Название: Policja
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327150813
isbn:
– Niektórzy z was wiedzą być może, że się wspinam – zaczął Mikael. – A kiedy budzę się w takie dni jak dzisiejszy, kiedy wyglądam przez okno i okazuje się, że widoczność jest zerowa, a prognozy zapowiadają dalsze opady śniegu i wzmagający się wiatr, wtedy myślę o szczycie, na który kiedyś planowałem się wspiąć.
Bellman zawiesił głos, a Hagen stwierdził, że nieoczekiwany wstęp zadziałał – komendant zdołał przykuć uwagę. Przynajmniej na razie. Naczelnik wiedział jednak, że w przepracowanej grupie próg tolerancji na głupie opowiastki jest niski i że nikt nie zamierza się wysilać, by to ukryć. Bellman był za młody, zbyt krótki czas spędził w fotelu szefa i doszedł do niego za szybko, by pozwolili mu igrać ze swoją cierpliwością.
– Ta góra przypadkiem nazywa się tak samo jak ta sala. Tak samo jak niektórzy z was ochrzcili sprawę Vennesli. K2. To dobra nazwa.
Druga pod względem wysokości góra świata. The Savage Mountain. Najtrudniejsza na świecie do zdobycia. Na każde cztery osoby, którym udało się na nią wejść, jedna zginęła. Planowaliśmy jej zdobycie od południowej strony, nazywanej również Magiczną Linią. Wcześniej dokonano tego tylko dwa razy i próba wejścia tamtędy przez wielu ludzi uważana jest za rytualne samobójstwo. Niewielka zmiana pogody i siły wiatru, a górę razem z tobą otacza śnieg i temperatura, do jakiej nikt z nas nie jest przystosowany. Nie do przeżycia. W każdym razie nie z ilością tlenu w metrze sześciennym mniejszą, niż ma się pod wodą. A ponieważ to są Himalaje, wszyscy wiedzą, że taka zmiana pogody i siły wiatru nastąpi.
Krótka przerwa.
– Dlaczego więc chciałem się wspiąć akurat na tę górę?
Kolejna przerwa. Tym razem dłuższa, jakby czekał, że ktoś odpowie. I ciągle ten półuśmiech. Pauza się przedłużała. Za długo, pomyślał Hagen. Policjanci nie są zwolennikami teatralnych sztuczek.
– Ponieważ… – Bellman puknął palcem w pulpit – …ponieważ ona jest najtrudniejsza na świecie. Fizycznie i psychicznie. Przy podchodzeniu nie ma ani sekundy przyjemności, tylko zamartwianie się, znój, lęk, choroba wysokościowa, brak tlenu, ataki groźnej dla życia paniki i jeszcze groźniejszej apatii. I nawet na szczycie nie ma miejsca na napawanie się chwilą triumfu, bo trzeba zbierać dowody na to, że naprawdę się tam było. Pstryknąć jedno czy dwa zdjęcia i nie oszukiwać się, że najgorsze ma się już za sobą. Żeby nie zapaść w przyjemną drzemkę, tylko dalej się koncentrować, wykonywać zadania, jak należy, systematycznie jak zaprogramowany robot, ale jednocześnie nie przestając oceniać sytuacji. C a ł y c z a s należy oceniać sytuację. Jaka jest pogoda? Jakie sygnały wysyła ciało? Gdzie jesteśmy? Od jak dawna już tu przebywamy? Jak się czują inni członkowie zespołu? – Cofnął się o krok od mównicy. – Bo K2 to nieustanne przeciwności i opór. Nawet przy schodzeniu. Przeciwności i opór. Właśnie dlatego chcemy próbować.
W sali panowała cisza. Absolutna. Nikt nie ziewał demonstracyjnie ani nie szurał nogami pod krzesłem. Na miłość boską, pomyślał Hagen. Naprawdę mu się udało.
– Dwa słowa – ciągnął Bellman. – Nie trzy, tylko dwa. Wytrzymałość i współdziałanie. Zamierzałem wymienić jeszcze ambicję, ale to słowo nie jest takie ważne. Niedostatecznie wielkie w porównaniu z dwoma poprzednimi. Możecie spytać, jaki jest sens wytrzymałości i współdziałania, jeżeli nie ma celu, nie ma ambicji. Walka dla samej walki? Chwała bez nagrody? Tak. Walka dla samej walki. Chwała bez nagrody. Gdy po wielu latach wciąż będzie się mówiło o sprawie Vennesli, to z powodu oporu, dlatego, że wyglądała na niemożliwą do rozwiązania. Że góra była za wysoka, pogoda za surowa, a powietrze za rzadkie. Że wszystko szło źle. I właśnie opowieść o o p o r z e uczyni z tej sprawy legendę. Będzie się o niej opowiadało przy ognisku, bo to jedna z takich spraw, które żyją długo. Tak jak większość wspinaczy na świecie nigdy nie dotrze nawet do podnóża K2, tak można całe życie być policyjnym śledczym i nigdy nie brać udziału w niczym podobnym do tej sprawy. Zastanawialiście się nad tym, że gdyby zabójcę wykryto w ciągu pierwszych tygodni, to za kilka lat całkiem już by o niej zapomniano? No bo co wspólnego łączy wszystkie legendarne sprawy kryminalne w historii? – Bellman czekał. W końcu kiwnął głową, jakby ktoś podał mu odpowiedź, a on ją tylko powtórzył. – Wymagały c z a s u. I natrafiły na o p ó r.
Tuż obok Hagena rozległ się szept:
– Churchill, eat your heart out.
Odwrócił się i zobaczył Beate Lønn, która stanęła przy nim, uśmiechając się ironicznie.
Lekko skinął głową i spojrzał na zebranych. Może to i stara sztuczka, ale wciąż działała. Tam, gdzie przed kilkoma minutami widział tylko czarne wygasłe ognisko, Bellman zdołał tchnąć życie w żar. Hagen jednak wiedział, że ogień nie będzie się długo palić, jeżeli szybko nie dostarczy mu się pożywki w postaci jakiegokolwiek postępu.
Trzy minuty później Bellman zakończył spektakl i szeroko uśmiechnięty opuścił scenę przy wtórze oklasków. Hagen z obowiązku też klasnął kilka razy, walcząc jednocześnie z lękiem przed powrotem na mównicę. Miał świadomość, że popsuje ten show informacją, że grupa zostaje okrojona, zmniejszona do trzydziestu pięciu osób. Takie było polecenie Bellmana, ale ustalili, że sam im o tym nie powie. Hagen wystąpił naprzód, odłożył swoją teczkę, chrząknął, udał, że przerzuca jakieś papiery. W końcu podniósł głowę. Znów chrząknął i uśmiechnął się krzywo.
– Ladies and gentlemen, Elvis has left the building.
Cisza. Nikt się nie roześmiał.
– No cóż, mamy sporo rzeczy do zrobienia. Niektórzy z was zostaną przeniesieni do innych zadań.
Ognisko zgasło.
Kiedy Mikael Bellman wysiadał z windy w atrium Budynku Policji, mignęła mu przed oczami postać wsiadająca do sąsiedniej. Czyżby to był Truls? Niemożliwe, miał przecież kwarantannę po sprawie Asajewa. Bellman wyszedł głównymi drzwiami i przedarł się przez zamieć do czekającego na niego samochodu. Gdy przejmował gabinet komendanta okręgowego, wyjaśniono mu, że teoretycznie ma do dyspozycji kierowcę, ale jego trzej poprzednicy zrezygnowali z takiego przywileju, uznając, że byłby to zły sygnał, skoro na wszystkich innych frontach obowiązywały cięcia. Bellman odwrócił tę praktykę, mówiąc wprost, że nie pozwoli, by tego rodzaju socjaldemokratyczna małostkowość zakłócała efektywność jego dni pracy, i że za ważniejsze uważa zasygnalizowanie ludziom stojącym niżej w hierarchii, iż ciężka praca i awans wiążą się z pewnymi przywilejami. Rzecznik prasowy odciągnął go później na bok i zaproponował, że gdyby ktoś z mediów kiedyś o to spytał, to Mikael powinien raczej ograniczyć się do efektywności dnia pracy, natomiast fragment o przywilejach skreślić.
– Do ratusza – polecił, siadając z tyłu.
Samochód ruszył, objechał kościół na Grønland i skierował się w stronę hotelu Plaza i budynku Poczty, który mimo trwającej rozbudowy wokół Opery wciąż dominował СКАЧАТЬ