Szóste dziecko. J.D. Barker
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szóste dziecko - J.D. Barker страница 21

Название: Szóste dziecko

Автор: J.D. Barker

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381435529

isbn:

СКАЧАТЬ się po porośniętym krótkim zarostem podbródku.

      – Pracuję tu ładnych paręnaście lat i nigdy nie widziałem żadnych tuneli.

      – Dobrze pan zna te piwnice? – zapytał Stout.

      Mężczyzna przechylił głowę na bok.

      – Znam sprzęt, oprzyrządowanie, jestem tu konserwatorem. A poza tym się tu nie kręcę, to nie moja sprawa.

      – Wie pan, którędy są poprowadzone linie telefoniczne do budynku? – spytała Clair. – Operatorzy dzierżawią niektóre z tych tuneli.

      Przewrócił oczami i znów podrapał się po brodzie.

      – Zdaje się, że na zachodniej ścianie. Są tam windy, słyszę czasem, jak technicy się tłuką w tamtej części piwnicy. Tutaj się raczej nie zapuszczają. Tak że to musi być gdzieś tam.

      – Pan pokaże.

      Gdy Ernest prowadził ich przez labirynt porzuconego sprzętu, wzrok Clair raz po raz przyciągały nosze na kółkach – niektóre stały puste, na innych zwieziono tu stare urządzenia i kartony, wciąż uginały się pod ich ciężarem. Wiele było zepsutych, połamane części walały się tu i ówdzie. Clair zaczęła się zastanawiać, czy to stąd Bishop wziął wózki, które wykorzystał przy Emory i Guntherze Herbercie. Obie ofiary przykuto kajdankami do noszy na kółkach, a takiego sprzętu nie można kupić w pierwszym lepszym Walmarcie.

      Ernest wskazał na sufit.

      – To są kable telefoniczne, te szare. Niebieskie to od internetu.

      Dziesiątki grubych przewodów związanych plastikową opaską i przymocowanych do sufitu. Zadarli głowy i podążyli wzrokiem za wiązką kabli biegnącą w głąb piwnicy. Przy ścianie zewnętrznej przewody znikały w wykutym w betonowym fundamencie okrągłym otworze o średnicy około dziesięciu centymetrów, zaplombowanym gumową uszczelką.

      Żadnych tuneli. Żadnych widocznych wejść.

      – Szlag – mruknęła Clair, biegając wzrokiem w górę i w dół. – Byłam pewna, że…

      Stout skręcił przy ścianie w lewo i przesuwał się centymetr po centymetrze, jedną dłoń przyciskając do betonu, jakby szukał ukrytej dźwigni otwierającej tajemne przejście.

      Clair w zamyśleniu patrzyła na gładki mur.

      – W którym roku zbudowano ten szpital?

      – W tysiąc dziewięćset dwunastym – odparł Ernest bez chwili wahania. – To akurat wiem.

      – Tunele zaczęto budować jakieś trzynaście lat wcześniej – zauważyła Clair. – Miałyby tu sens. Ten beton wygląda dość świeżo. Ciekawe, może je zamurowali?

      – W latach osiemdziesiątych wzmacniali tu fundamenty. To wszystko nowsze elementy konstrukcji. Może faktycznie przy okazji zamknęli wejścia do tuneli.

      Zadzwonił telefon Clair. Kloz. Odebrała i przyłożyła słuchawkę do ucha.

      – No, co tam?

      – Paul Upchurch się obudził.

      Zmarszczyła brwi.

      – Jak to? Mówili, że się nie…

      – I mówi – przerwał jej Klozowski. – Wracaj.

      20

      – Cicho! – upomniał mnie Paul, chociaż wcale nic nie mówiłem, a jego głos na pewno daleko się poniósł.

      Czołgaliśmy się przez wysokie trawy za domem, byliśmy już mniej więcej w połowie drogi do stodoły.

      – Chyba je widzę – powiedział, zadzierając nieco głowę, żeby zobaczyć, co się dzieje. – Jakieś piętnaście metrów przed stodołą.

      Też podniosłem głowę, ale on złapał mnie za ramię i pociągnął w dół.

      – Zobaczą cię!

      Żachnąłem się.

      – A ciebie widziały?

      – Nie, ale ja umiem się skradać. Jestem jak duch ninja. Praktycznie niewidzialny. Nikt mnie nie zauważy, jeśli nie będę chciał.

      Dziewczyny wybiegły z salonu, gdy tyko pani Finicky się odwróciła – popędziły korytarzem do tylnych drzwi. Libby w końcu nawet do nas nie zajrzała, ale teraz widziałem, że jej cień kurczy się z pozostałymi dwoma. Słyszałem tupot trzech par stóp opuszczających dom. Finicky zabrała Paulowi aparat i nas też wyprowadziła z salonu. Kiedy dotarliśmy do schodów, Paul złapał mnie za ramię i wskazał brodą drzwi frontowe.

      Już po chwili byliśmy na zewnątrz i obchodziliśmy dom dookoła.

      – Policzymy jeszcze do dwudziestu i pójdziemy za nimi. Nie powinniśmy być za blisko.

      – Za blisko na co?

      Paul przewrócił oczami.

      – No żeby je obserwować. Wyraźnie chcą, żebyśmy się na nie gapili. Bo po co niby przylazły do salonu takie wyrozbierane?

      – Może po prostu miały po drodze? – zasugerowałem.

      – Boże, jaki ty jesteś naiwny i nieuświadomiony w kwestii współczesnych kobiet.

      „Chyba chciałam, żebyś mnie zobaczył”. Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się słowa pani Carter.

      – Kristina ewidentnie z tobą flirtowała, a Tegan aż ręce świerzbiły, żeby mnie zmacać – orzekł Paul. – Musisz się nauczyć odczytywać sygnały.

      – Jakie sygnały?

      – Każda dziewczyna wysyła sygnały. To jak światło latarni morskiej albo śpiew syreny. Naprawdę myślisz, że chciały się poopalać? – Pokręcił głową. – Nie ma mowy. Leżą gdzieś tu półnagie w trawie, bo chcą, żebyśmy je podglądali.

      Gdzieś niedaleko rozległ się dziewczęcy chichot.

      Paul pociągnął mnie na ziemię.

      – Szlag!

      Nie odzywaliśmy się przez minutę czy dwie, potem Paul znów powoli podniósł głowę, tylko na tyle, żeby spojrzeć między źdźbłami trawy.

      – Widzisz je?

      – Mhm – odparł cicho. – Piękny widok.

      Podczołgał się jeszcze ze trzy metry do przodu, ja ruszyłem za nim. Kiedy się zatrzymaliśmy, usłyszałem głosy dziewczyn, ale nie mogłem rozróżnić poszczególnych słów. Podparłem się na łokciach i wtedy je wreszcie zobaczyłem. СКАЧАТЬ