie uda, będzie mi cholernie wstyd – rzekł Luo Ji, patrząc na przejeżdżające samochody.
– Żadne z nas dwojga się tego nie uczy – powiedziała, szukając wzrokiem taksówki.
– No to… – Luo Ji spojrzał na nią pytająco. Najwyraźniej nie będzie musiał zapamiętywać jej nazwiska.
– Żegnaj. – Skinęła głową, a potem podali sobie ręce i wymienili szybkie pocałunki.
– Może się jeszcze spotkamy.
Zaledwie to powiedział, a już tego pożałował. Do tego momentu wszystko dobrze się układało, po co więc ryzykować kłopoty? Ale niepotrzebnie się martwił.
– Wątpię.
Mówiąc to, szybko się odwróciła i zarzuciła torebkę na ramię z takim zamachem, że ta aż śmignęła w powietrzu. Luo Ji często potem przypominał sobie ten szczegół, starając się rozgryźć, czy zrobiła to celowo, czy nie. Była to torebka od Louisa Vuittona i wiele razy wcześniej widział, jak nią wywijała, ale tym razem machnęła mu nią prosto w twarz. Zrobił krok do tyłu, by uniknąć uderzenia, potknął się o hydrant i przewrócił na plecy.
Ten upadek uratował mu życie.
Tymczasem na ulicy przed nimi rozegrała się taka oto scena: dwa samochody zderzyły się czołowo, ale zanim umilkł huk, jadące za nimi polo gwałtownie skręciło, by uniknąć kolizji, i potoczyło się w stronę, gdzie oboje stali. Upadek Luo Ji okazał się skutecznym unikiem. Tylko przedni zderzak otarł się o jego stopę, tę wciąż uniesioną, obracając jego ciało o dziewięćdziesiąt stopni, tak że Luo Ji znalazł się twarzą do tyłu samochodu. Nie słyszał głuchego odgłosu drugiego uderzenia, ale potem zobaczył, jak ciało kobiety, z którą spędził noc, wznosi się nad dach samochodu i spada za nim na jezdnię jak pozbawiona kości szmaciana lalka. Kiedy się toczyło, ślady krwi, które zostawiało na ziemi, wydawały się coś znaczyć. Patrząc na ten krwawy symbol, Luo Ji przypomniał sobie w końcu jej nazwisko.
Synowa Zhang Yuanchao miała wkrótce rodzić. Przeniesiono ją do sali porodowej, a reszta rodziny zebrała się w poczekalni, gdzie w telewizorze pokazywano informacje o stanie matki i dziecka. To wszystko stwarzało uczucie ciepła i przytulności, którego nie doznał nigdy wcześniej, bo w epoce pogłębiającego się kryzysu utrzymujący się jeszcze tu i ówdzie klimat życzliwości minionego złotego wieku coraz bardziej się pogarszał.
Do poczekalni wszedł Yang Jinwen. Zhang Yuanchao pomyślał, że sąsiad skorzystał z tej okazji, by naprawić ich wzajemne stosunki, ale wyraz twarzy Yang Jinwena wskazał mu, że jest w błędzie. Nawet się nie przywitawszy, Yang Jinwen wyciągnął go z poczekalni na korytarz.
– Naprawdę kupiłeś akcje tego funduszu ucieczkowego? – zapytał.
Zhang Yuanchao zignorował to pytanie i odwrócił się, by odejść, jakby chciał w ten sposób powiedzieć: „Nie twój interes”.
– Spójrz na to – powiedział Yang Jinwen, podając mu gazetę. – Dzisiejsza.
Zhangowi natychmiast rzucił się w oczy tytuł pierwszego artykułu:
Zhang Yuanchao przeczytał СКАЧАТЬ