Название: Szóste dziecko
Автор: J.D. Barker
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
isbn: 9788381435529
isbn:
– Mhm – mruknęła Clair zza maski. Oczy ją swędziały, powstrzymała się przed kolejnym kichnięciem. Nie zamierzała też omawiać swoich dolegliwości ze strony układu pokarmowego – zdarzało jej się czuć lepiej nawet po całym wieczorze obżerania się meksykańskim jedzeniem.
Beyer również miał na twarzy maskę, ale wyglądał zdrowo.
– A pani… – Urwał, bo znał już odpowiedź. – Miała pani kontakt z patogenem wcześniej niż pozostali.
– Nic mi nie jest.
– Nie wydaje mi się. Powinien ktoś pani podać kroplówkę z płynami. Jest pani odwodniona.
– To zwykłe zmęczenie. Od wielu dni bez przerwy pracujemy nad tą sprawą. Jest coraz gorzej.
Ujął ją za przegub i uszczypnął grzbiet dłoni.
– Widzi pani, jak skóra nie wraca od razu do pierwotnego kształtu? Traci elastyczność, to pewny objaw odwodnienia. – Wypuścił jej dłoń. – Leczą panią jakoś?
Clair wzruszyła ramionami.
– Wcześniej dali mi jakiś zastrzyk na wzmocnienie odporności. Oprócz tego niewiele mogą zrobić. Ale zapytam o kroplówkę. – Wskazała brodą w stronę holu. – Rozumiem, że się pan o mnie martwi, ale ja też mam swoje obowiązki. Co powiedział Upchurch?
Doktor Beyer spojrzał w głąb korytarza.
– Rozintubowaliśmy go w ramach standardowego postępowania pooperacyjnego, żeby sprawdzić, czy nie utracił odruchów bezwarunkowych, takich jak oddychanie czy przełykanie. Byłem przekonany, że zaraz będziemy musieli z powrotem podłączyć go do respiratora, ale pacjent zakasłał i złapał mnie za rękę. – Lekarz zawahał się na chwilę i podrapał po przedramieniu. – Nie rozumiem tego. Obszary mózgu odpowiedzialne za mowę i racjonalne myślenie zostały przetrzebione. Nie powinien w ogóle rozumieć, co to jest słowo, a tym bardziej budować wypowiedzi.
– Co on powiedział, panie doktorze?
Doktor Beyer ruszył w stronę oddziału intensywnej terapii.
– Jakieś imię i nazwisko. Z początku nie mogłem go zrozumieć. Z trudem przychodziło mu wyduszenie z siebie tych słów, ale potem powtarzał je wielokrotnie. Sarah… Sarah Werner. Coś to pani mówi?
Clair dobrze znała to nazwisko, ale nadal nie miała bladego pojęcia, kim jest ta cała Sarah Werner. To z jej telefonu zadzwonił do niej Sam. Ustalili potem, że przez ostatnie dwa dni jeździł po kraju z kobietą, którą uważał za Sarah Werner. Wiedzieli już też, że prawdziwa Sarah Werner, prawniczka z Nowego Orleanu, nie żyła od wielu tygodni, a jej ciało rozkładało się w jej własnym mieszkaniu. Strażnik z nowoorleańskiego więzienia, niejaki Vincent Weidner, również podał jej nazwisko, kiedy go aresztowano. To on, razem z kobietą podającą się za Werner, tą od Sama, pomógł innej kobiecie uciec z tegoż więzienia. Tamtą kobietę znaleziono martwą już tutaj, w Chicago, w foyer hotelu Guyon. Wszystko wskazywało na to, że zastrzelił ją Sam, choć Clair w głębi serca wiedziała, że to niemożliwe. Sam powiedział Poole’owi, że kobieta podająca się za Sarah Werner była w rzeczywistości matką Bishopa. Czy Upchurchowi chodziło więc o nią, czy o zamordowaną prawniczkę?
– Tędy – powiedział Beyer, prowadząc ją przez kolejne drzwi do niewielkiego przedsionka. Podał jej szczelnie zamknięty pakunek z ubraniem. – Musi to pani założyć. Nie przeżyłby kontaktu z wirusem. Nie możemy ryzykować infekcji.
– Pan to umie dać dziewczynie poczuć, że jest mile widziana. – Clair rozerwała opakowanie i naciągnęła jednorazowy żółty kombinezon ochronny. Lekarz podał jej buty do kompletu i coś w rodzaju maski czy hełmu, który zakrywał jej całą głowę i łączył się z kombinezonem. Wokół talii zamocował jej pas z niedużym zbiornikiem tlenu. Wąż zbiornika został umocowany gdzieś z tyłu. Gdy tylko wskoczył na swoje miejsce, poczuła wokół głowy powiew chłodnego powietrza.
Potem doktor Beyer szybko i sprawnie ubrał się w taki sam kombinezon.
– Tlenu wystarczy na piętnaście minut. Więcej czasu raczej nie będzie nam potrzebne. – Jego głos dobiegał z systemu komunikacji wbudowanego w kombinezon. – Gotowa?
Clair skinęła głową.
Przeszła za nim przez kolejne drzwi i wreszcie znalazła się w sali szpitalnej Paula Upchurcha.
Clair nie miała okazji porządnie mu się przyjrzeć, kiedy został przywieziony do szpitala. Po aresztowaniu zasłabł i stracił przytomność, więc natychmiast przewieziono go na intensywną terapię i przygotowano do operacji. Mężczyzna leżący teraz w łóżku wyglądał jak stwór z jej najgorszych koszmarów. Skórę miał bladoszarą, lśniącą od warstewki potu. Spodziewała się, że głowę będzie miał grubo owiniętą bandażem, ale wcale nie – rana pooperacyjna była widoczna pod przeźroczystym opatrunkiem. Pod rozciągliwym materiałem zebrał się jakiś płyn. Nie wiedziała, czy to lekarstwo, które ma przyśpieszyć gojenie, czy ropa albo inna wydzielina, ale na sam widok robiło jej się niedobrze. Nie miał włosów ani brwi – albo stracił je w toku leczenia, albo ogolono go przed operacją. Wyglądał nieludzko, jak kosmita, i gapił się prosto na nią.
Według akt Upchurch miał niebieskie oczy, ale teraz nikt by się tego nie domyślił. Na Clair patrzyły oczy mętnoszare, przekrwione, o pożółkłych białkach.
Doktor Beyer podszedł do oprzyrządowania stojącego przy łóżku i przestudiował rozmaite wykresy i wartości liczbowe na kolorowym wyświetlaczu. Stał tyłem do niej, nie widziała wyrazu jego twarzy.
Clair przysunęła się bliżej. Upchurch podążył za nią wzrokiem. Wysunął język i oblizał suche, spierzchnięte wargi. Język nie był różowy, ale szary, w tym samym martwym odcieniu co oczy i skóra. Wiedziała, że ma przed sobą trupa. Coś w jego wzroku mówiło jej, że on też zna prawdę.
Prawa dłoń Upchurcha zadrgała spazmatycznie i uniosła się parę centymetrów nad łóżko, ale zaraz znów opadła. Kajdanki zabrzęczały na metalowej poręczy. Taki środek bezpieczeństwa wydawał się absurdalny, przecież ten człowiek nie mógł nigdzie uciec. Poruszył ustami, ale nic nie powiedział – zacmokał tylko głucho i zachłysnął się powietrzem.
Przez cały ten czas nie odrywał jednak od niej wzroku. Nie zauważyła, żeby choć raz mrugnął.
Clair zrobiła jeszcze jeden krok w stronę łóżka.
– Jestem detektyw Clair Norton z policji Chicago. Wie pan, gdzie się znajduje?
Z trudem skinął leciutko głową. Dopiero wtedy zamknął oczy.
– Jest na silnych lekach, ale podejrzewam, że w takim stanie nawet najlżejszy ruch sprawia mu ból i wymaga wielkiej koncentracji – stwierdził Beyer.
Nie zwróciła uwagi, że się odwrócił, ale teraz patrzył na nią z przeciwnej strony łóżka Upchurcha.
– Pytał СКАЧАТЬ