Название: Ostatni kojot
Автор: Michael Connelly
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-8110-956-7
isbn:
– Można to przeżywać o wiele dłużej. Wiem, że to osobista sprawa i jest panu trudno, ale sądzę, że powinniśmy o tym porozmawiać. Będę wtedy mogła spróbować odtworzyć pański stan psychiczny w momencie napaści. Czy ma pan coś przeciwko temu?
Bosch machnął ręką na znak, żeby mówiła dalej.
– Jak długo trwał ten związek?
– Mniej więcej rok.
– Czy było to małżeństwo?
– Nie.
– A rozmawialiście o takiej możliwości?
– Nie, raczej nie. Nie mówiliśmy o tym otwarcie.
– Mieszkaliście razem?
– Czasami. Obydwoje mieliśmy własne mieszkania.
– Czy decyzja o rozstaniu jest nieodwołalna?
– Tak mi się wydaje.
Wypowiadając te słowa głośno, Bosch chyba po raz pierwszy przyznał, że Sylvia Moore odeszła z jego życia na zawsze.
– Czy rozstanie nastąpiło za obopólną zgodą?
Odkaszlnął. Wolałby o tym nie mówić, ale chciał mieć to z głowy.
– Chyba można powiedzieć, że zgoda była obopólna, ale nie wiedziałem o tym, dopóki się nie spakowała. Wie pani, trzy miesiące temu tuliliśmy się do siebie w łóżku, a dom trząsł się w posadach. Można by powiedzieć, że odeszła, zanim skończyły się te wstrząsy.
– Jeszcze się nie skończyły.
– To tylko przenośnia.
– Chce pan przez to powiedzieć, że przyczyną zerwania było trzęsienie ziemi?
– Nie, tego nie powiedziałem. Mówię tylko, że właśnie wtedy to się stało. Zaraz po trzęsieniu ziemi. Ona jest nauczycielką, pracuje w Dolinie. Jej szkoła uległa zniszczeniu. Kiedy przeniesiono dzieciaki do innych szkół, okazało się, że jest za dużo nauczycieli. Zaproponowano im urlopy. Sylwia skorzystała z tego i wyjechała.
– Bała się kolejnego trzęsienia ziemi czy pana? – Spojrzała na niego znacząco.
– A dlaczego miałaby się mnie bać?
Wiedział, że zabrzmiało to tak, jakby się bronił.
– Nie wiem. Może dał jej pan jakiś powód ku temu?
Bosch się zawahał. Właściwie nigdy nie zastanawiał się nad tym.
– Jeśli chodzi pani o jakieś fizyczne zagrożenie, nie, nie bała się i nie dałem jej ku temu powodu.
Hinojos skinęła głową i zapisała coś w notatniku. Bosch odczuł lekkie zaniepokojenie na ten widok.
– Proszę mnie posłuchać, to nie ma nic wspólnego z tym, co w zeszłym tygodniu stało się w komisariacie.
– Dlaczego odeszła? Jaki był prawdziwy powód?
Odwrócił się wściekły. Będzie go wypytywać, o co tylko zechce.
Zaatakuje go, kiedy tylko na chwilę opuści gardę.
– Nie wiem.
– W tym pokoju nie można udzielać takich odpowiedzi. Sądzę, że pan wie, a przynajmniej domyśla się pan powodu jej odejścia.
– Dowiedziała się, kim jestem.
– Dowiedziała się, kim pan jest? Co to znaczy?
– Musiałaby pani ją o to zapytać. To jej słowa. Ale ona jest w Wenecji, we Włoszech.
– A jak pan sądzi, o co jej poszło?
– Nieważne, co ja sądzę. Ona to powiedziała i to ona mnie opuściła.
– Detektywie Bosch, niech pan ze mną nie walczy. Ja naprawdę bardzo chcę, żeby pan wrócił do pracy. Jak już mówiłam, na tym właśnie polega moja misja. Trudno się jednak z panem dogadać.
– Może właśnie o to jej chodziło.
– Wątpię, żeby sprawa była taka prosta.
– A ja nie.
Spojrzała na zegarek i pochyliła się nad biurkiem. Na jej twarzy odmalowało się niezadowolenie.
– No dobrze, rozumiem, jakie to dla pana nieprzyjemne. Przejdziemy do innego tematu, ale chyba jeszcze do tego wrócimy. Chcę, żeby pan się nad tym zastanowił. Niech pan spróbuje wyrazić słowami swoje uczucia. – Zapadła długa cisza. – Jeszcze raz spróbujmy porozmawiać o tym, co stało się w ubiegłym tygodniu. Wiem, że prowadził pan wtedy śledztwo w sprawie zabójstwa prostytutki.
– Zgadza się.
– Czy to było brutalne zabójstwo?
– Słowo „brutalne” może mieć różne znaczenie.
– Owszem, ale przyjmijmy, że chodzi nam o to, jak pan je rozumie. Czy wobec tego nazwałby pan to morderstwo „brutalnym”?
– Tak, było brutalne. Uważam, że prawie wszystkie zabójstwa są brutalne. Dla tych, którzy umierają.
– I aresztował pan podejrzanego?
– Tak, ja i mój partner. To znaczy podejrzany przyszedł komisariatu odpowiedzieć na parę pytań.
– Czy ta sprawa miała dla pana większe znaczenie niż, powiedzmy, te, które rozpracowywał pan w przeszłości?
– Może, nie wiem.
– Dlaczego?
– Dlaczego przejąłem się jakąś prostytutką? Nie, nie przejąłem się. Nie bardziej niż którąkolwiek z innych ofiar. Mam jednak pewną zasadę, której pozostaję wierny podczas każdego śledztwa.
– Jaka to zasada?
– Liczą się wszyscy albo nikt.
– Niech pan to wyjaśni.
– A co tu jeszcze można wyjaśnić? Liczą się wszyscy albo nikt i tyle. To znaczy, że haruję jak wół w każdym śledztwie, bez względu na to, czy ofiarą jest prostytutka czy żona burmistrza. Taką mam zasadę.
– Rozumiem. A teraz przejdźmy do sprawy, o której mówiliśmy. Chciałabym, żeby opowiedział mi pan o tym, co stało się po aresztowaniu podejrzanego i co było przyczyną pańskiego zachowania w komisariacie w Hollywood.
– Czy СКАЧАТЬ