Название: Operacja pętla
Автор: Vladimir Wolff
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Крутой детектив
isbn: 978-83-62730-31-5
isbn:
Przytrzymał się przedniego fotela, kiedy samochód brał gwałtowny wiraż. Już chciał skarcić kierowcę, ale w końcu machnął ręką. Jeśli jest wolny przejazd, trzeba korzystać. Na miejsce dotarli szybciej, niż się spodziewał. Z szosy skręcili w iglasty las, gdzie w cieniu drzew rozrzucone były poszczególne posesje. Ta, do której zdążali, znajdowała się dobre sto pięćdziesiąt metrów od drogi, ukryta za solidnym murem.
Citroën skręcił i zatrąbił. Bramę otwarto z cichym zgrzytem zawiasów. Dwukondygnacyjny budynek stał w głębi. Zamiast wybrukowanego podjazdu wiódł ku niemu szutrowy trakt.
Wkoło nie widać było ludzi, co Pełczyńskiego ucieszyło. W tłumie zawsze ktoś mógł zwrócić na niego uwagę, a w jego fachu to niepotrzebne. Wysiadł. Dopiero wtedy z wnętrza wyszedł dowodzący placówką oficer.
– Czołem.
– Dzień dobry, panie generale. Proszę – wskazał drzwi do środka.
Pełczyński ruszył długimi krokami. Po schodach wszedł na piętro i skierował się w prawo. Minął krótki korytarz i przystanął dopiero w sporych rozmiarów salonie. Siedzący w fotelu tyłem do niego mężczyzna drgnął i powoli wstał. Przez głowę szefa II Oddziału przeszła myśl, że bardziej pasował do grupy zawodowych zapaśników niż pracowników Głównego Zarządu Wywiadowczego Armii Czerwonej.
Siemion Jefremowicz Tychenko faktycznie znacznie odbiegał wyglądem od obiegowego wizerunku agenta. Był potężny. Do tego łysa, owalna głowa i gładko wygolona twarz z malującym się na niej nieuchwytnym rysem okrucieństwa już na wstępie mówiły o osobowości przywykłej do przemocy. Nawet teraz, ubrany w przykrótką białą koszulę i szare flanelowe spodnie na szelkach, wyglądał na człowieka, który w żadnych okolicznościach nie rozmawia z byle kim. Tyle tylko, że Pełczyńskiego trudno było nazwać byle kim.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. W końcu Tychenko rozciągnął usta w uśmiechu i przyjacielsko skinął głową.
– Prawdę mówiąc, nie jesteście mi tak obcy, jak się wam może wydawać – w przeciwieństwie do sylwetki głos miał miły i melodyjny.
– Doprawdy?
– Widziałem was na zdjęciach w czasie odpraw dla wyższych oficerów.
– Czym sobie zasłużyłem na taki zaszczyt?
– Przecież sami wiecie najlepiej – dopiero teraz Rosjanin przysunął się bliżej generała, ale jak do tej pory żaden nie zdecydował się wyciągnąć dłoni na powitanie.
– Usiądźmy – zaproponował Pełczyński.
Spojrzeli na siebie jak dwaj starzy znajomi.
– Doskonale wiecie, w jakim celu się tutaj pofatygowałem…
Tychenko milczał.
– W szkicu, jaki sporządziliście w Brześciu, twierdzicie, że niezadowolenie w szeregach RKKA osiągnęło niespotykane wcześniej rozmiary – sondował Pełczyński.
Tychenko ponownie kiwnął głową, jakby ze wstydem.
– Z tego wysuwacie następny wniosek o słabych fundamentach władzy naczelnej zbudowanej na przymusie, a nie na poczuciu obowiązku – ubrał to w słowa najlepiej, jak potrafił. Nie chciał zrażać pułkownika ostrymi osądami, chociaż same cisnęły mu się na usta.
– Komunizm… – zaczął Rosjanin, międląc przez chwilę słowa – to oszustwo.
– Dobrze powiedziane, tylko jak dotąd nic z tego nie wynika.
– Wiecie, czym się zajmowałem?
Pełczyński przytaknął.
– Jestem w stanie zrobić to samo na Ukrainie czy gdziekolwiek chcecie.
– Jakoś u nas niczym szczególnym się nie wykazaliście – powiedział, patrząc Tychence prosto w oczy.
Ten wytrzymał spojrzenie, tylko jego policzki pokrył delikatny rumieniec.
– Wypadek przy pracy – stwierdził wreszcie.
– Ach tak. A teraz chcecie, byśmy wam zawierzyli i odesłali z powrotem jedynie z mglistymi propozycjami walki partyzanckiej na zapleczu. Sami przyznajcie, że nie wygląda to najlepiej. Wy, wzorowy bolszewik, członek partii, i to nie pierwszy lepszy łach. Chlubna i zaszczytna służba, a na koniec co? – zadał retoryczne pytanie.
– Zawsze najpierw byłem Rosjaninem, dopiero później komunistą.
– Słyszałem to już tyle razy w najróżniejszych wersjach.
– Nie wierzycie mi?
– A wy byście uwierzyli?
Pięść Tychenki z głuchym łomotem wylądowała na blacie stołu, a on sam odpowiedział radosnym śmiechem.
– Zostaliście ujęci podczas nielegalnego przekroczenia granicy jako przywódca grupy zbrojnej mającej na celu… no, mniejsza z tym. Za takie postępowanie jest tylko jedna kara. Sami wiecie, jaka.
– Jakoś nie spieszyliście się z wykonaniem wyroku.
– Nasze państwo nie mści się na biernych wykonawcach czyichś poleceń. Wolelibyśmy uderzyć gdzieś wyżej.
– To jednak mamy wspólne cele – Tychenko założył kciuki za szelki i przekrzywił głowę. – Doskonale nadaję się na narzędzie zemsty.
– W to nie wątpię – wpadł mu w słowo Pełczyński.
– Pozwólcie mi działać. Efekty przerosną najśmielsze marzenia.
– Albo rozwalą was już pierwszego dnia.
– Ryzyko zawodowe.
Generał ściągnął usta w wąską kreskę. Poszło łatwiej, niż się spodziewał. W tej sytuacji ryzykował niewiele. Takich lub podobnych do Tychenki pojmali już kilku. Jeden pułkownik więcej lub mniej nie stanowi różnicy. Nawet jeśli zaraz po przekroczeniu frontu zgłosi się do NKWD czy swoich, najprawdopodobniej zapłaci głową. W najlepszym razie zostanie kolejny raz „nawrócony” i Sowieci spróbują podjąć grę wywiadowczą, ale na zbyt daleko idący udział polskiego wywiadu w tym przedsięwzięciu Pełczyński nie chciał pozwolić. Tychenko i jego ludzie zostaną wyposażeni jedynie w minimalnym stopniu. Na resztę będą musieli zapracować СКАЧАТЬ