Ostatni kojot. Michael Connelly
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatni kojot - Michael Connelly страница 3

Название: Ostatni kojot

Автор: Michael Connelly

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-956-7

isbn:

СКАЧАТЬ co się stało. Rozpad związku, jak to pani określiła, nastąpił prawie trzy miesiące temu.

      – Można to przeżywać o wiele dłużej. Wiem, że to osobista sprawa i jest panu trudno, ale sądzę, że powinniśmy o tym porozmawiać. Będę wtedy mogła spróbować odtworzyć pański stan psychiczny w momencie napaści. Czy ma pan coś przeciwko temu?

      Bosch machnął ręką na znak, żeby mówiła dalej.

      – Jak długo trwał ten związek?

      – Mniej więcej rok.

      – Czy było to małżeństwo?

      – Nie.

      – A rozmawialiście o takiej możliwości?

      – Nie, raczej nie. Nie mówiliśmy o tym otwarcie.

      – Mieszkaliście razem?

      – Czasami. Obydwoje mieliśmy własne mieszkania.

      – Czy decyzja o rozstaniu jest nieodwołalna?

      – Tak mi się wydaje.

      Wypowiadając te słowa głośno, Bosch chyba po raz pierwszy przyznał, że Sylvia Moore odeszła z jego życia na zawsze.

      – Czy rozstanie nastąpiło za obopólną zgodą?

      Odkaszlnął. Wolałby o tym nie mówić, ale chciał mieć to z głowy.

      – Chyba można powiedzieć, że zgoda była obopólna, ale nie wiedziałem o tym, dopóki się nie spakowała. Wie pani, trzy miesiące temu tuliliśmy się do siebie w łóżku, a dom trząsł się w posadach. Można by powiedzieć, że odeszła, zanim skończyły się te wstrząsy.

      – Jeszcze się nie skończyły.

      – To tylko przenośnia.

      – Chce pan przez to powiedzieć, że przyczyną zerwania było trzęsienie ziemi?

      – Nie, tego nie powiedziałem. Mówię tylko, że właśnie wtedy to się stało. Zaraz po trzęsieniu ziemi. Ona jest nauczycielką, pracuje w Dolinie. Jej szkoła uległa zniszczeniu. Kiedy przeniesiono dzieciaki do innych szkół, okazało się, że jest za dużo nauczycieli. Zaproponowano im urlopy. Sylwia skorzystała z tego i wyjechała.

      – Bała się kolejnego trzęsienia ziemi czy pana? – Spojrzała na niego znacząco.

      – A dlaczego miałaby się mnie bać?

      Wiedział, że zabrzmiało to tak, jakby się bronił.

      – Nie wiem. Może dał jej pan jakiś powód ku temu?

      Bosch się zawahał. Właściwie nigdy nie zastanawiał się nad tym.

      – Jeśli chodzi pani o jakieś fizyczne zagrożenie, nie, nie bała się i nie dałem jej ku temu powodu.

      Hinojos skinęła głową i zapisała coś w notatniku. Bosch odczuł lekkie zaniepokojenie na ten widok.

      – Proszę mnie posłuchać, to nie ma nic wspólnego z tym, co w zeszłym tygodniu stało się w komisariacie.

      – Dlaczego odeszła? Jaki był prawdziwy powód?

      Odwrócił się wściekły. Będzie go wypytywać, o co tylko zechce.

      Zaatakuje go, kiedy tylko na chwilę opuści gardę.

      – Nie wiem.

      – W tym pokoju nie można udzielać takich odpowiedzi. Sądzę, że pan wie, a przynajmniej domyśla się pan powodu jej odejścia.

      – Dowiedziała się, kim jestem.

      – Dowiedziała się, kim pan jest? Co to znaczy?

      – Musiałaby pani ją o to zapytać. To jej słowa. Ale ona jest w Wenecji, we Włoszech.

      – A jak pan sądzi, o co jej poszło?

      – Nieważne, co ja sądzę. Ona to powiedziała i to ona mnie opuściła.

      – Detektywie Bosch, niech pan ze mną nie walczy. Ja naprawdę bardzo chcę, żeby pan wrócił do pracy. Jak już mówiłam, na tym właśnie polega moja misja. Trudno się jednak z panem dogadać.

      – Może właśnie o to jej chodziło.

      – Wątpię, żeby sprawa była taka prosta.

      – A ja nie.

      Spojrzała na zegarek i pochyliła się nad biurkiem. Na jej twarzy odmalowało się niezadowolenie.

      – No dobrze, rozumiem, jakie to dla pana nieprzyjemne. Przejdziemy do innego tematu, ale chyba jeszcze do tego wrócimy. Chcę, żeby pan się nad tym zastanowił. Niech pan spróbuje wyrazić słowami swoje uczucia. – Zapadła długa cisza. – Jeszcze raz spróbujmy porozmawiać o tym, co stało się w ubiegłym tygodniu. Wiem, że prowadził pan wtedy śledztwo w sprawie zabójstwa prostytutki.

      – Zgadza się.

      – Czy to było brutalne zabójstwo?

      – Słowo „brutalne” może mieć różne znaczenie.

      – Owszem, ale przyjmijmy, że chodzi nam o to, jak pan je rozumie. Czy wobec tego nazwałby pan to morderstwo „brutalnym”?

      – Tak, było brutalne. Uważam, że prawie wszystkie zabójstwa są brutalne. Dla tych, którzy umierają.

      – I aresztował pan podejrzanego?

      – Tak, ja i mój partner. To znaczy podejrzany przyszedł komisariatu odpowiedzieć na parę pytań.

      – Czy ta sprawa miała dla pana większe znaczenie niż, powiedzmy, te, które rozpracowywał pan w przeszłości?

      – Może, nie wiem.

      – Dlaczego?

      – Dlaczego przejąłem się jakąś prostytutką? Nie, nie przejąłem się. Nie bardziej niż którąkolwiek z innych ofiar. Mam jednak pewną zasadę, której pozostaję wierny podczas każdego śledztwa.

      – Jaka to zasada?

      – Liczą się wszyscy albo nikt.

      – Niech pan to wyjaśni.

      – A co tu jeszcze można wyjaśnić? Liczą się wszyscy albo nikt i tyle. To znaczy, że haruję jak wół w każdym śledztwie, bez względu na to, czy ofiarą jest prostytutka czy żona burmistrza. Taką mam zasadę.

      – Rozumiem. A teraz przejdźmy do sprawy, o której mówiliśmy. Chciałabym, żeby opowiedział mi pan o tym, co stało się po aresztowaniu podejrzanego i co było przyczyną pańskiego zachowania w komisariacie w Hollywood.

      – Czy СКАЧАТЬ