Skazana na rozkosz. Wioletta Wilczyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Skazana na rozkosz - Wioletta Wilczyńska страница 5

Название: Skazana na rozkosz

Автор: Wioletta Wilczyńska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Приключения: прочее

Серия:

isbn: 978-83-8119-517-1

isbn:

СКАЧАТЬ – Jego niegrzeczny uśmieszek sugeruje: Na seks też?

      – Tak, na wszystko.

      Złapałam się na tym, że ja też zadziornie się uśmiechnęłam. Mam nadzieję, że tego nie zauważył. Podświadomie flirtujesz, kobieto. To trochę niebezpieczne. Jeśli chcesz zachować dystans, panuj nad tym, albo baw się dobrze.

      – Teraz wstanę na moment, nie uciekaj. – On wstaje i  sięga do kieszeni. Wyciąga z  niej kilka prezerwatyw i  kładzie na stoliczku obok.

      – Ja też jestem gotowy na wszystko. Teraz oboje mamy ochronę. Ty pager, ja prezerwatywy.

      – Ha, myśli pan, że mogłyby się przydać na pierwszym spotkaniu?

      – Szczerze, wolałbym nie. Ponieważ zanim cię przelecę, chcę cię dobrze poznać.

      – Pan naprawdę myśli, że to kiedyś zrobi?

      – A  ty nie?

      – Nie.

      A w  duchu myślę: „Tak, tak, tak”. Dobrze, że to głowa decyduje, co zrobię, a  czego nie zrobię.

      – Zobaczymy, Skarbie, zobaczymy.

      – Możemy zaczynać.

      – Śpieszysz się gdzieś? Mamy jeszcze dwie godziny.

      – Półtorej, ponieważ czas na drogę powrotną też muszę doliczyć do spotkania.

      – Chyba że będę ci towarzyszył.

      – Tak, i  na pierwszym zakręcie zginiemy w  wypadku.

      – Piękna wizja śmierci obok ciebie.

      – Ja uważam, że to nie byłoby takie piękne.

      – Nie mówię, że chcę umierać dziś, ale gdzieś za pięćdziesiąt lat, u  twojego boku.

      – Myśli pan, że potrafiłby wytrzymać ze mną tak długo?

      – Tak.

      Ta odpowiedź mnie zaskoczyła. Od seksu do związku na całe życie. Czego ten facet naprawdę ode mnie chce?

      – Pewnie zastanawiasz się, czego ja od ciebie chcę?

      O rany, czyta w  myślach.

      – Szczerze mówiąc, tak, ale to teraz nie jest istotne.

      – Ależ wręcz przeciwnie. Chcę się o  ciebie troszczyć jak o  bezbronną sarenkę.

      – Nie jestem bezbronna.

      – Wydaje mi się, że tak silna, niezależna kobieta chce, by czasem traktowano ją jak bezbronną istotkę i  chce ukryć się w  ramionach silnego, zaufanego mężczyzny. Wiem, ponieważ sam też czasem potrzebuję wsparcia. Nie mówię, że często, lecz potrzebuję.

      Wzdycham głęboko, bo wiem, że ma rację, ale nie mogę się do tego przyznać, bo mnie zniszczy. Potrzebuję czasem takiej przystani w  ramionach kogoś, kto nie krytykuje, lecz wspiera bezwarunkowo. Nie jestem z  kamienia.

      – Przejdźmy już do opowieści.

      – Tak, to dobry pomysł.

      Moszczę się wygodnie w  fotelu. Zamykam oczy i  zaczynam mówić:

      – Wchodzisz do mojego cichego pokoju, w  którym panuje półmrok, ponieważ jest oświetlony tylko blaskiem księżyca w  pełni. Zamykasz za sobą drzwi, przekręcając klucz, który chowasz gdzieś na półce pod oknem. Tak, by szybko go nie znaleźć i  nie uciec. Twoje spojrzenie przyprawia mnie o  rumieniec. I  odruchowo, by go ukryć, opuszczam głowę w  dół. Ty podchodzisz do mnie wolnym, bezszelestnym krokiem. Dotykasz jednym palcem mojego podbródka i  unosisz moją głowę do góry. Twoje spojrzenie przenika mnie od stóp do końca włosów spiętych klamrą. Nie mogę się oprzeć i  zamykam oczy. Ty powoli zabierasz rękę. Nieruchomieję. Obchodzisz mnie dookoła, czuję tylko twój oddech na mojej odsłoniętej szyi. Czuję, jak odpinasz klamrę, która trzyma moje włosy w  niewoli A  one opadają miękko w  dół. Czuję ciepło na szyi po tym, jak opadły na nią włosy, tworząc barierę, której nie może przeniknąć twój oddech. A  był taki przyjemny. Twoje palce wplatają się między włosy, rozkosznie z  nimi baraszkując. Twoje pieszczoty powoli zaczynają przesuwać się w  dół. Najpierw łagodnie odchylasz włosy, odsłaniając szyję, by moc muskać ją oddechem, a  później ustami. Przenika mnie dreszcz i  uginają się nogi. Twoje ręce kontynuują swoją wędrówkę w  dół. Tym samym, wolnym ruchem przesuwasz się niżej i  niżej, zatrzymując się dopiero na krągłych piersiach. Po krótkiej chwili zaczynasz rozpinać moją lekką sukienkę. Zapominam się bronić i  ulegam. Nagle uświadamiam sobie, że pod tą błękitną sukienką nie mam nic oprócz mego rozgrzanego ciała. Zaciskam pięści, lecz twój oddech na mojej szyi nie pozwala mi się bronić. Odpinasz guziki jeden po drugim. Ja mrużę oczy, rozkoszując się perspektywą twoich pieszczot. Gdy rozchylasz sukienkę tak mocno, że zsuwa się z  ramion, wzdycham tylko. Drżę i  klękam, omdlewając z  podniecenia. Ty ujmujesz mnie silnymi ramionami i  stawiasz do pionu. Rozluźniam pieści, w  które miałam zaciśnięte dłonie. Nie wiem, gdzie jesteś, czuję tylko ciepło, którym emanują twoje dłonie. Jakaś siła popycha mnie, by najpierw usiąść, a  później się położyć na skórze niedźwiedzia, którą mam rozłożoną przed kominkiem. Zadaję sobie pytanie: Co to było? Jaka siła mną tak kieruje? Jednak ruszyć się nie mogę, nawet nie chcę. Więc leżę nieruchomo i  delektuję się twoją obecnością, gdy dotykasz moich włosów rozpostartych gdzieś dookoła. A  ty coraz bliżej mnie. Czuję, jak pieścisz moje oczy pocałunkiem. Teraz usta, muskasz delikatnie niczym ciepły letni wiatr. Szyja, mój wrażliwy na pieszczoty kawałek ciała. A  ty dotykasz jej ciepłymi, nie… gorącymi ustami. Chcę cię objąć, lecz ręki podnieść nie mogę. Boję się, że weźmiesz za dużo, chcę krzyczeć, lecz krzyk utknął gdzieś w  gardle. Proszę: odejdź, jednocześnie inna cześć mnie krzyczy: Zostań! Jednak głos nawet nie wychodzi z  moich ust, a  one tylko się rozchylają. Idziesz dalej, muskając mnie swoją dłonią. Nie czuję silnego dotyku, lecz tylko ciepło twoich rąk przemieszczające się po moim rozpalonym ciele. O, o, och! Na dłużej zatrzymałeś się na piersiach, otaczając je kolistymi ruchami od zewnętrznej strony, uciskając je jednocześnie. Jesteś blisko, coraz bliżej sutka, który jest tak twardy i  wrażliwy, że za chwilę eksploduje. A  ty zbliżasz się do nich bezlitośnie i… I  już je pieścisz, muskasz i  podszczypujesz. To boli, lecz bronić się nie chcę. Taak, tak, tak! A  ty przerywasz. Nie ma cię, nie czuję nic. Gdzie jesteś!? Nie! Nie zostawiaj mnie. Chcę więcej. Uff, czuję znowu twój dotyk, jest przy prawym boku. Miły ciepły dotyk, tak, to może być dotyk. Coś mnie pieści. Czuję energię przesuwającą się to w  górę, to w  dół, za każdym razem nieco bliżej pępka. Tuż obok dotyk zmienia kierunek i  zaczyna zataczać koła. Pierścienie za każdym razem są większe i  silniejsze. Czuję narastający ucisk. Jednocześnie z  narastaniem siły twojego dotyku narasta napięcie moich mięśni i  podniecenie. Zatrzymujesz się gdzieś w  połowie odległości między pępkiem a  krótko przystrzyżonym małym dywanikiem włosów łonowych. Co teraz? Jednopunktowy dotyk zaczyna się rozszerzać. Czuję teraz drugą twoją dłoń na moim brzuchu. Obie dłonie wolnym ruchem przesuwają się w  kierunku mego łona. Ruch jest wolny i  nieustępliwie zbliża się do dostępnej tylko wybrankowi okolicy. Zaczynam dygotać СКАЧАТЬ