Skazana na rozkosz. Wioletta Wilczyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Skazana na rozkosz - Wioletta Wilczyńska страница 7

Название: Skazana na rozkosz

Автор: Wioletta Wilczyńska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Приключения: прочее

Серия:

isbn: 978-83-8119-517-1

isbn:

СКАЧАТЬ myślami błądziłam wokół piątkowej opowieści. Tysiąc myśli na minutę, co jedna to pikantniejsza. Dół brzucha już mnie boli od napięcia. Oj, zemszczę się tą opowieścią, będzie szara jak beton.

      Już piątek. Dzień rozpoczął się nietypowo, bez wiadomości od Brusa. Wsiadam do auta i  jadę na spotkanie. Nie mam na to ochoty, aż mi niedobrze. Najchętniej odwołałabym to spotkanie. Jednak muszę jechać, zobowiązanie to zobowiązanie. Bez problemów docieram na miejsce. Dzwonię do drzwi. Otwiera mi lokaj.

      – Dzień dobry, proszę za mną.

      – Dzień dobry.

      W milczeniu idziemy w  kierunku gabinetu. Myślę sobie: „Oj, zemszczę się za te wiadomości przypominające mi o  konieczności mówienia o  seksie. Będę bezlitosna tak jak on”.

      Wchodzimy do gabinetu.

      – Dzień dobry, Skarbie. Jak ci minął tydzień?

      – Dzień dobry. Spokojnie, poza jednym wyjątkiem. Codziennie byłam nękana wiadomościami, w  których odliczał pan czas do naszego spotkania. A  w domyśle – do kolejnej opowieści. Nie było to przyjemne, pobudzało do myślenia i  sprawiało ból.

      W głowie dodaję: biedne moje lędźwie.

      – Uznałam, że to nie może ujść panu bezkarnie.

      – Ale wymyśliłaś opowieść dla mnie.

      – Zaskakujące, odkryłam w  sobie zdolność mówienia na ten temat. Cały ubiegły tydzień wszystkie moje dialogi wewnętrzne były związane z  tą właśnie sferą życia.

      – Cieszę się, taki był mój cel. Dlatego te wszystkie wiadomości. Nie mogę się doczekać tego, co dla mnie przygotowałaś. Chcesz zacząć od razu, czy może coś zjemy?

      – Jak pan sobie życzy. Dziś to pan decyduje.

      –Oj, cieszę się, że to powiedziałaś. Będę mógł bez obaw żądać różnych rzeczy.

      – Żądać? Oj, mam się już bać?

      – Nie, nie musisz się bać. Tu jest twój pager.

      Podaje mi małe urządzenie i  podsuwa łokieć. Prowadzi do jadalni.

      – Zjesz ze mną śniadanie.

      Ton jego głosu jest daleki od proszącego. Nie wymigam się od posiłku, choć nie jestem głodna.

      – Pan żąda, ja wykonuję.

      – Dlaczego nie użyłaś określenia „służąca”?

      – Ponieważ nią nie jestem, nigdy nie byłam i  z pewnością nigdy nie będę.

      – Chcesz to sprawdzić?

      – Nie muszę, ja to wiem, proszę pana. Są rzeczy, które mogę zrobić dla pana, lecz są też rzeczy, których nigdy nie zrobię. Pamiętam o  zakresie moich obowiązków.

      Choć w  duchu szepczę: Tak, mogłabym więcej, mogłabym z  tobą zrobić rzeczy, o  których wstydzę się nawet myśleć.

      – Zjesz tosta?

      – Tak, z  dżemem, i  sok pomarańczowy. Proszę.

      – Według życzenia, Skarbie.

      Brus podaje mi talerzyk z  tostem i  szklankę soku. Jemy w  milczeniu. Jednak ani przez chwilę nie spuszcza ze mnie wzroku. Czuję jego przeszywające spojrzenie i  chcę uciekać. Po zakończonym posiłku Brus wstaje, podaje mi rękę i  prowadzi do saloniku.

      – Mogłabyś powiedzieć mi coś więcej o  swoim życiu?

      – To nie sprawdził pan jeszcze mojej przeszłości?

      – Oczywiście, że to zrobiłem, ale to są beznamiętne fakty. A  ja chcę wiedzieć, co kryje się pod tą skorupką twardej niezależnej kobiety. Jakie czarne rzeczy masz w  głowie, bo nie miałaś lekko, z  tego co wiem. Chcę wiedzieć, jak z  tego wyszłaś.

      – Obronną ręką. Dałam radę nie skoczyć z  mostu. Dałam radę uśmiechać się do wrogów i  dałam radę nawet czerpać przyjemność z  seksu.

      – Co znaczy „nawet z  seksu”? Ktoś cię skrzywdził?

      – Tak, proszę nie kazać mi o  tym mówić. Przeszłam długą drogę, by tego nie rozpamiętywać. Powiem tylko, że po tym wszystkim została mi tylko jedna blokada.

      – Jaka?

      – Nie potrafię przeżyć…

      – Czego?

      – Orgazmu. – Zamknijmy ten temat.

      – O, rany, biedna kobieto, chciałbym ci pomóc.

      – Nie, dziękuję.

      – Ale musisz mi powiedzieć, co czujesz, gdy…

      – Gdy co? Gdy się pieprzę? Czerpię z  tego przyjemność. Tak mi się wydaje, ale nie szczytuję i  tyle. Nawet to, co przeżywam tylko w  swoim towarzystwie, trudno nazwać orgazmem. Wydaje mi się, że nawet wtedy włącza się moja blokada i  demony przeszłości nie pozwalają na pełne przeżycie tej wspaniałej chwili.

      – Och!

      – Nie mówmy już o  tym. Chce pan słuchać o  seksie, więc będę mówić. Nie muszę przy tym szczytować.

      Gdy docieramy do saloniku, przez uchylone drzwi widać zasłonięte okno, a  pokój oświetlony jest świecami.

      – Poczekaj chwilę, zapomniałaś założyć uniform.

      – Och, przepraszam.

      – Czeka na ciebie za parawanem.

      Idę za parawan i  znajduję szarą sukienkę z  małym dekoltem z  przodu i  z tyłu. Jednak jej długość ogranicza mi ruchy.

      – Podoba się?

      – Tak, jestem zaskoczona. Spodziewałam się czegoś innego.

      – Ostatnio wspominałaś, że czułabyś się swobodniej w  piżamie, tego nie zrobię dzisiaj, ale to, co przygotowałem, pozwoli ci zostać w  bieliźnie, więc może to pomoże ci się poczuć bardziej komfortowo.

      – Dziękuję, czuję się bezpieczniej.

      Wychodzę zza parawanu, siadam w  fotelu jak poprzednio. Czeka na mnie szklanka wody z  ogórkiem.

      Pamiętał, o  proszę. Pomęczę go, niech nie myśli, że wie, czego chcę. Jest wcześnie, do końca spotkania kieliszek wina wywietrzeje.

      – Proszę pana, muszę pana nauczyć jednej rzeczy. W  moich myślach się nie czyta. Dziś mam ochotę nie na wodę lecz na kieliszek białego słodkiego wina.

      I СКАЧАТЬ