Dawid z Jerozolimy. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dawid z Jerozolimy - Louis de Wohl страница 6

Название: Dawid z Jerozolimy

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-810-1236-2

isbn:

СКАЧАТЬ mały sekretarz.

      – Chuszaj... – Król położył włócznię na kolanach. – Wyślij posłańca do Jessego w...

      – W Betlejem, mój królu – podpowiedział Dawid.

      – W Betlejem. Dziękuję mu za jego dar. A jego syn pozostanie na mojej służbie. Polubiłem go. Idź już, mój dobry Chuszaju, idź.

      Służba Dawida dla króla była łatwa. Saul zwykle spał do późna. Przed południem przyjmował na audiencji dostojników, dowódców wojskowych i ojców miasta. Po obiedzie odpoczywał przez godzinę. Potem przychodził czas na sprawowanie sądów, od niesnasek między plemionami do rozstrzygania tych sporów między rolnikami, sąsiadami i żonami sąsiadów, które z jakiegoś powodu nie mogły być rozsądzone przez miejscowe władze. Sądownictwo było jednym z ważniejszych obowiązków króla. Całkiem niedawno Izraelem rządzili sędziowie, ale kiedy naród zaczął się domagać króla, stary prorok Samuel dał im w imię Boga pierwszego króla – Saula. A Saul był sprawiedliwym sędzią, o ile nie dopadł go atak jego dziwnej choroby. Zaczynał się zwykle od ponurego, nieobecnego spojrzenia, a czasem od nagłego wybuchu gniewu. Odprawiał wtedy wszystkich, wycofywał się do swojej sypialni i posyłał po Dawida. Łagodne dźwięki harfy i czysty młody głos zawsze pomagały. Król się uspokajał, zazwyczaj po paru minutach. Czasem zasypiał i Dawid wymykał się wtedy cicho z pokoju. Król jednak zachowywał się dziwnie nawet wobec młodego śpiewaka. Od ich pierwszego spotkania nie odezwał się do niego ani razu, a ponieważ nikt nie mógł przemówić do króla pierwszy, nigdy ze sobą nie rozmawiali. Saul rzadko nawet patrzył na Dawida, a kiedy to czynił, wzrok miał pusty i trochę zdziwiony, jakby widział go po raz pierwszy.

      Tak, to była łatwa służba i pozostawiała Dawidowi dużo wolnego czasu. Życie na zamku było wesołe i urozmaicone: spotykał możnych tego kraju, słyszał wiele interesujących rzeczy i widział jeszcze więcej. A jednak często tęsknił za Betlejem. Nie tak mocno za braćmi jak za ojcem, a jeszcze bardziej za matką – a najbardziej za cichą, spokojną samotnością pastwisk. Owce nigdy nie były nieżyczliwymi gburami jak dowódca straży Jakub, ani nie lubowały się w intrygach i plotkach jak większość dworzan. Jego pozycja „uspokajacza” króla musiała nieuchronnie wywoływać wszelkiego rodzaju komentarze. Niektórzy uważali go za magika, którego zadaniem jest wypędzenie z króla demonów; inni myśleli, że jest tajnym wysłannikiem proroka Samuela. „Ten starzec posłał młodzieńca, by doprowadził króla do całkowitego szaleństwa”. Inni zazdrościli mu, że mieszka w królewskim pałacu. Z kolei Chuszaj, mądry, niewzruszony mały sekretarz, został jego przyjacielem. Z nim, i tylko z nim, Dawid mógł czasem wymieniać myśli. Chuszaj ze swoim szerokim, płaskim nosem i wielkimi ustami przypominał małpę, lecz za niskim, pobrużdżonym czołem kryła się nieprzeciętna inteligencja.

      – Jesteś drugim Orfeuszem, Dawidzie – powiedział pewnego dnia.

      – Orfeuszem?

      – Tak, pewien Achaj opowiedział mi kiedyś o Or­fe­uszu. Był śpiewakiem, tak wspaniałym, że nawet dzikie bestie słuchały go oczarowane zamiast rozszarpać na kawałki.

      – Król Saul nie jest dziką bestią, Chuszaju.

      – Nie jest – przyznał sekretarz – lecz siedzi w nim dzi­ka bestia i czasami wyrywa się na wolność. Jeszcze tego nie widziałeś, ale my, którzy znamy go dłużej, tak. Może w każdym z nas tkwi dzika bestia. Czasami tylko jest mała – albo jej klatka bardzo mocna.

      – Mówiłeś, że skąd pochodził ten człowiek, który opowiedział ci o Orfeuszu?

      – Z Achai. To musi być kraj za morzem.

      – Za morzem? – powtórzył ze zdziwieniem Dawid. – Myślałem, że świat się kończy na morskim brzegu, to znaczy świat ziemski.

      – Nie. Jest wyspa zwana Kretą. Rozmawiałem z ludźmi, którzy stamtąd przybyli. Mają broń z brązu – szkoda, że my takiej nie mamy. Brąz nie jest tak dobry jak żelazo, ale dużo lepszy od drewna.

      – I ten Achaj przybył z Krety?

      – Nie, ze znacznie dalszego miejsca, z innego kraju zwanego Spartą. Czy słyszałeś o mieście Troi?

      – Na pastwiskach nie słyszy się wiele o miastach.

      – Była miastem wspaniałym i potężnym, dużo, dużo większym od Gibei. Achajowie wypowiedzieli jej wojnę i ostatecznie ją zdobyli i zniszczyli. Mówią, że stało się to z powodu pięknej kobiety. Wśród sprzymierzeńców Troi było parę dzikich plemion, które opuściły miasto po jego upadku i udały się na południe. Słyszałeś o nich, nawet jeśli nie na swoich pastwiskach. To Filistyni.

      Oczy Dawida rozbłysły.

      – Więc Achajowie pobili Filistynów! Jeśli oni mogli to zrobić, to my też.

      Chuszaj westchnął.

      – Gdybyśmy tylko mieli lepszą broń! Filistyni mają armię zawodowych żołnierzy, od młodości ćwiczonych w wojennym rzemiośle. My jesteśmy rolnikami i hodowcami bydła. Nic dziwnego, że oni rządzą, a my... my jesteśmy im poddani.

      – Chuszaju! Nie jesteśmy niewolnikami!

      – Nie – odparł z goryczą mały sekretarz. – Filistyni są zbyt mądrzy, by uczynić nas niewolnikami. Dobrze wiedzą, że ludzie wolni pracują lepiej i ciężej, bo pracują dla siebie. Pozwalają więc, by nam się dobrze powodziło – a potem przychodzą i nas łupią.

      – Ale czasem z nimi wygrywaliśmy.

      – Tak, kiedy jeszcze mieliśmy Samsona. Król Saul też czasem wygrywał z nimi bitwę, ale nie z całą armią, tylko z paroma plemionami. Od paru lat wszystko dobrze się dla nas układa. Pewnie wkrótce nastąpi kolejny atak.

      – Powinniśmy zdobyć Achajów jako sojuszników – powiedział z namysłem Dawid.

      Chuszaj roześmiał się.

      – Wrócili do swojej dalekiej ojczyzny dawno, dawno temu. Ale ty mówisz prawie jak wojownik. Kto cię tego nauczył? Na pewno nie Jakub – nie można go nazwać twoim przyjacielem.

      – Wiem.

      – Ale jest wpływowym człowiekiem – rzekł os­trze­gaw­czym tonem Chuszaj. – Uważaj na siebie. Księżniczka nie zawsze jest w pobliżu, by zjawić się w od­po­wiedniej chwili...

      – Nigdy potem nie widziałem księżniczki Mikal – przerwał mu Dawid.

      Chuszaj spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.

      – Nie odwiedza króla zbyt często – powiedział powoli.

      – Jest bardzo piękna.

      Chuszaj blado się uśmiechnął.

      – To tak, jakby powiedzieć, że słońce jest letnie.

      Dawid był zbyt młody, by dostrzec głęboką tęsknotę w oczach Chuszaja. Starając się panować nad własnym podekscytowaniem, СКАЧАТЬ