Szóste dziecko. J.D. Barker
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szóste dziecko - J.D. Barker страница 12

Название: Szóste dziecko

Автор: J.D. Barker

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381435529

isbn:

СКАЧАТЬ wokół dzieci, a najcichsze kaszlnięcie czy kichnięcie spotykało się z morderczym spojrzeniem. Mówiło się o odizolowaniu chorych przez CDC. Rozmawiali wcześniej z kierownictwem o wydzieleniu jednego skrzydła na drugim piętrze, ale jeśli cokolwiek zrobiono w tym kierunku, to nikt nie zdradził jej żadnych szczegółów planu.

      Wjechali windą na czwarte piętro.

      Kiedy drzwi się otworzyły, Stout poprowadził ją korytarzem po lewej stronie. Na ścianie wisiała tablica z napisem „Kardiologia”.

      – Pielęgniarka znalazła go jakieś dziesięć minut temu.

      – Kogo?

      Nie odpowiedział. Skręcił bez słowa w kolejny korytarz, potem w trzeci, weszli chyba do jakiegoś skrzydła administracyjnego. Większość drzwi była pozamykana, zasłony pozaciągane.

      – Drugie drzwi po lewej – powiedział.

      Clair podążyła wzrokiem za jego palcem. Tabliczka na drzwiach głosiła „Dr Stanford Pentz”. Jej dłoń powędrowała do kolby broni służbowej przypasanej na biodrze.

      – Nie będzie to pani potrzebne.

      Clair mimo wszystko odpięła skórzany pasek kabury i wzmocniła chwyt, drugą ręką sięgając do gałki. Drzwi otworzyły się do środka, ukazując gabinet. Po lewej stała kanapa, po prawej – mahoniowe biurko i dwa okazałe skórzane fotele. Na ścianach wisiały rozmaite dyplomy, a na biurku stało zdjęcie rodzinne: mężczyzna po sześćdziesiątce z żoną i na oko dwunastoletnim synkiem, wszyscy uśmiechnięci i odświętnie ubrani.

      Na środku pomieszczenia, plecami do Clair, a twarzą do dużego okna zajmującego całą ścianę gabinetu, klęczał mężczyzna. Głowę miał pochyloną do przodu, podbródek opierał się na klatce piersiowej. Nie miał na sobie butów. Obok stała para czarnych mokasynów.

      Clair podeszła bliżej.

      Stojący w drzwiach Stout odchrząknął, ale nic nie powiedział.

      Clair obeszła mężczyznę dookoła, stanęła między nim a oknem, i wtedy właśnie zauważyła krew oraz trzy małe pudełeczka ułożone na podłodze.

      10

Dzień piąty, 8.31

      Nash wyplątywał się właśnie z kurtki, kiedy drzwi windy otworzyły się w podziemiach komendy policji Chicago. Zwykle wyludniony hol dziś aż buzował. Zanim Nash zdążył wysiąść, jakiś dwudziestoparolatek wpakował się do środka z wózkiem załadowanym pudłami na dokumenty.

      Nash znał te pudła.

      – Gdzie to zabierasz?

      – Na Roosevelt – odparł dzieciak.

      Nash zauważył przy jego pasku odznakę FBI.

      – Na czyj rozkaz?

      Chłopak wyciągnął rękę i nacisnął guzik parteru. Kciukiem wskazał w stronę holu.

      – Jeśli ma pan jakieś pytania, radzę zwrócić się do agenta Poole’a.

      Kiedy drzwi zaczęły się zamykać, Nash wcisnął między nie stopę. Zanim znów się otworzyły, sięgnął jeszcze do panelu sterowniczego windy i powciskał wszystkie guziki.

      Gdy tylko wyszedł z windy, minął go kolejny młody agent z sześcioma pudłami dokumentów.

      Już od kilku lat grupa śledcza zajmująca się sprawą 4MK pracowała w pokoju narad znajdującym się na poziomie piwnicy. Łatwiej było im się skupić pod ziemią niż w dużej sali z wszystkimi innymi detektywami. Zbyt wiele pytań, zbyt wiele wścibskich oczu, zbyt wiele przecieków do prasy. Izolacja rozwiązała wszystkie te problemy. No, przynajmniej większość z nich. Przed kilkoma miesiącami, gdy Anson Bishop okazał się Zabójcą Czwartej Małpy i uciekł, sprawę przejęło FBI. Zajęli również pomieszczenie vis-à-vis pokoju narad. Porter z początku obstawiał, że to tymczasowe. Albo Bishop zostanie ujęty, albo FBI odda sprawę lokalnej policji, kiedy już sprawa zejdzie z pierwszych stron gazet, ale nigdy do tego nie doszło. Co więcej, sytuacja eskalowała. Zrobiło się jeszcze gorzej.

      Nash najpierw zajrzał do gabinetu FBI – czworo agentów, żadnego nie kojarzył. Wszyscy byli zajęci pakowaniem kartonów i ustawianiem ich przy drzwiach.

      Po drugiej stronie korytarza, w pokoju narad, zastał agenta specjalnego Franka Poole’a – siedział naprzeciwko wejścia, patrząc na trzy białe tablice detektywistyczne.

      Nash poczuł, że z wściekłości robi się czerwony jak burak.

      – Co tu się odwala, Frank?

      – Agent dowodzący Hurless chce wszystko skonsolidować w biurze terenowym FBI przy Roosevelt. Dostajemy coraz więcej danych z Nowego Orleanu i Simpsonville: o tych sześciu ciałach znalezionych w jeziorze… o domu… o wszystkim, czego Sam się dotknął od wyjazdu z Chicago do chwili, gdy znaleźliśmy go w hotelu Guyon.

      – Czemu nie możemy tego robić tutaj?

      – To nie ja podejmuję decyzje. – Nie odrywając wzroku od tablic, Poole dodał: – Jak dobrze znasz burmistrza?

      – Ja? Spotkałem go ze dwa razy na jakichś uroczystościach, podałem rękę, zrobili nam zdjęcie. Podejrzewam, że nie ma pojęcia o moim istnieniu.

      – A Anthony Warnick z jego biura?

      – Poznałem go dzisiaj. A co?

      Poole nadal nie podnosił wzroku.

      – Warnick zadzwonił do burmistrza, on zadzwonił do przełożonego mojego przełożonego i pięć minut później dostałem rozkaz, żeby włączyć was do śledztwa. Dziesięć minut wcześniej Hurless chciał, żebym zamknął cię razem z Samem. Ktoś tu ma na kogoś haka. Tylko to tłumaczy ten nagły zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.

      Poole wstał, podszedł do pierwszej tablicy i wskazał dwa słowa wśród innych informacji o Arthurze Talbocie: „Znajomy burmistrza”.

      – To Sam musiał napisać – stwierdził Nash. – Wiemy, że Talbot grał z burmistrzem w golfa. Wspierał też jego kampanię. Wszystkie jego inwestycje budowlane były na wielką skalę. Domyślam się, że takie projekty nie mają szans, jeśli burmistrz w jakimś zakresie nie bierze w nich udziału.

      – Powiązaliście go z czymś nielegalnym?

      Nash pokręcił głową.

      – Nic nie wyszło. Zresztą nie sądzę, żeby ktokolwiek szukał. Interesował nas Talbot, nie burmistrz.

      – Wydaje mi się, że masz być tutaj jego człowiekiem – powiedział Poole wprost.

      Nash uśmiechnął się krzywo.

      – Skoro tak, to źle wybrał. Nie zamierzam z nim gadać.

      Poole na chwilę zamilkł, СКАЧАТЬ