Название: Szóste dziecko
Автор: J.D. Barker
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
isbn: 9788381435529
isbn:
Pierwszego wieczoru po moim przyjeździe Paul był łaskaw mi powiedzieć, że Tegan była całkiem niezłym materiałem do walenia konia, a Kristina też by mogła, gdyby się trochę ogarnęła – przyznał im odpowiednio osiem i sześć punktów na swojej osobistej Skali Koniowalstwa. Obie dziewczyny mieszkały tu najdłużej, już prawie dwa lata.
Ja osobiście ciągle nie mogłem zrozumieć, co to właściwie jest dom dla krnąbrnych dzieci. Spodziewałem się regularnych procesji potencjalnych rodziców, ale nie widziałem jeszcze ani jednego, żadnych adopcji ani pieczy zastępczej, w ogóle bardzo niewielu odwiedzających. Nie potrafiłem też ustalić naszej lokalizacji. Wielki dom stał na środku rozległej działki, w okolicy nie było żadnych innych domów. Jedynym budynkiem w zasięgu wzroku była rozpadająca się stodoła – powiedziano nam, że to potwornie niebezpieczne miejsce, do którego absolutnie nie wolno nam się zbliżać, co oczywiście uczyniło ją tylko bardziej pociągającą. Paul opracował już plan.
– Poprosimy dziewczyny, żeby poszły z nami obczaić tę budę. Założę się, że jest tam siano, zaciszne przegrody dla koni, może nawet stryszek… Ja porobię jakieś fiku-miku z Tegan, a ty możesz z Kristiną, nie wiem, pograć w kości. Albo pilnować, czy nikt nie idzie. Trzeba będzie wziąć butelkę, żeby móc zagrać.
– Zanim zaczniesz wymyślać imiona dla waszych wspólnych dzieci, to przydałyby ci się jaja, żeby do niej zagadać.
– Przecież z nią gadam.
– Stękasz do niej – odparłem. – Sam słyszałem. Ona ci mówi na przykład „cześć”, a ty odpowiadasz „yyy hę ho” czy coś w ten deseń.
– Jestem mężczyzną małomównym, silnym i tajemniczym. Ona to rozumie. Dlatego zawsze rozbiera mnie wzrokiem.
– Aha, czyli dlatego tak dziwnie patrzy?
– Dlatego nazywa mnie „Paul Ciachol”.
– Wcale tak na ciebie mówi.
– Jej oczy owszem.
– Może po prostu potrzebuje okularów.
– Ma w tych oczach fajerwerki i wszystkie gwiazdy świata – odparł Paul. – Ciągle o mnie gada z innymi dziewczynami.
– Skąd niby to wiesz?
– A o czym innym miałyby niby gadać? Jak mnie przydybie samego w tej stodole, to nie wiadomo, co ze mną zrobi.
– W takim razie lepiej przyjmuj dużo płynów.
Paul na chwilę ucichł, po czym zapytał:
– Widziałeś kiedyś na żywo gołą dziewczynę?
– Nie – odparłem, może nieco za szybko. Przecież widziałem nagą kobietę. Tamtej nocy zasnąłem, zastanawiając się, gdzie jest teraz pani Carter i jak daleko od domu błądzi.
13
Biuro terenowe FBI w Chicago znajdowało się pod numerem 2111 przy Roosevelt Road, około dziesięciu minut drogi od komendy policji. Nash pojechał swoim chevroletem. Jeden z taszczących pudła agentów zaproponował mu podwózkę, ale Nash nie mógł się zmusić do tego, żeby przyjąć ofertę. Czuł się w tej sytuacji nieswojo.
Zameldował się przy stanowisku ochrony na parterze, oddał do depozytu broń podstawową oraz zapasową, przeszedł przez wykrywacz metali, dał sobie zrobić zdjęcia i wreszcie odebrał przepustkę dla odwiedzających. Poole kazał mu się zgłosić do sali konferencyjnej na czwartym piętrze.
Nash nie był pewny, czego się spodziewał, ale na pewno nie tego. Sala konferencyjna C miała chyba z kilkaset metrów kwadratowych i kilkanaście rzędów krzeseł ustawionych schodkowo, jak na stadionie piłkarskim, zwróconych ku frontowi pomieszczenia, gdzie znajdowało się podwyższenie oraz monitory sięgające od podłogi do sufitu. Na każdym z ekranów falowało trójwymiarowe odwzorowanie pieczęci FBI, lśniące w animowanym świetle. Dotarł dziesięć minut przed czasem, nigdzie nie było śladu Poole’a ani jego przełożonego. Na miejscu czekało już jednak co najmniej dwadzieścioro agentów, rozproszonych po wielkim pomieszczeniu.
Nash nikogo tam nie kojarzył, ale oni najwyraźniej rozpoznali jego. Większość rozmów albo całkowicie ucichła, albo zniżyła się do szeptu. Nie krępowali się jednak na niego gapić. Nasha korciło, żeby im pomachać, ale powstrzymał się, nalał sobie kawy przy stoliku z poczęstunkiem stojącym przy drzwiach, po czym zajął miejsce w trzecim rzędzie i patrzył, jak pomieszczenie powoli się zapełnia.
Punktualnie o dziewiątej światła się przyciemniły, a oba wejścia automatycznie zamknęły. Nash czuł się tak, jakby na ekranie miały się zaraz wyświetlić zwiastuny filmów. Po chwili jednak przez boczne drzwi wszedł agent dowodzący Hurless, a w pomieszczeniu zapadła cisza.
– Choć zdaję sobie sprawę, że dla większości z was ta sprawa jest zupełnie nowa, nie mamy czasu, żebyście się mogli spokojnie wdrożyć. Dziś rano pojawiły się kolejne cztery ofiary: trzy u nas, w Chicago, i jedna w Simpsonville w Karolinie Południowej. Detektyw Sam Porter został zatrzymany, obecnie przebywa na komendzie policji Chicago.
Ku zaskoczeniu Nasha część agentów zaczęła na tę wieść wiwatować. Kilka osób nawet zaklaskało. Hurless zignorował ich i mówił dalej:
– Agent Poole przedstawi teraz szczegóły.
Poole wszedł przez te same drzwi, których wcześniej użył Hurless. Jakimś cudem zdążył się ogolić i zmienić garnitur. Wziął do ręki pilota i nacisnął guzik, wybudzając ekrany za swoimi plecami.
Cztery ciała.
– Wszystkie ciała znaleziono w tej samej pozycji: na kolanach, ze złączonymi dłońmi i głowami skłonionymi jak do modlitwy. Każdej ofierze z chirurgiczną precyzją usunięto lewe oko, lewe ucho oraz język, umieszczono je w białych pudełkach przewiązanych czarnym sznurkiem i zostawiono przy zwłokach. Z wyjątkiem Gunthera Herberta i Libby McInley Bishop zawsze wysyłał te pudełka pocztą, pojedynczo, na przestrzeni tygodnia. Przy każdym ciele znaleźliśmy także napis: „Ojcze, przebacz mi”. – Poole przeszedł na lewą stronę podwyższenia i wskazał zdjęcia dwóch kobiet na monitorach. – Pierwszą ofiarę znaleziono na cmentarzu Rose Hill. Druga była na torach czerwonej linii metra, na stacji Clark. Obu usunięto odciski palców za pomocą jakiejś substancji chemicznej. Na ten moment jeszcze nie znamy ich tożsamości. – Podszedł do trzeciej ofiary. – Tego mężczyznę zidentyfikowano jako Toma Langlina, byłego inspektora straży pożarnej w Simpsonville. Sprawca zostawił ciało na schodach sądu, na widoku. Langlin sporządził protokół z pożaru nieruchomości Bishopów.
– Chyba nieruchomości Portera? – zawołał ktoś z tylnych СКАЧАТЬ