Название: Policja
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327150813
isbn:
Antonowi rozjaśniło się w głowie. Błyskawiczna reakcja na zwykłe zgłoszenie zaginięcia. GPS z nadajnikiem. Mnóstwo ludzi. Nadgodziny. Kolega tak wstrząśnięty znalezionym ciałem, że musiał zostać odesłany do domu.
– To policjant – stwierdził cicho.
– Obstawiam, że temperatura tutaj jest o półtora stopnia niższa niż w mieście – powiedziała Beate Lønn i wystukała jakiś numer w komórce.
– Zgadzam się – odparł ten w czapce i wypił łyk z kubka od termosu. – Na razie nie ma żadnych przebarwień skóry. Czyli że między ósmą a dziesiątą?
– Policjant – powtórzył Anton. – To dlatego wszyscy tu są, prawda?
– Katrine? – odezwała się Beate. – Możesz mi coś sprawdzić? Chodzi mi o sprawę Sandry Tveten. Dobrze.
– Psiakrew! – zawołał ten w czapce. – Przecież prosiłem, żeby zaczekali, aż przywiozą worek na zwłoki!
Anton odwrócił się i zobaczył przedzierających się przez zarośla dwóch mężczyzn z noszami techników. Spod koca wystawały buty do jazdy na rowerze.
– On go znał – stwierdził Anton. – To dlatego tak się trząsł, prawda?
– Mówił, że pracowali razem na Økern, zanim Vennesla przeszedł do KRIPOS – wyjaśnił ten w czapce.
– Masz tę datę? – spytała Lønn kogoś w telefonie.
Rozległ się okrzyk.
– Do jasnej cho… – zaklął rastafarianin.
Anton znów odwrócił głowę. Jeden z dźwigających nosze poślizgnął się w rowie. Promień światła jego latarki padł na nosze. Na koc, który się zsunął. Na… na co? Anton wybałuszył oczy. Czy to była głowa? Czy to, co wieńczyło bez wątpienia ludzkie ciało, naprawdę było kiedyś głową? W ciągu lat przepracowanych w Wydziale Zabójstw, przed swoim wielkim błędem, Anton miał okazję oglądać wiele zwłok. Ale czegoś takiego nigdy nie widział. Substancja ułożona w kształcie klepsydry skojarzyła mu się z niedzielnym rodzinnym śniadaniem, z ugotowanymi przez Laurę na półtwardo jajkami, na których wciąż tkwią resztki skorupek, pękniętymi tak, że żółtko wypływa, zastygając na ściętym, ale jeszcze miękkim białku.
Anton stał i mrugał w ciemności, patrząc, jak tylne światła karetki znikają. I nagle uświadomił sobie, że to powtórka, że już to kiedyś widział. Ubrane na biało postacie. Termos. Stopy sterczące spod koca. Tak niedawno widział to w Szpitalu Centralnym. Tak jakby to był zwiastun. Głowa…
– Dziękuję, Katrine – zakończyła Beate.
– O co chodzi? – spytał ten w czapce.
– Pracowałam z Erlendem dokładnie w tym miejscu – odpowiedziała Beate.
– Tutaj? – zdziwił się jej kolega.
– Dokładnie tutaj. On kierował śledztwem. Już z dziesięć lat temu. Sandra Tveten. Zgwałcona i zabita. Jeszcze dziecko.
Anton przełknął ślinę. Dziecko. Powtórki.
– Pamiętam tę sprawę – ożywił się rudzielec. – Los dziwnie się plecie. Zginąć w miejscu prowadzonego przez siebie śledztwa… Czy tamta sprawa też nie była jakoś na jesieni?
Beate milczała, ale wolno skinęła głową.
Anton mrugał i mrugał. To nie mogła być prawda, on r z e c z y w i ś c i e widział podobne zwłoki.
– Psiakrew! – zaklął cicho rastafarianin. – Nie chcesz powiedzieć, że…?
Beate Lønn wzięła od niego kubek od termosu, wypiła łyk i oddała mu go z powrotem. Kiwnęła głową.
– Niech to cholera – szepnął rudzielec.
3
– Déjà vu – powiedział Ståle Aune, patrząc na gęsty śnieg sypiący na Sporveisgata, gdzie poranny grudniowy mrok ustępował przed krótkim dniem. Potem odwrócił się do mężczyzny siedzącego na krześle przy biurku. – Déjà vu to wrażenie, że widzi się coś, co się już wcześniej widziało. Nie wiemy, co to jest.
Mówiąc „my”, miał na myśli ogólnie psychologów, nie tylko terapeutów.
– Niektórzy uważają, że kiedy jesteśmy zmęczeni, następuje opóźnienie w przekazywaniu informacji do świadomej części mózgu, więc informacja dociera do nas już po tym, jak przez pewien czas tkwiła w podświadomości. Dlatego doświadczamy tego jako rozpoznania. Zmęczenie może tłumaczyć, dlaczego przeżycia déjà vu występują najczęściej pod koniec tygodnia pracy. Ale to mniej więcej wszystko, co potrafi stwierdzić nauka. Że piątek to dzień déjà vu.
Ståle Aune być może liczył na uśmiech. Wprawdzie uśmiechy nie miały znaczenia dla jego zawodowych ambicji naprawiania ludzi, ale uważał, że w tej sytuacji by się przydał.
– Nie takie déjà vu mam na myśli – zaprotestował pacjent. Klient. Interesant. Człowiek, który za mniej więcej dwadzieścia minut miał w recepcji zapłacić za wizytę, dorzucając się w ten sposób do kwoty na pokrycie wspólnych kosztów pięciorga psychologów prowadzących odrębne praktyki w czterokondygnacyjnym, pozbawionym charakteru, a mimo wszystko staroświeckim budynku na Sporveisgata w średnio dobrej zachodniej dzielnicy Oslo. Ståle Aune ukradkiem zerknął na zegar ścienny za głową mężczyzny. Osiemnaście minut.
– To bardziej jak sen, który stale się powtarza.
– J a k sen? – Spojrzenie Stålego Aune przesunęło się po gazecie, którą miał rozłożoną w otwartej szufladzie biurka w sposób niewidoczny dla pacjenta. Obecnie większość terapeutów siadywała na fotelu naprzeciwko pacjenta, więc gdy do gabinetu Stålego wnoszono masywne biurko, koledzy ze śmiechem przypomnieli mu, że teoria nowoczesnej terapii twierdzi, iż najlepiej pozbyć się wszelkich fizycznych barier między terapeutą a pacjentem. Odpowiedź Stålego była krótka: „Być może najlepiej dla pacjenta”.
– To jest sen. Śnię.
– Powtarzające się sny nie są niczym niezwykłym. – Aune potarł ręką usta, żeby stłumić ziewnięcie. Z tęsknotą pomyślał o ulubionej starej kanapie, którą zabrano z jego gabinetu. Stała teraz w recepcji, gdzie razem z ławką do podnoszenia ciężarów i sztangą funkcjonowała jako coś w rodzaju psychoterapeutycznego dowcipu, zrozumiałego tylko dla wąskiego kręgu osób. Pacjenci na kanapie jeszcze bardziej ułatwiali mu spokojne czytanie gazet.
– Ale ja nie chcę, żeby mi się to śniło. – Wąskie wargi rozciągnięte w pewnym siebie uśmiechu. Cienkie, starannie ostrzyżone włosy.
Witamy u egzorcysty snów, pomyślał Aune i próbował również się uśmiechnąć. Pacjent był ubrany w prążkowany garnitur, szaroczerwony krawat СКАЧАТЬ