Название: Ostatni kojot
Автор: Michael Connelly
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-8110-956-7
isbn:
Bosch znał to nazwisko. W latach sześćdziesiątych Arno Conklin był prokuratorem okręgowym w Los Angeles. Z tego co pamiętał, w sześćdziesiątym pierwszym jeszcze nie zajmował tego stanowiska, ale już wtedy musiał należeć do najlepszych prokuratorów w mieście. To, że zainteresował się sprawą zabójstwa prostytutki, wydało się Boschowi dziwne.
Jednakże w aktach nie było niczego, co mogłoby pomóc w rozwianiu wątpliwości.
Żadnej wzmianki o rozmowie z Conklinem. Nic.
Bosch zauważył, że ten sam błąd ortograficzny w słowie „umówienie” pojawił się wcześniej, w podsumowaniu rozmowy z Roman, napisanym przez Eno. Na tej podstawie doszedł do wniosku, że Conklin zadzwonił właśnie do niego, by umówić się na spotkanie. Jednak nie wiedział, czy coś z tego wynikało, a jeśli tak, to co. Zapisał nazwisko Conklina na górze kartki w notesie.
Poza tym Bosch nie mógł zrozumieć, dlaczego Eno i McKittrick nie odnaleźli i nie przesłuchali Foxa. Wydawałoby się, że jako alfons ofiary powinien być głównym podejrzanym. A jeśli go przesłuchali, dlaczego akta nie zawierają raportu dotyczącego tak kluczowej części śledztwa? Nie potrafił tego zrozumieć.
Usiadł wygodniej i zapalił papierosa. Wszystko wskazywało na to, że coś tu nie gra. Czuł, jak budzi się w nim złość – im dłużej czytał, tym większe odnosił wrażenie, że śledztwo w tej sprawie od samego początku było niewłaściwie prowadzone.
Ponownie pochylił się nad stołem i nie wyjmując papierosa z ust, przystąpił do dalszego studiowania zawartości teczki. Znalazł jedynie kolejne protokoły z przesłuchań, niemające żadnego znaczenia. Wszystko to tylko generowało dodatkowe dokumenty. Każdy średnio rozgarnięty glina z Wydziału Zabójstw potrafił produkować dziesiątki takich raportów, by zapełnić teczki i sprawić wrażenie, że rzetelnie prowadzi śledztwo. Najwyraźniej McKittrick i Eno opanowali tę sztukę do perfekcji. Równocześnie każdy średnio rozgarnięty glina potrafił wyczuć, które z notatek są właśnie takimi zbędnymi dodatkami. Tak jak te wpisy, które Bosch właśnie miał przed sobą. Poczuł, że ssanie w żołądku staje się coraz większe.
Wreszcie dotarł do pierwszego raportu dotyczącego wyników prowadzonego śledztwa. Data wskazywała, że powstał tydzień po morderstwie, a jego autorem był McKittrick.
Zabójstwo Marjorie Philips Lowe pozostaje niewyjaśnione, nie ustalono żadnych podejrzanych.
Na tym etapie śledztwa wiadomo, że ofiara zajmowała się uprawianiem prostytucji na terenie Hollywood i przypuszczalnie została zamordowana przez jednego z klientów.
Podejrzewany we wstępnej fazie śledztwa John Fox zaprzeczył, jakoby miał jakikolwiek związek z tym wydarzeniem, i został oczyszczony z wszelkich podejrzeń na podstawie porównania odcisków palców i zeznań świadków potwierdzających jego alibi.
Do tej pory nie udało się zidentyfikować jakichkolwiek innych podejrzanych. John Fox twierdzi, że w piątek, 30.10, około godziny 21.00 ofiara wyszła ze swojego mieszkania w El Rio Apts i udała się w nieznane miejsce celem uprawiania prostytucji. Fox zapewnia, że ofiara umówiła się ze swoim klientem osobiście i w związku z tym nie zna szczegółów tego spotkania. Fox powiedział, że nie było to niczym niezwykłym, ponieważ ofiara często ustalała terminy i miejsca schadzek bez jego wiedzy.
Bielizna ofiary była porwana. Jednak zauważono, że pończochy, które również do niej należały, nie były uszkodzone i mogły zostać zdjęte dobrowolnie.
Doświadczenie i instynkt śledczych prowadzą do wniosku, że ofiara została zamordowana w nieznanym miejscu, gdzie przybyła dobrowolnie i zdjęła z siebie część ubrania. Ciało zostało następnie przetransportowane do pojemnika ze śmieciami w bocznej uliczce między Vista a Gower. Tam też zostało odnalezione następnego poranka.
Świadek Meredith Roman została ponownie przesłuchana i częściowo zmieniła zeznania. Poinformowała, że z tego co jej wiadomo, wieczorem, w dniu poprzedzającym odnalezienie zwłok, ofiara udała się na przyjęcie do Hancock Park. Przesłuchiwana nie była w stanie podać dokładnego adresu ani charakteru przyjęcia. Panna Roman stwierdziła, że zamierzała wziąć w nim udział razem z zamordowaną, ale poprzedniego wieczoru została pobita przez Johna Foxa podczas kłótni o pieniądze i wydawało jej się, iż siniec na twarzy zbyt ją szpeci. (Fox w czasie rozmowy telefonicznej przyznał się do uderzenia Roman, ona jednak nie chciała złożyć na niego skargi).
Śledztwo utknęło w miejscu, ponieważ nie udało się uzyskać żadnych nowych informacji. Obecnie są prowadzone konsultacje z policjantami z wydziału obyczajowego celem odszukania podobnych incydentów w przeszłości i wytypowania nowych podejrzanych.
Bosch raz jeszcze przejrzał cały tekst, usiłując wyczytać między wierszami to, co było najważniejsze. Niewątpliwie Johnny Fox został przesłuchany przez McKittricka i Eno, nieistotne, czy sporządzili protokół przesłuchania czy nie. I oczyścili go z wszelkich podejrzeń. Teraz Boscha nurtowało pytanie, dlaczego nie spisali protokołu przesłuchania. A może spisali, tylko ktoś wyjął go z akt i zabrał? Jeśli tak, to kto to zrobił i dlaczego?
Ponadto zaciekawiło Boscha, dlaczego w żadnym z protokołów, nie licząc rejestru chronologicznego, nie wspomniano o Arnie Conklinie. A może nie tylko zeznania Foxa zostały zabrane z akt?
Bosch wstał i otworzył aktówkę, którą trzymał na stoliku przy drzwiach do kuchni. Wyjął notatnik z numerami telefonów. Okazało się, że nie ma w nim telefonu do archiwum policji. Zadzwonił więc do działu akt i poprosił, by go tam przełączono. Po dziewiątym sygnale odezwał się kobiecy głos.
– Pani Beaupre?
– Tak. Słucham.
– Dzień dobry, tu Harry Bosch. Byłem dzisiaj u pani po akta.
– Tak, pan z Hollywood. Chodziło o tę starą sprawę.
– Zgadza się. Czy ma pani jeszcze pod ręką kwit z tej teczki?
– Proszę zaczekać, już go odłożyłam na miejsce.
Po chwili wróciła do telefonu.
– Tak, mam go.
– Czy mogłaby mi pani powiedzieć, kto poza mną brał te akta?
– Dlaczego chce pan to wiedzieć?
– W aktach brakuje kilku stron. Chciałbym się dowiedzieć, u kogo mógłbym je znaleźć.
– No, ostatnio to pan je wypożyczał. Mówiłam już o tym…
– Tak, wiem. Około pięciu lat temu. Czy brał je ktoś wcześniej albo później? Kiedy wypełniałem kwit, nie zwróciłem na to uwagi.
– Niech pan zaczeka, sprawdzę. – Po chwili powiedziała: – W porządku, mam. Z tego kwitu wynika, że akta wypożyczano jeszcze tylko raz, w siedemdziesiątym drugim roku. Dawno, dawno temu.
– Kto je wtedy wziął?
– Trudno odczytać. Wygląda to jak Jack… Jack McKillick.
– Jake СКАЧАТЬ