Название: Operacja pętla
Автор: Vladimir Wolff
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Крутой детектив
isbn: 978-83-62730-31-5
isbn:
– Cała naprzód.
Nie chciał bezsensownie spalać paliwa, ale przy zbyt wolnym podchodzeniu zużyją go o wiele więcej. Pruli teraz gładkie jak stół morze, doganiając uciekiniera.
Salamon w zasadzie nie odrywał wzroku od jednostki. Widział rufę i część lewej burty. Komin frachtowca wyrzucał w powietrze o wiele więcej dymu niż poprzednio. Widać wyciskali z maszyn wszystko.
– Nie ma bandery – zauważył Karpiński.
Faktycznie, nad poobijaną rufą nie powiewała żadna flaga. Nazwę też ciężko było dostrzec spod rdzawych zacieków. Zresztą patrzyli pod dużym kątem, więc i tak stanowiłoby to problem.
– Wejdziemy na pokład? – spytał zastępca.
– Zobaczymy – komandor czemuś nie chciał podejmować decyzji już teraz.
Kolejne minuty upływały w milczeniu. Ucieczka tego cholernika tylko utrudniała sprawę. Zamiast zastopować maszyny i poddać się kontroli, uciekał, niepotrzebnie wymuszając pościg. No chyba że ma coś do ukrycia, wtedy będzie uciekał do upadłego, ale to oznacza tylko jedno – konfrontację.
Byli już całkiem blisko. Można było dostrzec detale konstrukcji. Brakowało natomiast jednego – ludzi.
– Statek widmo – powiedział wachtowy.
– Zauważyłem – odparł Salamon, zły na siebie.
Brak bandery, brak załogi i zapadające ciemności. Wszystko sprzysięgło się przeciw nim.
– Nadać sygnał. Mają wyłączyć maszyny.
Nic. Sygnał świetlny został zignorowany.
– Nie odpowiadają.
– Powtórzyć.
Kolejna sekwencja dłuższych i krótszych znaków nie spotkała się z żadnym odzewem. W tej sytuacji pozostawało niewiele możliwości.
– Wystrzelcie z działa sto metrów przed dziobem i nadajcie komunikat, że jak nie staną, to ich zatopimy.
– Rozkaz.
– Zaraz… – jakaś postać wybiegła ze środka podejrzanego frachtowca i skierowała się w stronę sterówki. Dosłownie sekundy później parę kolejnych osób rozbiegło się po całym pokładzie.
Pozostawało mieć nadzieję, że ich nieźle wystraszył, chociaż… Nie ogarniał wszystkiego, ale nie wyglądało to na chęć opuszczenia statku. Kiedy w końcu znikł jeden z pokrowców przysłaniających dwa sprzężone Maximy i pierwsza seria pocisków poszła w ich stronę, stracił wszelką nadzieję.
Komandor odruchowo przykucnął i skrył się za szybą stanowiącą górną krawędź kiosku. Przeszło obok. Chciał wyprostować plecy i spojrzał do tyłu. Jeden z wachtowych, skulony, szeroko otwartymi ustami gwałtownie chwytał powietrze. Salamon nie usłyszał nawet odgłosu padającego ciała. Po upiornej chwili ciszy wydał rozkaz.
– Ognia!
Marynarz przy działku tylko czekał na komendę. Za pierwszym razem ze zdenerwowania przestrzelił. Obniżył celownik wprost w stanowisko cekaemów. Tym razem wszystko odbyło się zgodnie z założeniami. Maximy i ich obsługa zostali zdmuchnięci. Ogień z ich strony urwał się tak samo niespodziewanie, jak się zaczął.
– Wal w sterówkę.
Marynarzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Salamon nawet bez lornetki widział, jak z drewnianej nadbudówki pryskały drzazgi. Wszyscy w środku musieli zginąć. Pociski z działek bez problemu rozprułyby pancerz czołgu, a tamtych chroniły tylko deski i farba.
– Komandorze… – Karpiński, który znikł przed chwilą, stał obok, chowając głowę w ramionach. – Ten sukinsyn nadaje wezwanie o pomoc. Radio dopiero teraz złapało ich pasmo. Zaraz możemy spodziewać się towarzystwa.
Przeoczenie tak oczywistego zagrożenia nie świadczyło o nim najlepiej. Pozostawały najwyżej minuty do pojawienia się sowieckich samolotów, a wtedy to oni będą tak bezbronni jak ten wywiadowczy stateczek.
– Do zanurzenia.
Działo jeszcze parę sekund prowadziło ostrzał, zanim umilkło na dobre.
– A co z nim? – kapitan Karpiński wskazał na wciąż wolno płynącego trampa. – Na taki wrak szkoda torped.
– Ma pan rację – Salamon klepnął w ramię zastępcę i skierował się ku zejściu do wnętrza okrętu.
Pierwszy granat „Sępa” trafił tuż nad linią wodną, wybijając sporych rozmiarów dziurę w poszyciu. Drugi już na stałe uciszył wzywającą pomocy radiostację, uśmiercając operatora i kilku marynarzy w pobliżu. Trzeci eksplodował w maszynowni, którą zaczęły zalewać tony wody. Następny był czystą formalnością.
Po niecałych dziesięciu minutach stateczek przechylił się na burtę i zsunął w głąb morza. Z całej 35-osobowej załogi przeżyło dziewięciu marynarzy, którzy w porę opuścili tonącą łajbę na ostatniej sprawnej szalupie.
„Sęp” zszedł pod wodę na pięć minut przed tym, jak para Iliuszynów DB-3 Floty Bałtyckiej przeleciała nad miejscem zdarzenia. Obserwatorzy dostrzegli jedynie łodzie z rozbitkami i trochę pływających szczątków. Informacja o utracie „Komunarda” nie wpłynęła dobrze na samopoczucie dowództwa floty. W końcu to ta jednostka została wysłana z zadaniem monitorowania szlaków żeglugowych przy wyjściu z zatoki oraz sprawdzenia, jak wygląda sytuacja na Wyspach Alandzkich. Głupi przypadek sprawił, że spoczęła na dnie, nie wypełniwszy tego zadania.
CZĘŚĆ 1
Rozdział 1
WARSZAWA
Nikt nie potrafił dać jednoznacznej odpowiedzi, jak długo to potrwa. To znaczy – kiedy oba skrzydła sowieckiej ofensywy zacisną się na podobieństwo kleszczy, definitywnie zgniatając wycofujące się krok po kroku oddziały Armii „Wilno” i Armii „Podole”.
Za każdym razem podczas odpraw u naczelnego wodza rozpatrywano najróżniejsze warianty postępowania – od dalszego odwrotu na zachód po przystąpienie do kontrofensywy. Pomiędzy tymi skrajnościami rozpościerał się cały wachlarz najróżniejszych pomysłów, z których prosta idea jak najdłuższego wytrwania na dotychczasowych pozycjach miała najwięcej zwolenników.
Główna linia obrony wciąż nie została sforsowana. Co prawda na północy Sowieci dochodzili do Obozu Warownego „Wilno”, a na południu widziano ich pod Stryjem, jednak to jeszcze СКАЧАТЬ