Dawid z Jerozolimy. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dawid z Jerozolimy - Louis de Wohl страница 4

Название: Dawid z Jerozolimy

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-810-1236-2

isbn:

СКАЧАТЬ lecz sam tworzy nowe i muzykę do nich”. Wtedy król powiedział: „Przyprowadź go do mnie. Natychmiast”. Nawet nie spytał, jak ma na imię. A kiedy król Saul mówi „natychmiast”, niemądrze jest zwlekać. Dlatego wsiadłem na osła i przyjechałem tu­taj.

      – I to wszystko? – zapytał z niedowierzaniem Jesse. – Naprawdę wszystko? Niczego przede mną nie ukrywasz?

      – Co miałbym ukrywać? – W głosie doradcy brzmiało zdziwienie. – Nie wyglądasz na zachwyconego moją misją. Czy to nie wielki zaszczyt dla tak młodego człowieka, że potrzebuje go sam król?

      Jesse wziął głęboki wdech.

      – To jest zaszczyt – przyznał.

      Nahum syn Sychara wstał.

      – Masz dość synów, by pilnowali twoich stad – rzekł – a królewski zamek nie jest na tyle daleko stąd, by Dawid nie mógł cię czasem odwiedzić. – Roześmiał się dobrodusznie. – To pocieszy jego matkę.

      – Czy jedziesz już teraz?

      – Tak. I zabieram ze sobą młodego śpiewaka. „Na­tych­miast”, powiedział król Saul. Nie lubi czekać. Weź swoją harfę, Dawidzie. Niczego więcej nie potrzebujesz.

      Jesse jednak pokręcił głową.

      – Nie mogę go wysłać bez daru wdzięczności za zaszczyt, jaki król okazał temu domowi. Jesteśmy prostymi ludźmi i nie możemy ofiarować złotych łańcuchów. Dam jednak Dawidowi koźlę, chleb i butelkę wina.

      – Dobrze, dobrze, tylko się pospiesz.

      Pół godziny później Dawid opuścił Betlejem u boku doradcy i pojechał z nim do warowni Saula. Jego matka szlochała i to go smuciło. Szamma poradził mu szybko umyć włosy przed wyjazdem.

      – Twoje włosy wciąż pachną balsamem, braciszku, a kró­lowie mają dobry węch.

      Eliab szepnął mu do ucha:

      – Cała ta historia z harfą i śpiewaniem to oczywiście tylko pretekst. Już nigdy nie zobaczymy cię żywego.

      Pozostali bracia patrzyli na niego na wpół z niepokojem, a na wpół z zaciekawieniem – podobnie jak rok temu patrzyli na Eliaba, kiedy chorował na czarną ospę. Eliab przeżył. Nie umiera się od każdego zagrożenia.

      Dawid poczuł się dziwnie lekki i uskrzydlony, jak wtedy, gdy ojciec wziął go ze sobą do Aszkelonu, nad morze, a on po raz pierwszy w życiu mógł popływać. To było zupełnie nowe doświadczenie, prawie nowe życie. Nagle nie był już wyłącznie istotą naziemną. Woda też stała się środowiskiem, w którym można było żyć i się bawić. Szkoda, że człowiek nie mógł naśladować także ptaków. Czy Bóg nie ustanowił Adama panem całej ziemi i wszystkiego, co na niej żyje? Człowiek powinien móc nie tylko biegać i pływać, ale również latać. Kiedy powiedział to głośno, bracia kpili z niego i nawet ojciec pokręcił głową. Od tamtego dnia nigdy już o tym nie wspomniał. Teraz jednak powróciło dziwne, upajające uczucie wielkiej przygody. „Jadę na dwór króla”, pomyślał. Purpura z Tyru, jedwab z Sydonu, kosztowne drzewo cedrowe, mężczyźni ze złotymi łańcuchami na szyjach i ramionach, książęta, księżniczki. I sam król, który go potrzebował, by odpędzić przytłaczające go troski.

      Nie odpowiedział Eliabowi ani Szammie. Oczywiste było, że są źli i zazdrośni, ponieważ prorok namaścił jego, najmłodszego brata, „małego”, a nie ich. „Mały!” Nie­nawidził tego przezwiska. Rzeczywiście nie był zbyt wy­soki, ale mógł rzucić wyzwanie każdemu z braci, tak, nawet dwóm jednocześnie. A jeśli król zamierzał go zabić, nie musiał zwabiać go na dwór pod jakimś pretekstem. Wystarczyło, by posłał za nim żołnierzy.

      – Co mówi się do króla? – zapytał.

      Nahum syn Sychara uśmiechnął się.

      – Nic. Czekasz, aż on przemówi.

      Dawid skinął głową.

      – Ale jeśli przemówi, jak odpowiedzieć?

      – Grzecznie, ale krótko. Nikt nie sprzeciwia się królowi – przynajmniej jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Nie możesz wyjść z pokoju czy namiotu, zanim da ci znak. Zwracasz się do niego „panie” lub „mój królu”. My nie jesteśmy jak Fenicjanie czy Asyryjczycy, którzy schlebiają swoim władcom: „O Bracie Słońca i Księżyca”, „O Władco Świata”, „O Korono Życia”.

      – Te imiona są głupie, bo są kłamstwem – odrzekł Da­wid. – A nawet gdyby były prawdziwe, król Izraela byłby i tak ponad to, bo został namaszczony przez Pana.

      Doradca spojrzał na niego z ukosa.

      – Możliwe – powiedział. – Nie zapominaj jednak, że król jest chory. Dziwnie chory. Może nie będzie nawet pamiętał, że kazał mi ciebie sprowadzić. Może cię nie po­lu­bi. On... potrafi wpadać w złość. Nie chcę cię zawczasu martwić, ale... wszystko jest możliwe, więc przygotuj się na wszystko.

      Gibea, zamek króla Saula, była twierdzą praktycznie nie do zdobycia. Zbudowano ją na planie sześciokąta na rozległym, wznoszącym się stromo skalistym płaskowy­żu. Wieża wartownicza w każdym rogu wystawała na sześć metrów poza mur. Krewni króla, jego doradcy i dwo­rzanie mieszkali w kręgu domów na zboczu wzgórza, ale w razie ataku mogli się wycofać do samej warowni. Gdy dwóch jeźdźców wjechało przez bramę, strażnik szyb­ko podniósł włócznię w pozdrowieniu dla kró­lew­skie­go doradcy.

      Pałac króla był długim budynkiem zajmującym ponad połowę przestrzeni wewnątrz twierdzy. Jedna strona płaskiego dachu była widoczna, ale na balustradzie wokół jednej z pozostałych stron wisiało mnóstwo kolorowych ubrań.

      – Tam mieszkają kobiety – wyjaśnił Nahum syn Sy­chara.

      Barczysty strażnik z twarzą o grubo ciosanych, nieregularnych rysach podszedł do nich i skinął głową. Miał na sobie pancerz zrobiony z małych kawałków metalu, niespotykany w tej części kraju – prawdopodobnie łup z ostatniej wojny.

      – Czy to ten muzyk? – zapytał bez ogródek.

      – Tak – odpowiedział doradca. – To jest Dawid, syn Jessego.

      – Zaprowadzę go do jego domu. Ma mieszkać w pałacu, za apartamentami królewskimi. Poślę po niego, kiedy będzie potrzebny. – Zwrócił się do Dawida: – Idź za mną.

      – Przyniosłem dary od mojego ojca.

      – Dary? Ty? – Strażnik spojrzał na obładowanego osła i uśmiechnął się kpiąco. – Bez tego król też nie umrze z głodu i pragnienia. Daj to służącemu, zabierze do zapasów.

      – Nie – odparł spokojnie Dawid. – To dar wdzięczności. Muszę go dostarczyć królowi osobiście.

      Strażnik wsparł ręce na biodrach.

      – Patrzcie tylko СКАЧАТЬ