Название: Policja
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327150813
isbn:
Mikael mógł się pocieszać jedynie tym, że ani te pieniądze, ani sam Truls nie wskazywały na niego. Na całym świecie jedynie dwie osoby mogły ujawnić współpracę Mikaela z Asajewem. Jedną z tych osób była radna do spraw społecznych, a zarazem współwinna, druga zaś leżała umierająca w śpiączce w zamkniętym skrzydle Szpitala Centralnego.
Jechali przez Kvadraturen. Bellman zafascynowany obserwował kontrast między czarną skórą prostytutek a bielą śniegu w ich włosach i na ramionach. Zauważył też, że próżnia po Asajewie zdążyła się już wypełnić kolejnymi zastępami dilerów narkotykowych.
Truls Berntsen. Towarzyszył Mikaelowi w okresie dorastania na Manglerud, tak jak ryba podnawka towarzyszy rekinowi. Mikael miał mózg, chęć przywództwa, zdolność wypowiadania się i urodę. Truls „Beavis” Berntsen miał odwagę, zaciśnięte pięści i wręcz dziecinną lojalność. Mikael nawiązywał przyjaźnie, gdzie tylko się obrócił. Trulsa tak trudno było polubić, że wszyscy świadomie się od niego odwracali. Mimo to właśnie ci dwaj byli nierozłączni: Bellman i Berntsen. Z listy w dzienniku wyczytywano ich jednego po drugim. Tak samo było później, w szkole policyjnej. Bellman pierwszy, Berntsen snujący się zaraz za nim. Mikael zaczął chodzić z Ullą, ale Truls wciąż mu towarzyszył, zawsze o dwa kroki z tyłu. W miarę upływu lat Truls zwolnił, brakowało mu wrodzonych ambicji Mikaela zarówno w kwestii życia prywatnego, jak i kariery. Z reguły łatwo się nim kierowało i zachowywał się przewidywalnie. Zwykle skakał, kiedy Mikael powiedział „skacz”. Ale czasami w jego oczach pojawiał się mrok i stawał się wtedy kimś, kogo Mikael nie znał. Tak jak wtedy, z tamtym aresztantem, młodym chłopakiem, którego Truls tak pobił pałką, że chłopak oślepł. Albo z tamtym facetem z KRIPOS, który okazał się pedałem i próbował dobierać się do Mikaela. Koledzy to widzieli, Mikael musiał więc przedsięwziąć odpowiednie kroki, tak aby jasne się stało, że nie toleruje podobnych zachowań. Zabrał więc Trulsa do domu tego faceta, zwabił go do garażu i dopiero tam Truls rzucił się na niego. Walił pałką najpierw kontrolowanie, potem z coraz większą wściekłością, a mrok w jego oczach zdawał się rozszerzać. W końcu Truls sprawiał takie wrażenie, jakby był w stanie szoku, oczy miał szeroko otwarte i całkiem czarne. Mikael musiał go powstrzymywać, bo inaczej ukatrupiłby tamtego. Oczywiście Truls był lojalny. Ale przypominał również odbezpieczony granat. I właśnie to martwiło Mikaela Bellmana. Kiedy przekazał mu, że Rada do spraw Zatrudnienia postanowiła zawiesić go w obowiązkach do czasu wyjaśnienia, skąd wzięły się pieniądze na jego koncie, Truls powtórzył tylko, że to prywatna sprawa, wzruszył ramionami, jakby to nie miało najmniejszego znaczenia, i odszedł. Jakby Truls „Beavis” Berntsen miał do czego odejść. Jakby miał jeszcze jakieś życie poza pracą. A Mikael znów dostrzegł ten mrok w jego oczach. To przywodziło na myśl zapalenie lontu i obserwowanie, jak się spala coraz dalej w głębi czarnego kopalnianego korytarza. I nic się nie dzieje. Nie wiadomo jednak, czy ten lont po prostu zgasł, czy też jest bardzo długi. Człowiek czeka więc w napięciu, bo coś mu mówi, że im dłużej to trwa, tym głośniej huknie.
Samochód skręcił na tyły ratusza. Mikael wysiadł i po schodach ruszył do wejścia. Niektórzy twierdzili, że właśnie tu znajdowało się główne wejście, zaprojektowane przez architektów Arneberga i Poulssona w latach dwudziestych ubiegłego wieku, a projekt odwrócono przez nieporozumienie. Gdy to odkryto pod koniec lat czterdziestych, budowa posunęła się już na tyle daleko, że sprawę wyciszono i udawano, że nic się nie stało, z nadzieją, że ci, którzy przypłyną do stolicy Norwegii fiordem, nie zrozumieją, że wita się ich kuchennym wejściem.
Włoskie skórzane podeszwy miękko klaskały o kamienną posadzkę, gdy Mikael Bellman maszerował do recepcji. Siedząca za kontuarem kobieta powitała go promiennym uśmiechem.
– Dzień dobry, panie komendancie. Jest pan oczekiwany. Dziesiąte piętro, w głębi korytarza na lewo.
Podczas jazdy windą Bellman przejrzał się w lustrze. I pomyślał, że wszystko się zgadza. Jest w drodze na górę. Mimo sprawy tego zabójstwa. Poprawił jedwabny krawat, który Ulla przywiozła mu z Barcelony. Podwójny węzeł windsorski. W szkole średniej uczył Trulsa wiązać krawat, ale tylko prostego, cienkiego węzła.
Drzwi w głębi korytarza były uchylone, Mikael je pchnął.
Gabinet wydawał się nagi. Biurko sprzątnięte, półki puste, a na tapecie widać było jaśniejsze pola – ślady po obrazach, które wcześniej tam wisiały. Siedziała na parapecie. Na jej twarzy znać było konwencjonalną urodę, o której kobiety mówią „wspaniała”, ale bez słodyczy i wdzięku, mimo jasnych lalkowatych włosów ułożonych w jakieś komiczne girlandy. Była wysoka, mocnej budowy, miała szerokie barki i biodra, tego dnia wtłoczone w obcisłą skórzaną spódnicę. Uda skrzyżowane. Męskie elementy w jej twarzy podkreślone przez duży orli nos i zimne, niebieskie jak u wilka oczy – w połączeniu z pewnością siebie w wyzywającym spojrzeniu – skłoniły Bellmana do różnych domysłów, kiedy zobaczył ją pierwszy raz. Uznał wówczas, że Isabelle Skøyen chętnie podejmuje inicjatywę i jest skłonną do ryzyka kocicą, lubiącą seks z młodszymi od niej mężczyznami.
– Zamknij na klucz – powiedziała.
I wcale się wtedy nie pomylił.
Zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Podszedł do jednego z trzech okien. Ratusz górował nad masą skromnych cztero – i pięciopiętrowych kamienic. Po drugiej stronie placu Ratuszowego królowała licząca siedemset lat twierdza Akershus, wzniesiona na wysokich wałach, ze starymi, uszkodzonymi podczas wojny armatami wycelowanymi w fiord, który wyglądał teraz tak, jakby pokrył się gęsią skórką i lekko drżał w lodowatych podmuchach wiatru. Śnieg już przestał padać, a pod ołowianoszarymi chmurami miasto leżało skąpane w niebieskobiałym świetle. Trupi kolor, pomyślał Bellman.
Głos Isabelle odbił się echem od gołych ścian:
– I co powiesz, mój drogi? Jak ci się podoba ten widok?
– Po prostu imponujący. O ile dobrze pamiętam, poprzednia radna do spraw społecznych miała gabinet o wiele mniejszy i znacznie niżej położony.
– Nie tamten widok. Ten.
Odwrócił się do niej. Świeżo mianowana radna do spraw społecznych i przeciwdziałania narkomanii rozsunęła nogi. Majtki leżały obok na parapecie. Isabelle wielokrotnie powtarzała, że nigdy nie zrozumie czaru wygolonej cipki, ale Mikael, wpatrując się w dżunglę, pomyślał, że chyba musi istnieć jakieś rozwiązanie pośrednie, i pod nosem powtórzył charakterystykę widoku: po prostu imponujący.
Mocno stuknęła obcasami o parkiet i podeszła do niego. Strzepnęła mu z klapy niewidzialny pyłek. Nawet bez szpilek byłaby od niego o centymetr wyższa, a w tej chwili nad nim górowała. Nie widział w tym nic krępującego, przeciwnie, jej rozmiary w połączeniu z dominującą osobowością stanowiły ciekawe wyzwanie. Wymagały od niego jako mężczyzny więcej niż drobna postać i łagodna uległość Ulli.
– Uważam za jak najbardziej słuszne, że to ty zainaugurujesz mój gabinet. Bez twojej… woli współpracy nie dostałabym tego stanowiska.
СКАЧАТЬ