Название: Sto lat samotności
Автор: Габриэль Гарсиа Маркес
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-287-0620-0
isbn:
– Liberałowie zaczną wojnę – powiedział Aureliano.
Don Apolinar nie przerywał gry w warcaby.
– Jeżeli to mówisz z powodu zamiany kartek, to nie zaczną – odrzekł. – Zostawia się parę kartek czerwonych, żeby nie było reklamacji.
Aureliano zrozumiał niekorzystną sytuację opozycji.
– Gdybym ja był liberałem wypowiedziałbym wojnę z powodu tych kartek.
Teść spojrzał na niego ponad oprawką okularów.
– Słuchaj, Aurelito – powiedział – gdybyś ty był liberałem, nie zobaczyłbyś zamiany kartek, chociaż jesteś moim zięciem.
Tym, co rzeczywiście wywołało oburzenie ludności, był nie rezultat wyborów, lecz fakt, że żołnierze nie zwrócili broni. Grupa kobiet zgłosiła się do Aureliana, żeby uzyskał u swego teścia nakaz zwrotu noży kuchennych. Don Apolinar Moscote wytłumaczył mu w ścisłym zaufaniu, że żołnierze zabrali skonfiskowaną broń jako dowód, że liberałowie szykują się do wojny. Cynizm tego wyznania przeraził Aureliana. Nic na to nie powiedział, ale pewnego wieczoru, kiedy Gerineldo Márquez i Magnifico Visbal, rozmawiając z innymi przyjaciółmi o incydencie z nożami, zapytali go, czy jest liberałem, czy też konserwatystą, Aureliano nie zawahał się:
– Jeżeli już trzeba kimś być, będę liberałem – powiedział. – Bo konserwatyści to oszuści.
Nazajutrz, na żądanie przyjaciół, poszedł do doktora Aliria Noguera z prośbą o poradę na rzekomy ból wątroby. Nie wiedział nawet, jaki był cel tej intrygi. Doktor Alirio Noguera przybył do Macondo kilka lat temu z walizeczką pigułek bez smaku i maksymą medyczną, która nikomu nie przypadła do gustu: klin klinem. Rzeczywiście było to oszustwo. Pod niewinną maską niedocenianego lekarza ukrywał się terrorysta, który butami sięgającymi do pół łydki zasłaniał blizny po kajdanach, noszonych przez pięć lat. Schwytany podczas pierwszej rebelii federalistów zdołał uciec na Curaçao przebrany w strój, którego nienawidził najbardziej na świecie: sutannę. Pod koniec długiego wygnania, zachęcony nowinami, które przywozili na Curaçao wygnańcy z całego regionu karaibskiego, wsiadł na szkuner przemytników i pewnego dnia pojawił się w Riohacha z flakonami pigułek spreparowanych z rafinowanego cukru i dyplomem uniwersytetu w Lipsku, który sam sfałszował. Rozczarowanie było okrutne. Ruch federalny, o którym zbiegowie mówili jak o loncie zapalnym gotowym do wybuchu, rozpłynął się w niejasnej nadziei na wybory. Rozgoryczony klęską, w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca, gdzie mógłby spokojnie czekać starości, fałszywy homeopata schronił się w Macondo. W ciasnej, wypełnionej pustymi buteleczkami izdebce wynajętej na rynku spędził kilka lat wśród nieuleczalnie chorych, którzy po wypróbowaniu wszystkiego szukali pociechy w pigułkach z cukru. Jego instynkty agitatora pozostawały uśpione, dopóki don Apolinar Moscote był władzą tylko formalną. Czas mijał mu na wspomnieniach i walce z własną astmą. Bliskość wyborów była tą nitką, która pozwoliła mu znowu dojść do wywrotowego kłębka. Nawiązał kontakt z młodymi ludźmi, którzy nie mieli wyrobienia politycznego, i pogrążył się w tajnej kampanii opozycyjnej. Liczne czerwone kartki, znajdujące się w urnie i przypisane przez don Apolinara Moscote właściwemu młodzieży duchowi przekory, były częścią jego planu: zmusił swoich uczniów do głosowania, żeby ich przekonać, że wybory to tylko farsa. „Jedynym środkiem skutecznym – mówił – jest przemoc”. Większość przyjaciół Aureliana z zachwytem przyjmowała ideę zlikwidowania porządku konserwatystów, ale nikt nie odważył się wtajemniczyć go w te plany nie tylko z powodu więzów łączących go z corregidorem, ale ze względu na jego charakter marzyciela i odludka. Wiedziano poza tym, że głosował na konserwatystów z polecenia teścia. Toteż tylko prosty przypadek ujawnił jego uczucia polityczne i tylko ciekawość skłoniła go do wizyty u lekarza i leczenia się z nieistniejącej choroby. W norze cuchnącej pajęczyną i kamforą zobaczył coś na kształt zakurzonej iguany, której płuca gwizdały przy oddechu. Nim zadał jakiekolwiek pytanie, doktor zaprowadził go do okna i obejrzał mu wewnętrzną stronę dolnej powieki. „To nie tam” – powiedział Aureliano, tak jak mu polecono. Namacał wątrobę końcami palców i dodał: „Stąd promieniuje ból, który nie pozwala mi spać”. Wtedy doktor Noguera zamknął okno pod pretekstem zbyt mocnego słońca i wytłumaczył mu w prostych słowach, dlaczego mordowanie konserwatystów jest obowiązkiem patriotycznym. Przez kilka dni Aureliano nosił przy sobie w kieszeni koszuli buteleczkę. Wyciągał ją co dwie godziny, kładł trzy pastyleczki СКАЧАТЬ