Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 48

Название: Krzyżacy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ na wpół z niechęcią, a na wpół ze smutkiem:

      — Widzieliście wy kraśniejsze ode mnie.

      Zbyszko jednak mógł bez kłamstwa odpowiedzieć jej, że wiele takich nie widział, gdyż od Jagienki bił po prostu blask zdrowia, młodości i siły. Stary opat nie próżno mawiał o niej, że wygląda jak na wpół kalina[829], wpół sosenka. Wszystko w niej było piękne: i wysmukła postawa, i szerokie ramiona, i piersi jak ze skały wykute, i czerwone usta, i modre oczki bystro patrzące. Była też przybrana staranniej niż poprzednio w lesie na łowach. Na szyi miała kraśne[830] paciorki, kożuszek otwarty na przodzie, kryty zielonym suknem, spódnicę z samodziału[831] w prążki i nowe buty. Nawet stary Maćko zauważył ten piękny strój i popatrzywszy na nią przez chwilę, zapytał:

      — A czemuś to się tak przybrała, jako na odpust?

      Lecz ona, zamiast odpowiedzieć, poczęła wołać:

      — Idą wozy, idą!...

      Jakoż, gdy wozy zajechały, skoczyła ku nim, a za nią poszedł Zbyszko. Wyładowanie trwało aż do zachodu słońca, ku wielkiemu zadowoleniu Maćka, który każdą rzecz z osobna oglądał i za każdą wysławiał Jagienkę. Mrok też już zapadał zupełny, gdy dziewczyna poczęła się zabierać do domu. Przy wsiadaniu na koń Zbyszko chwycił ją nagle wpół i nim zdążyła słowo wymówić, podniósł ją w górę i posadził na kulbakę[832]. Wówczas zarumieniła się jak zorza i zwróciwszy ku niemu twarz, rzekła przytłumionym nieco głosem;

      — Mocarny z was pachołek...

      On zaś, nie dojrzawszy jej rumieńców i zmieszania z powodu ciemności, roześmiał się i zapytał:

      — A nie boicie się zwierza?... już zaraz noc!

      — Jest na wozie oszczep... podajcie mi go.

      Zbyszko poszedł do wozu, wyjął oszczep i wręczył go Jagience:

      — Bądźcie zdrowi!

      — Bądźcie zdrowi!

      — Bóg wam zapłać! Przyjadę jutro alibo pojutrze do Zgorzelic pokłonić się Zychowi i wam za somsiedzką[833] uczynność.

      — Przyjeżdżajcie! Radzi będziem! Wiśta!

      I ruszywszy koniem, znikła po chwili w przydrożnych krzach[834].

      Zbyszko wrócił do stryja.

      — Czas wam do izby wracać.

      Lecz Maćko odrzekł, nie ruszając się z kłody:

      — Hej! co za dziewczyna! Aże podwórze od niej pojaśniało!

      — Bo pewnie!

      Nastała chwila milczenia. Maćko zdawał się o czymś rozmyślać, patrząc w ukazujące się gwiazdy, po czym znów rzekł jakby sam do siebie:

      — I przyszczypne[835] to, i gospodarne, choć nie ma więcej nad piętnaście roków[836]...

      — Ano! — rzekł Zbyszko — stary Zych miłuje ją też jak oko w głowie.

      — I mówił, że Moczydoły za nią pójdą, a tam jest w łęgach[837] stadko świerzop[838] ze źrebięty.

      — W borach moczydłowskich ponoś okrutne bagna?...

      — Ale żeremia[839] bobrowe w nich są.

      I znów nastało milczenie. Maćko spoglądał czas jakiś z ukosa na Zbyszka, a wreszcie spytał:

      — Cóżeś się tak zapamiętał[840]? O czym rozmyślasz?

      — Bo... widzicie... po Jagience tak mi się Danuśka przypomniała, aże mnie coś w sercu zabolało.

      — Chodźmy do izby — rzekł na to stary. — Późno już.

      I wstawszy z trudem, wsparł się na Zbyszku, który odprowadził go do komory.

      Zbyszko pojechał jednak zaraz nazajutrz do Zgorzelic, albowiem Maćko bardzo o to przynaglał. Wymógł również na bratanku, by wziął z sobą dla okazałości dwóch pachołków i przybrał się jak najpiękniej, aby w ten sposób cześć Zychowi wyrządzić i należytą wdzięczność mu okazać. Zbyszko ustąpił i pojechał wystrojony jak na wesele w tę samą zdobyczną jakę[841] z białego atłasu[842], obszytą złotą frędzlą i zahaftowaną w złote gryfy. Zych przyjął go z otwartymi ramionami, radością i ze śpiewaniem, Jagienka zaś, wszedłszy na próg izby, stanęła jak wryta i omal nie upuściła łagiewki[843] z winem na widok młodziana, myślała bowiem, że królewicz jaki przyjechał. Straciła też od razu śmiałość i siedziała w milczeniu, przecierając tylko kiedy niekiedy oczy, jak gdyby się chciała ze snu obudzić. Zbyszko, któremu brakło doświadczenia, myślał, że z niewiadomych mu przyczyn nierada go widzi, rozmawiał więc tylko z Zychem, sławiąc jego sąsiedzką hojność i podziwiając dwór zgorzelicki, który rzeczywiście w niczym nie był do bogdanieckiego podobny.

      Wszędzie znać tu było dostatek i zasobność. W izbach były okna z szybami z rogu, zestruganego cienko i tak wygładzonego, że był prawie jak szkło przeźroczysty. Nie było ognisk na środku izb, tylko wielkie kominy z okapami po rogach. Podłoga była z modrzewiowych desek czysto umytych, na ścianach zbroje i mnóstwo mis błyszczących jak słońca oraz pięknie wyciętych łyżników[844], z szeregami łyżek, z których dwie były ze srebra. Gdzieniegdzie wisiały też makatki, złupione w wojnach lub nabyte od wędrownych kupców. Pod stołami leżały olbrzymie płowe[845] skóry turze[846], a takoż żubrze i dzicze. Zych z chęcią pokazywał swoje bogactwa, mówiąc co chwila, że to Jagienkowe gospodarowanie. Zaprowadził także Zbyszka do alkierza[847], pachnącego całkiem żywicą i miętą, w którym u pułapu wisiały cale pęki skór wilczych, lisich, kunich i bobrowych. Pokazał mu sernik[848], składy wosku i miodu, beczki z mąką, składy sucharów, konopi i suszonych grzybów. Wziął go następnie do spichrzów, obór, stajen i chlewów, do szop, w których były wozy, sprzęty myśliwskie, sieci, i tak olśnił oczy jego dostatkiem, że Zbyszko, wróciwszy na wieczerzę, nie mógł utrzymać w sobie podziwu.

      — Żyć nie umierać w waszych Zgorzelicach! — rzekł.

      — W СКАЧАТЬ



<p>829</p>

kalina — roślina o czerwonych owocach; w poezji ludowej porównanie do niej dziewczyny uchodziło za komplement.

<p>830</p>

kraśny — tu: czerwony.

<p>831</p>

samodział — tkanina wełniana lub lniana, wyprodukowana na ręcznym warsztacie.

<p>832</p>

kulbaka — wysokie siodło, przeważnie wojskowe.

<p>833</p>

somsiedzki — dziś popr.: sąsiedzki.

<p>834</p>

kierz (daw.) — krzak.

<p>835</p>

przyszczypny (daw. a. gw.) — zadziorny, ale na sposób humorystyczny.

<p>836</p>

roków (gw.) — lat.

<p>837</p>

łęg — podmokła łąka.

<p>838</p>

świerzopa — kobyła, klacz.

<p>839</p>

żeremie — konstrukcja z gałęzi, mchu i szlamu, budowana przez bobry, w której rodzą one młode.

<p>840</p>

zapamiętać się — zamyślić się a. zająć się czymś, zapominając o wszystkim innym.

<p>841</p>

jaka (daw.) — rodzaj okrycia wierzchniego.

<p>842</p>

atłas — tkanina z jednej strony gładka, z drugiej szorstka.

<p>843</p>

łagiewka a. łagiew — naczynie podróżne.

<p>844</p>

łyżnik — drewniana półeczka z otworami na łyżki.

<p>845</p>

płowy (o włosach a. futrze) — jasny.

<p>846</p>

tur — wymarły dziki ssak z rzędu parzystokopytnych.

<p>847</p>

alkierz — izba narożna, często reprezentacyjna.

<p>848</p>

sernik — pomieszczenie do przechowywania serów.