Dawid z Jerozolimy. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dawid z Jerozolimy - Louis de Wohl страница 7

Название: Dawid z Jerozolimy

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-810-1236-2

isbn:

СКАЧАТЬ Dawid wreszcie zrozumiał. Ścisnął dłoń Chu­sza­ja.

      – Dobry pasterz musi patrzeć w niebo – rzekł. – Wi­dzi tam wiele rzeczy i wiele się uczy... na przykład tego, że gwiazdy są za wysoko na niebie, by zwykli śmier­tel­ni­cy mogli ich dotknąć.

      – Słońce – wyszeptał Chuszaj. – Nie gwiazdy, one są zimne i jasne. Słońce jest gorące i niebezpieczne. Kto się za mocno na nie wystawia, traci rozum, kto podchodzi zbyt blisko, płonie.

      Wtedy król zawołał Chuszaja i przyjaciele musieli się rozstać.

      Dawid stał w bramie zamku, kiedy wjechał przez nią posłaniec, mały brodaty człowieczek z trupiobladą twarzą. Ledwo znalazł się za bramą, upadł pod nim osioł, uderzył kopytami w piasek i zdechł. Dwaj strażnicy wyciągnęli mężczyznę spod martwego zwierzęcia i pomogli mu wstać. Kuśtykając między nimi, słabym głosem zawołał króla. Podbiegł do niego ktoś ze straży. Był to Jakub. Nachylił się nad posłańcem, który coś do niego szepnął. Jakub się wyprostował, dał znak strażnikowi, by zaprowadził mężczyznę do pałacu, i sam pospieszył za nimi.

      Dziedziniec zamkowy szybko wypełnił się tłumem ciekawskich. Kilku służących wybiegło z pałacu i rozproszyło się we wszystkich kierunkach. Po paru minutach muskularny mężczyzna z opaloną na ciemny brąz lisią twarzą wszedł do pałacu na czele grupy wojskowych. Był to Abner – najwyższy dowódca armii po samym królu. Teraz stało się jasne, jakie wieści przywiózł posłaniec. Po pół godzinie ogłoszono alarm. Kilkudziesięciu posłańców wyjechało przez bramę, a na dziedzińcu zabrzmiały komendy.

      – Hej, ty tam!

      Dawid zobaczył Jakuba dającego mu znak ręką i podszedł do niego.

      – Jesteś z Betlejem, prawda? – zapytał szorstko dowódca straży. – Niech dadzą ci osła i jedź do domu naj­szyb­ciej, jak potrafisz. Powiedz starszym miasta, że Fi­li­sty­ni maszerują na Soko. Zwołujemy rezerwy. Mają się zebrać w Dolinie Terebintu. Mężczyźni muszą się tam stawić do południa trzeciego dnia.

      – Ale król... – zaoponował Dawid. – Jeżeli król...

      – Król ma teraz inne sprawy na głowie niż twoje brzdąkanie na harfie – przerwał mu oschle Jakub. – Potrzebuje mężczyzn, nie śpiewających chłopców. Jedź do domu, przekaż wiadomość, a potem możesz śpiewać swoim kozom. – Odwrócił się gwałtownie. – Posłaniec do He­bro­nu! – ryknął. – Potrzebuję posłańca do He­bronu!

      Dawid szybko pożegnał się z Chuszajem.

      – Teraz ze mną będzie tak samo jak z tobą – rzekł z go­ry­czą. – Mnie też nie wolno walczyć w tej wojnie. Ty jesteś ułomny, a ja za młody.

      – Nie ma znaczenia, czy tam będziemy, czy nie – odparł Chuszaj. – I tak nas pokonają.

      – Dawidzie.

      – Tak, ojcze?

      – Kiedy zwołano rezerwy?

      – Pięć tygodni temu, ojcze.

      Jesse westchnął.

      – Pięć tygodni – i nadal żadnych wieści.

      – Jeśli wydarzy się coś decydującego, na pewno o tym usłyszymy – pocieszał go Dawid. Nie brzmiało to jednak przekonująco – zbyt często musiał to powtarzać.

      Jesse znów westchnął.

      – Eliab – rzekł żałośnie – Abinadab i Szamma. Moi trzej drodzy synowie są na wojnie i nie ma żadnych wieści. Twoja matka nie może już znieść tej niepewności – i ja też. Jutro wczesnym rankiem przygotuję ci wóz. Jedź do Doliny Terebintu i sprawdź, czy z twoimi braćmi wszy­stko jest w porządku.

      – Z radością, ojcze – odrzekł szybko Dawid. – Mógł­bym jechać nawet dzisiaj...

      – Nie, jutro rano. Dam ci trzy worki prażonego ziarna i dziesięć bochenków chleba. Kto wie, co dostają do jedzenia? – Jesse wyniósł pełny kosz przykryty liśćmi palmowymi. – Masz tu dziesięć serów mlecznych. – powiedział. – Są dla dowódcy ich oddziału, naszego sąsiada Ezry. Może posłać moich synów na śmierć. To powinno poprawić mu humor. – Starzec znowu westchnął. – Jeszcze jedno. – dodał. – Zbliża się czas daniny dla króla. Powiedz braciom, żeby dali ci swoją zapłatę, byś mógł mi ją przywieźć. Tam, gdzie teraz są, nie ma na co wydawać pieniędzy, a my musimy zapłacić daninę – inaczej przyjdzie królewska policja i ściągną ją tak, jak w zeszłym roku od biednego Szymona.

      – Tak, ojcze.

      – To wszystko. I... wracaj bezpiecznie.

      Droga do Doliny Terebintu nie była długa, lecz mu­siał być czujny. Filistyni mogli spróbować manewru okrążającego albo przynajmniej wysłać patrole, by spraw­dziły sytuację na froncie. Dawid miał oczy szeroko otwarte i w miarę możliwości unikał dolin między skałami i wydmami z piasku. Jednak dopiero gdy zobaczył barykadę z wozów ustawioną przez armię Izraela, wiedział, że nie musi już obawiać się ataku. Barykada stała na szerokim płaskowyżu, tworząc fort, do którego żołnierze mogli się wycofać w razie konieczności.

      Z barykady Dawid miał widok na całe pole bitwy. Ar­­mia Izraela została uformowana w kształt wachlarza zajmującego długi łańcuch wzgórz. Na przeciwległych wzgórzach, w odległości niewiele większej niż lot strzały, lśniła i mieniła się metaliczna masa armii wroga. Wyglądało to tak, jakby mieli lada moment uderzyć. Jak to możliwe, że już dawno nie zaczęli walki? Dawid rozejrzał się wokół barykady. Nigdzie nie widział nawet jednego rannego żołnierza. Czy armia filistyńska przybyła dopiero teraz? Oddał swój wóz pod opiekę strażnikowi.

      – Skąd jesteś? – zapytał strażnik z zaciekawieniem.

      – Z Betlejem.

      – A co masz tam na wozie?

      – Chleb i prażone ziarno dla moich braci, którzy służą w tej armii.

      – Betlejem? To znaczy Dom Chleba. – Mężczyzna wy­szcze­rzył zęby w uśmiechu. – Przywiozłeś co trzeba.

      Dawid nie miał jednak czasu na żarty.

      – Odpowiadasz za mój wóz. Gdzie są rezerwy z Be­tle­jem?

      – Na prawym skrzydle, jak sądzę... szlachetny panie.

      Dawid pobiegł na prawe skrzydło. Musiał minąć kilka oddziałów, nim zobaczył ludzi z Betlejem, którzy mu powiedzieli, gdzie znaleźć Ezrę. Zgłosił się do niego, napomknął, że przywiózł mu prezent od ojca, i zapytał o braci.

      – СКАЧАТЬ