Название: Sto lat samotności
Автор: Габриэль Гарсиа Маркес
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-287-0620-0
isbn:
W trzy dni później wzięli ślub podczas popołudniowej mszy. W przeddzień uroczystości José Arcadio poszedł do sklepu Pietra Crespiego. Zastał go udzielającego lekcji gry na lutni i przystąpił do rzeczy natychmiast, nie odwołując go na bok. „Żenię się z Rebeką” – powiedział mu.
Pietro Crespi zbladł, wręczył lutnię jednemu ze swych uczniów i oznajmił, że lekcja na dzisiaj skończona. Kiedy zostali sami w przeładowanym salonie, pełnym instrumentów muzycznych i nakręcanych zabawek, Pietro Crespi powiedział:
– To pańska siostra.
– Nic mi to nie przeszkadza – odpowiedział José Arcadio.
Pietro Crespi wytarł czoło chustką przesyconą zapachem lawendy.
– To coś przeciwnego naturze – tłumaczył – a poza tym prawo tego zabrania.
José Arcadio zniecierpliwił się nie tyle argumentacją, co bladością Pietra Crespiego.
– Sram na naturę – oświadczył. – I przychodzę o tym zakomunikować, żeby oszczędzić panu fatygi chodzenia i pytania o cokolwiek Rebeki.
Ale jego brutalność załamała się, gdy zobaczył, że Pietrowi Crespiemu wilgotnieją oczy.
– No cóż – powiedział już innym tonem. – Jeżeli zagustował pan w tej rodzinie, to została jeszcze Amaranta.
Ojciec Nicanor ogłosił na niedzielnym kazaniu, że José Arcadio i Rebeka nie są rodzeństwem. Urszula nigdy nie przebaczyła czegoś, co uznała za niewybaczalną hańbę dla rodziny, i kiedy nowożeńcy wrócili z kościoła, zabroniła im przekroczyć próg swojego domu. Dla niej jak gdyby umarli. Wynajęli więc domek naprzeciw cmentarza i sprowadzili się tam bez żadnych mebli prócz hamaka Josego Arcadia. W noc poślubną Rebekę ugryzł w stopę skorpion, który wlazł do jej pantofla. Zdrętwiał jej język, ale to nie zmąciło ich budzącego powszechne zgorszenie miodowego miesiąca. Sąsiadów przerażały krzyki, które budziły całą dzielnicę co najmniej osiem razy w ciągu nocy i trzy podczas sjesty, i modlili się, żeby tak niepohamowana namiętność nie zakłóciła spokoju zmarłych.
Z całej rodziny zatroszczył się o nich tylko Aureliano. Kupił im trochę mebli i dostarczył pieniędzy, dopóki José Arcadio nie odzyskał poczucia rzeczywistości i nie zaczął uprawiać bezpańskiego pola za domem. Amaranta natomiast nigdy nie zdołała przezwyciężyć swojej urazy do Rebeki, chociaż życie ofiarowało jej satysfakcję, o jakiej nie marzyła: z inicjatywy Urszuli, która nie wiedziała, jak zmazać hańbę rodzinną, Pietro Crespi nadal przychodził do nich we wtorki na obiady, znosząc swoją klęskę ze spokojną godnością. Zachował czarną wstążkę na kapeluszu, na znak szacunku dla rodziny, i okazywał swoje przywiązanie do Urszuli, przynosząc jej egzotyczne podarunki: sardynki portugalskie, marmoladę z tureckich róż, a kiedyś przepiękną mantylę z Manili. Amaranta traktowała go z serdeczną troskliwością. Odgadywała jego życzenia, odcinała mu zwisające nitki u mankietów koszuli i wyhaftowała tuzin chusteczek z jego inicjałami jako podarunek urodzinowy. We wtorki po obiedzie, kiedy haftowała na ganku z begoniami, Pietro Crespi dotrzymywał jej towarzystwa. Amaranta, którą on zawsze traktował jak dziecko, nagle objawiła mu się jako kobieta. Brakowało jej wdzięku, ale miała wyjątkową subtelność i przenikliwość spojrzenia na sprawy tego świata i skrywała w sobie niewypowiedzianą tkliwość. W pewien wtorek, kiedy już nikt nie wątpił, że później lub wcześniej musi się to stać, Pietro Crespi poprosił ją, by została jego żoną. Amaranta nie przerwała roboty. Poczekała, aż przejdzie gorący rumieniec sięgający po czubki jej uszu, a głos przybierze spokojną dojrzałość.
– Oczywiście, Crespi – powiedziała – ale kiedy się lepiej poznamy. Niedobrze jest przyspieszać bieg rzeczy.
Urszula oburzyła się. Pomimo szacunku, jakim darzyła Pietra Crespiego, nie udawało jej СКАЧАТЬ