Dziady. Adam Mickiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziady - Adam Mickiewicz страница 5

Название: Dziady

Автор: Adam Mickiewicz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-270-3968-2

isbn:

СКАЧАТЬ

      I karmić drapieżne ptaki.

      Lecz niestety! wyrok taki,

      Że dopóty w ciele muszę

      Potępioną włóczyć duszę,

      Nim kto z was, poddani moi,

      Pożywi mię i napoi.

      Ach, jak mnie pragnienie pali;

      Gdyby mała wody miarka!

      Ach! gdybyście mnie podali

      Choćby dwa pszenicy ziarka!

      CHÓR

      Ach, jak go pragnienie pali!

      Gdyby mała wody miarka!

      Ach, gdybyśmy mu podali

      Choćby dwa pszenicy ziarka!

      CHÓR PTAKÓW NOCNYCH

      Darmo żebrze, darmo płacze:

      My tu czarnym korowodem,

      Sowy, kruki i puchacze,

      Niegdyś, panku, sługi twoje.

      Któreś ty pomorzył głodem,

      Zjemy pokarmy, wypijem napoje.

      Hej, sowy, puchacze, kruki,

      Szponami, krzywymi dzioby

      Szarpajmy jadło na sztuki!

      Chociażbyś trzymał już w gębie,

      I tam ja szponę zagłębię;

      Dostanę aż do wątroby.

      Nie znałeś litości, panie!

      Hej, sowy, puchacze, kruki,

      I my nie znajmy litości:

      Szarpajmy jadło na sztuki,

      A kiedy jadła nie stanie,

      Szarpajmy ciało na sztuki,

      Niechaj nagie świecą kości.

      KRUK

      Nie lubisz umierać z głodu!

      A pomnisz, jak raz w jesieni

      Wszedłem do twego ogrodu?

      Gruszka dojrzewa, jabłko się czerwieni;

      Trzy dni nic nie miałem w ustach,

      Otrząsnąłem jabłek kilka.

      Lecz ogrodnik skryty w chrustach

      Zaraz narobił hałasu

      I poszczuł psami jak wilka.

      Nie przeskoczyłem tarasu,

      Dopędziła mię obława;

      Przed panem toczy się sprawa,

      O co? o owoce z lasu,

      Które na wspólną wygodę

      Bóg dał jak ogień i wodę.

      Ale pan gniewny zawoła:

      „Potrzeba dać przykład grozy”.

      Zbiegł się lud z całego sioła,

      Przywiązano mnie do sochy,

      Zbito dziesięć pęków łozy.

      Każdą kość, jak z kłosa żyto,

      Jak od suchych strąków grochy,

      Od skóry mojej odbito!

      Nie znałeś litości, panie!

      CHÓR PTAKÓW

      Hej, sowy, puchacze, kruki,

      I my nie znajmy litości!

      Szarpajmy jadło na sztuki;

      A kiedy jadła nie stanie,

      Szarpajmy ciało na sztuki,

      Niechaj nagie świecą kości!

      SOWA

      Nie lubisz umierać z głodu!

      Pomnisz, jak w kucyją samą,

      Pośród najtęższego chłodu,

      Stałam z dziecięciem pod bramą.

      Panie! wołałam ze łzami,

      Zlituj się nad sierotami!

      Mąż mój już na tamtym świecie,

      Córkę zabrałeś do dwora,

      Matka w chacie leży chora,

      Przy piersiach maleńkie dziecię.

      Panie, daj nam zapomogę,

      Bo dalej wyżyć nie mogę!

      Ale ty, panie, bez duszy!

      Hulając w pjanej ochocie,

      Przewalając się po złocie,

      Hajdukowi rzekłeś z cicha:

      „Kto tam gościom trąbi w uszy?

      Wypędź żebraczkę, do licha”.

      Posłuchał hajduk niecnota,

      Za włosy wywlekł za wrota!

      Wepchnął mię z dzieckiem do śniegu!

      Zbita i przeziębła srodze,

      Nie mogłam znaleźć noclegu;

      Zmarzłam z dziecięciem na drodze.

      Nie znałeś litości, panie!

      CHÓR PTAKÓW

      Hej, sowy, puchacze, kruki,

      I my nie znajmy litości!

      Szarpajmy jadło na sztuki,

      A kiedy jadła nie stanie,

СКАЧАТЬ